Akurat
Nie spodziewałam się, że Slewfoot. Opowieść o wiedźmie aż tak mnie wciągnie, a skończyło się tym, że czytałam do rana. Brom zaskoczył mnie przede wszystkim klimatem – takim surowym, ziemistym, trochę dusznym, jakby rzeczywiście przenosiło się do kolonialnej Nowej Anglii, gdzie życie zależało od pogody, humorów sąsiadów i łaski Boga, a każdy krok poza sztywny porządek traktowano jak grzech.
Abitha, główna bohaterka, od początku trafiła do mojego ulubionego zestawu „kobiet, które nie chcą się złożyć na ołtarzu cudzego komfortu”. Jest młoda i niezależna, choć jej świat robi wszystko, żeby ją złamać. Po śmierci męża staje się dla szwagra tylko problemem – kimś, kogo można uciszyć, zastraszyć albo wykorzystać, bo tak właśnie działa społeczność, w której wszyscy pilnują cudzego życia bardziej niż swojego. Ten wątek niesamowicie mnie uwierał, bo widać tam całą hipokryzję purytańskiej moralności.
I właśnie wtedy do opowieści wchodzi Slewfoot, pradawny duch lasu, demon, bóstwo – zależy jak na to patrzeć. Brom bardzo fajnie to ugryzł, bo to nie jest „zły wilk”, który wyskakuje z krzaków. To bardziej naturalna siła, niepokojąca, ale niejednoznaczna. Relacja między nim a Abithą też nie jest standardowa. „Wiedźma + demon” – jest między nimi napięcie, strach, ciekawość, momentami niechciana solidarność dwóch istot, których świat nie potrafi zaakceptować.
Źródło: AkuratFabuła mknie szybko, bez przestojów. Są rytuały, mroczne obrzędy, brutalność wynikająca z ówczesnych realiów i ten stale obecny cień ludzkiej bigoterii, który miejscami był bardziej przerażający niż demony. Sceny pokazujące, jak społeczność potrafiła zlinczować człowieka za najmniejszy przejaw „odmienności”, były wręcz bolesne właśnie przez to, jak bardzo są prawdziwe.
Czy wszystko było dla mnie idealne? Nie. Momentami odnosiłam wrażenie, że niektóre sceny mogłyby być bardziej rozwinięte. Ale całość nadrabia klimatem i tym, jak dobrze Gerald Brom oddaje bezsilność kobiety wrzuconej w świat, który wymaga pokory, uległości i milczenia.
Mimo elementów fantastycznych historia wybrzmiewa bardzo „ludzko”. Widać w niej desperację, samotność, gniew i to, jak szybko krzywda potrafi przeobrazić się w coś znacznie większego. A ostatnie rozdziały? Cóż… dają tę satysfakcję, która pojawia się tylko wtedy, gdy długo tłumiona siła wreszcie dostaje przestrzeń, by powiedzieć „dość”.
Dla mnie to była świetna, mroczna, nastrojowa opowieść. I przede wszystkim taka, którą się czuje, nie tylko czyta.
Poznaj recenzenta
Serafina Knych