Jak po latach Chris Klein wspomina pracę na planie American Pie? Co wiedział o Flashu nim dołączył do obsady? Dlaczego zabrakło go na Oza na Weselu Jima? O to wszystko zapytaliśmy aktora podczas naszego spotkania na Vienna Comic Con.
DAWID MUSZYŃSKI: Pamiętasz jeszcze, w jakich nastrojach powstawała pierwsza część American Pie?CHRIS KLEIN: Pierwszą część kręciliśmy w 1998 roku. Miałem wtedy 19 lat, więc to że powierzono mi rolę licealisty, było już dla mnie wielkim zaskoczeniem. Najmłodszym członkiem naszej grupy był Eddie Kaye Thomas, który grał Fincha, mającego 16 lat. Mówię ci to, by pokazać rozpiętość wieku naszej obsady. Niemniej wszyscy byliśmy dzieciakami, które nie mają pojęcia, w co się ładują. To miała być kolejna zwariowana komedia o nastolatkach, a stała się multimilionową franczyzą znaną na całym świecie. Nie będę ukrywać, że w pewnym momencie sytuacja nas przerosła. Nikt nie był przygotowany na nadchodzący sukces. Nikt. Jeśli ktoś teraz twierdzi inaczej, to kłamie. W tamtych czasach każdy z nas był na początku swojej kariery. Nasze głowy zaprzątała myśl, z czego opłacimy czynsz i rachunki. Nie było wśród nas jakiejś gwiazdy. Każdy z nas był praktycznie anonimowy.
No i po jednym filmie ta anonimowość uleciała. Wszyscy teraz kojarzą cię z Ozem. Czego byś nie zrobił, to zawsze w oczach widzów, będziesz tym przystojnym mięśniakiem.
Już się do tego przyzwyczaiłem. Mało który aktor ma szansę zagrać rolę, która zapadnię w pamięci widzów na lata. Oczywiście, że na pewien czas zamknęło mnie to w szufladzie i wszyscy proponowali mi podobne role, ale z drugiej strony pamiętajmy, że dla większości z nas jest to po prostu praca i cieszymy się, gdy pojawiają się kolejne propozycje. Nie każdy ma takie szczęście jak Matt Damon czy Brad Pitt, którzy mogą przebierać w projektach i robić coś dla siebie, a nie po to, by zarobić na rachunki. Każdy musi znać swoje miejsce w szeregu i po prostu dawać z siebie tyle, ile się da. Jednak mogę powiedzieć, że zacząłem się starzeć, więc coraz rzadziej dostaje prepozycję przystojnych mięśniaków. Jak widzisz, włosów na mojej głowie z roku na rok ubywa (śmiech). Ma to swoje plusy, bo dzięki temu dostałem rolę w piątym sezonie serialu Flash, w którym gram Cykadę.
Jest to bardzo ciekawy czarny charakter.
Właśnie! Facet jest napędzany przez żądzę zemsty. Czarna materia wprowadziła jego siostrzenicę w śpiączkę. Wini za to wszystkich meta ludzi. Dlatego chce ich wszystkich wybić. Uważa, że to oni sprowadzają na świat wszystkie nieszczęścia. W swoich oczach jest on bohaterem. Dzięki swojemu sztyletowi jest w stanie odebrać każdemu metaczłowiekowi jego moc. Gdy tylko o tym przeczytałem, wiedziałem, że to rola dla mnie. Czarny charakter, który będzie mógł nieźle namieszać i nie będzie jakimś chłopcem do bicia.
Niewątpliwie była to dobrze napisana postać.
Zacząłem to dostrzegać właśnie podczas czytania scenariusza. Jeśli poczujesz, że powoli zaczynasz kibicować czarnemu charakterowi, to znaczy, że jest to świetna rola. Bo nie jest to typowy psychopata. Jako widz zaczynasz rozumieć jego motywację i nawet na jakiejś płaszczyźnie się z nim zgadzasz. Złapałem się na tym podczas oglądania Jacka Ryana na Amazonie. Facet ma śmiercionośnego wirusa, którym może zabić miliony ludzi, ale kurczę.. przeszedł tyle jako dzieciak w Libii. I nagle zapala się lampka „Hej, kolego! Chwila moment! Nie możesz kibicować temu mordercy… ale z drugiej strony… nie! Otrząśnij się!”. I po tym poznajesz dobry scenariusz. Jako widz masz dylemat, za kogo trzymać kciuki.
Byłeś fanem Flasha jako dziecko?
I tu muszę ci opowiedzieć o traumie mojego dzieciństwa. Dorastałem bez komiksów. Serio. Nie wiedziałem, że coś takiego istnieje, mieszkając w Kanadzie. Teraz już wiem i wielokrotnie mówiłem ojcu, że gdybym wiedział, co mnie omija, zadzwoniłbym do opieki społecznej i bym na niego doniósł. Tak nie można! Pozbawił mnie części dzieciństwa. Teraz muszę siedzieć i nadrabiać, a tych zeszytów jest tona (śmiech).
Rozumiem, że już nadrobiłeś?
