Fenomen o nazwie "Barbenheimer" zdumiewa już nie tylko mieszkańców naszej planety, ale i cały kosmos. W 1999 roku w ramach programu Sloan Digital Sky Survey, mającego na celu szeroko zakrojony przegląd nocnego nieba, naukowcy odkryli gwiazdę niewdzięcznie opisaną później jako J0931+0038. Kilka tygodni temu astronomowie wzięli ją na warsztat po raz kolejny; wyniki były tak zdumiewające, że obiekt ochrzczono mianem gwiazdy Barbenheimer, nawiązując tym samym do zjawiska boxoffice'owych sukcesów dwóch kompletnie różnych filmów, które weszły do kin tego samego dnia.  Ten Barbenheimer ma dla nas przynajmniej trzy niespodzianki - i to znacznie potężniejsze w swojej mocy sprawczej niż największy wybuch bomby atomowej.  Po pierwsze, gwiazda ta teoretycznie w ogóle nie powinna istnieć. Zadziwiający jest jej skład chemiczny; widmo emitowanego przez nią promieniowania wykazało, że w jądrze tego czerwonego olbrzyma znajduje się zaskakująco dużo ciężkich pierwiastków w typie strontu czy palladu, natomiast szokująco wręcz mało spodziewanych tam lżejszych pierwiastków - magnezu czy sodu. To zupełnie odwrotnie niż w przypadku innych gwiazd, które w swoim jądrze posiadają najwięcej lekkich pierwiastków, tych najcięższych z kolei znacznie mniej.  Po drugie, gwiazda Barbenheimer powstała w konsekwencji wybuchu supernowej. Jej "pramatką" był inny obiekt o masie rzędu 50-80 mas Słońca, który istniał już 13 mld lat temu, zaledwie 650-700 mln lat po Wielkim Wybuchu. Co ciekawe, wszystkie dane wskazują na to, że miał on podobny jak w przypadku J0931+0038 skład chemiczny - astronomowie nie są w stanie wyjaśnić takiego rozkładu pierwiastków w odniesieniu do obu, jak ująłby to sam Oppenheimer, "kosmicznych pieców".  Po trzecie, młody wszechświat nie miał wystarczająco dużo czasu na to, aby istniejące w nim gwiazdy zrodziły tak sporą ilość ciężkich pierwiastków. Pramatka Barbenheimera według obecnych modeli teoretycznych powinna więc zapaść się w czarną dziurą, a nie eksplodować jako supernowa. Dlaczego jednak stało się inaczej? Tego na razie nie wiemy.  Badanie J0931+0038 dało tak zaskakujące wyniki, że naukowcy przeprowadzali je dwa razy: najpierw przy pomocy teleskopów rozlokowanych w Nowym Meksyku, później dzięki umiejscowionemu w Chile Teleskopowi Magellana. W obu przypadkach rezultaty były takie same.  Tak cały proces podsumowuje Alex Ji, astrofizyk z Uniwersytetu Chicago:
Nigdy czegoś takiego nie widzieliśmy. Cokolwiek tam się wtedy stało, musiało być niesamowite. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj