Albatros
Ptaki ciernistych krzewów to jedna z tych powieści, które czyta się z narastającym napięciem, bo od początku wiadomo, że ta miłość nie może skończyć się dobrze. Maggie dorasta w rodzinie, w której uczucia często przegrywają z obowiązkiem, a surowe realia farmy na Droghedzie kształtują jej charakter od najmłodszych lat. Jej relacja z Ralphem de Bricassartem, młodym księdzem uwikłanym w ambicje i wierność Kościołowi, dojrzewa powoli, niemal nieśmiało, a jednak od pierwszych stron czuć, że to uczucie jest fundamentem całej powieści.
Autorka świetnie oddaje ciężar epoki: role społeczne, konwenanse i świat, w którym kobieta musi walczyć o każdy skrawek swojej godności. Widać to zarówno w losach Maggie, jak i w zachowaniach jej rodziny. Bohaterowie są pełni sprzeczności, jedni ranią z bezradności, inni uciekają w religijne uniesienia, żeby zagłuszyć własne pragnienia. Ten ludzki chaos sprawia, że historia, choć momentami melodramatyczna, jest wiarygodna emocjonalnie. Ralph stoi w centrum największego konfliktu: miłość do kobiety kontra miłość do Boga. Jedno i drugie jest prawdziwe, jedno i drugie go zmienia, a jednak wciąż wybiera drogę, która prowadzi przez ciernie. Ta relacja jest piękna i wyniszczająca jednocześnie, im mocniejsze uczucie, tym większy ból i konsekwencje.
Źródło: AlbatrosTo, co mnie szczególnie poruszyło, to sposób, w jaki Colleen McCullough pokazuje cierpienia dzieci. Motyw „dzieci i ryby głosu nie mają” jest tu boleśnie realistyczny. Sceny szkolne, w których zakonnice niemal z satysfakcją wymierzają kary, są trudne do czytania i choć wiem, że takie rzeczy naprawdę miały miejsce, nie zmienia to faktu, że potrafią mocno uderzyć. Ten wątek tylko wzmacnia poczucie, jak bardzo okrutny potrafił być świat przedstawiony w tej książce.
Jednocześnie nie uniknę tu małej uwagi: niektóre opisy są rozwleczone. Autorka lubi zatrzymywać się na szczegółach, na krajobrazach, na długich rozmowach, które czasem nie do końca popychają fabułę do przodu. Dla części czytelników to buduje klimat, dla innych może być męczące, ja momentami czułam to drugie. Ale mimo tych zastrzeżeń trudno odmówić tej powieści mocy. To historia o marzeniach, za które płaci się zbyt wysoką cenę. O rodzinie, która czasem sama staje się źródłem cierpienia. O życiu, które zawsze wybiera swoją własną drogę, nawet jeśli człowiek próbuje je nagiąć do swojej woli.
Najbardziej jednak zostaje w pamięci to pytanie, które przewija się przez całą książkę: czy można być szczęśliwym, jeśli droga do tego szczęścia prowadzi przez zbyt wiele cierni?
Poznaj recenzenta
Serafina Knych