R2-D2 jest prawdopodobnie jednym z najbardziej charakterystycznych droidów występujących w Gwiezdnych wojnach. Jak się okazuje, wkrótce podobne roboty naprawcze mogą zacząć służbę na pokładach samolotów.
Pisząc
podobne, miałem oczywiście na myśli ich funkcję, a nie sam wygląd. Mechaniczne insekty Rolls-Royce'a nie są aż tak urocze jak Artoo. Firma zaprezentowała podczas Farnborough Airshow kilka innowacyjnych rozwiązań serwisowych, które przywodzą na myśl droidy z Gwiezdnych wojen. Stworzono je we współpracownikami z naukowcami z Uniwersytetu Harvarda oraz Uniwersytetu w Nottingham i mają posłużyć do monitorowania stanu silników i przeprowadzania prostych napraw w samolotach.
Jednym z najciekawszych prototypów jest bez wątpienia Swarm, czyli rój karaluchowatych robotów wyposażonych w niewielkie kamery. Stworzono je po to, aby mogły przeprowadzić inspekcję silnika bez konieczności rozmontowywania go w hangarze. Takie rozwiązanie znacząco usprawniłoby i przyspieszyło proces serwisowania . Niestety, roboty wciąż są zbyt duże, aby mogły bez przemieszczać się bez ograniczeń. Nadrzędnym zadaniem naukowców pracujących nad tym projektem jest więc zminiaturyzowanie ich, aby w przyszłości mogły wyręczyć mechaników w najprostszych i najżmudniejszych pracach.
Nim karaczany-roboy trafią do służby, minie jeszcze kilka lat. Inżynierowie Rolls-Royce'a w międzyczasie pracują nad innymi, rozwiązaniami, które ułatwiłyby dbanie o kondycję samolotów. Najprostszy projekt zakłada stworzenie robotów-peryskopów zintegrowanych z silnikami, które nieustannie monitorowałyby ich wnętrze, aby ułatwić wykrywanie nawet najdrobniejszych usterek.
Znacznie ciekawiej przedstawiają się mechawęże, elastyczne roboty przypominające zmotoryzowany endoskop, który penetruje najgłębsze obszary silnika. Nie dość, że mają interesującą formę, to mogłyby także współpracować ze sobą, aby przeprowadzać naprawy we wnętrzu maszyny, tam, gdzie nie sięgnie mechanik. Naukowcy pracują także nad zdalnie sterowanymi narzędziami zintegrowanymi z silnikiem, które pozwoliłyby naprawiać usterki na odległość, bez konieczności ściągania mechanika na drugi koniec globu, gdzie doszło do awarii.
Być może zaprezentowane tu roboty nie prezentują się tak efektownie jak gwiezdnowojenne astromechy, które naprawiały statek podczas ucieczki bohaterów z Naboo w
Star Wars: Episode I - The Phantom Menace, ale sens ich istnienia jest podobny. Mają zdjąć z barków mechaników najprostsze czynności serwisowe. W pierwszej kolejności sprawdzą się niemal wyłącznie do monitoringu, ale nie można wykluczyć, że za kilkanaście lat będą znacznie wszechstronniejsze. Wystarczy wyposażyć się je w sztuczną inteligencję oraz miniaturowe narzędzia, aby działały tak, jak filmowy R2-D2, wykrywając i samoczynnie naprawiając usterki.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h