Steve Perlman, twórca oprogramowania wykorzystywanego do technologii CGI uważa, że wszystkie superprodukcje wykorzystujące efekty specjalne, łamią prawa autorskie. Do sądu wpłynął pozew.
Do sądu w Kalifornii wpłynął niespodziewany pozew. Steve Perlman z wytwórni Rearden LCC uderza w największe wytwórnie - Disney, Fox i Paramount - zarzucając im łamanie prawa. Mężczyzna twierdzi, że jest wyłącznym właścicielem oprogramowania MOVA, które przechwytuje poszczególne elementy twarzy w celu stworzenia fotorealistycznych efektów specjalnych. Jak mówi, jego technologia została skradziona, a następnie rozpowszechniona zachodnim wytwórniom, które obecnie jak gdyby nigdy nic używają jej przy tworzeniu superprodukcji. I to, zdaniem Perlmana, jest niczym innym jak naruszeniem praw autorskich.
Choć oskarżenie może wydawać się śmieszne, prawnicy w chwili obecnej muszą je rozpatrzyć. Wytwórnie uważają, że jakikolwiek film jest efektem wkładu człowieka - reżysera i aktora. Żadne oprogramowanie nie może rościć sobie praw do finalnego efektu tylko dlatego, że ten powstał za jego pośrednictwem. Jak mówi Kelly Klaus, adwokat oskarżonych, to tak jakby pozwać pisarzy lub fotografów tylko dlatego, że podczas pracy wykorzystywali programy Microsoft Word czy Photoshop.
Żeby udowodnić, że to programista jest właścicielem praw autorskich, firma Rearden reprezentowana przez prawnika Steve'a Bermana powołuje się na sytuację z 2001 roku. Wówczas niejaki Yochanan Spielberg wgrał treść Tory do bazy danych, by za pomocą specjalnego kodu sprawdzić, czy w jej treści kryją się jakieś proroctwa. Następnie inny uczony, Michael Drosnin, nabył kopię tego oprogramowania i przeprowadził ponowne badania, których wyniki opublikował później w swojej książce
The Bible Code. Spielberg pozwał Drosnina za łamanie praw autorskich i rzeczywiście tę sprawę wygrał - sąd uznał, że w tym przypadku Drosnin zarobił pieniądze, choć lwią część pracy wykonał nie on sam, a oprogramowanie Spielberga.
Teraz Rearden utrzymuje, że sytuacja jest analogiczna - to MOVA wykonuje lwią część pracy przy tworzeniu filmów z CGI, w związku z czym jej właściciele oczekują zadośćuczynienia. Zdaniem Perlmana, to nie reżyser decyduje o końcowym efekcie filmu, ponieważ w programie są ustalone odgórnie kąty kamery i padania światła, dozwolone kolory i wybrane wzory tła, których należy przestrzegać w budowaniu kadru. A więc to program tak naprawdę decyduje o wszystkim, co później widzimy w filmie.
Zanim sąd podejmie decyzję, jakie kroki należy podjąć, oczekuje głosu ze stron wytwórni. Nie ma jeszcze oficjalnych oświadczeń żadnego studia.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h