Tylko Flasha. Szybko zacząłem odrabiać pracę domową i zauważyłem, że komiksowa Cykada to staruszek. Gdyby twórcy serialu poszli w tym kierunku, to bym w życiu tej roli nie dostał. Więc jestem im wdzięczny, że odeszli od oryginału. Ale zgłębiając ową historię, wiedziałem, czemu tak zrobili.
Czemu?
Ponieważ w komiksach Flash nigdy go nie pokonuje. Nie da zabić się Cykady. Trzeba go puścić wolno. W serialu jednak główny bohater musi dać nauczkę czarnemu charakterowi. Pod koniec tej walki musi być jakiś morał, a taki, że zła nie da się zniszczyć , niekoniecznie jest tym, co chcemy powiedzieć naszym widzom. Stąd ta zmiana.
Wracając jeszcze do American Pie: na czym twoim zdaniem polega ponadczasowość tego filmu?
Wpływa na to wiele czynników. Po pierwsze jest to dobrze napisana komedia z dobrze wyważonymi żartami trafiającymi w odpowiedni rytm, a to jest bardzo ważne. Wie o tym każdy stand-uper. Jeśli nie trafi dobrze z intonacją żartu, to wtedy wszyscy będziemy siedzieli w krępującej ciszy, ale jeśli z tym samym żartem dobrze wejdzie w tempo, wtedy sala będzie turlała się ze śmiechu. To bardzo trudna sztuka, która nie zawsze się udaje. Nam się udała. Druga rzecz to fabuła. Nasz film opowiadał o prawiczkach, którzy planują swój pierwszy raz z dziewczyną. To jest temat, który u każdego z nas wzbudza śmiech, ponieważ u nikogo nie wyglądało to jak na filmach romantycznych. U nikogo. Nie wiem, jak wyglądał twój pierwszy raz, ale w moim nic nie poszło tak, jak zakładałem. Było niezręcznie, właśnie tak jak u naszych bohaterów. Pod tym względem American Pie było bardzo bliskie życia.
Czytając scenariusz, cieszyłeś się, że nie masz takich scen jak Jason Biggs z ciastem?
Wiesz, że się nad tym wtedy nie zastanawiałem, przyjmując rolę? Wiem, że miałem szczęście, bo Jason do dziś dostaje mnóstwo ciast, których nie zamówił (śmiech) i w oczach wielu jest tym dewiantem, którego kręcą szarlotki, ale wtedy nikt o tym nie myślał.
Ty byłeś ten spokojny.
Niby tak, ale pamiętam, że po premierze pierwszej części ludzie zaczęli do mnie krzyczeć dziwne rzeczy.
Na przykład.
„Hej, obciągnij mi!”. I spoko. Ja wiem, że cytowali teksty z filmu, ale wciąż dziwnie się tego słuchało, gdy obok stoi moja mama, bo poszliśmy razem na zakupy.
Zastanawiam się, jak pracuje się pod presją, gdy wie się, że pierwsza część filmu była takim globalnym sukcesem. Jako czarny charakter dołączyłeś do serialu Flash, który też ma wielomilionową grupę fanów.
Jestem perfekcjonistą, więc nikt chyba więcej nie wymaga ode mnie niż ja sam. Sam na sobie wywieram zawsze presję, by aktorstwo to zawód polegający na ściganiu się z konkurencją. Jeśli na chwilę obniżysz gardę, to zaraz ktoś zajmie twoje miejsce. Jest mnóstwo ludzi, którzy czekają tylko na okazję, by dostać fajny projekt. Lub jakikolwiek projekt. Więc presja ze strony fanów jest niczym w porównaniu z presją, jaką wywiera na mnie świadomość czającej się za rogiem konkurencji.
Spójrzmy prawdzie w oczy, nie zrobiłem w American Pie nic szczególnego, czego nie mógłby robić inny aktor. Nie zrobiłem niczego wielkiego we Flashu, czego by nie zrobił inny aktor. Dostałem po prostu szansę akurat tego dnia, gdy odbywały się castingi. Wygrałem w ruletkę, robiąc przypadkowo coś, co się reżyserowi spodobało. Tylko tyle i aż tyle.
No dobrze, ale byłeś przekonany, że uda ci się utrzymać ten poziom w każdym podejściu. Wziąłeś udział w pierwszej, drugiej i czwartej części. Pominąłeś trzecią…
Nie pominąłem trzeciej! Wyjaśnijmy to raz na zawsze. To nie ja pominąłem trzecią część, to twórcy American Pie: Wesele pominęli mnie. Wiesz, jak było mi przykro, gdy dowiedziałem się, że Oz jako jedyny nie został zaproszony na wesele? Zadzwoniłem nawet do twórców i powiedziałem: „Panowie, serio?! Czemu? Co wam takiego uczyniłem, że nie dostałem zaproszenia? Mam odbyć stosunek z ciastem? Nie ma sprawy! No chłopaki, nie bądźcie tacy”.
Nie zadziałało?
Niestety, powiedzieli, że mają tyle postaci i tyle wątków, że po prostu nie ma miejsca dla Oza. Nie mają go jak upchnąć. Jakoś się z tym pogodziłem, dopóki nie obwieszczono tego prasie i wtedy się posypały nagłówki „Chris Klein gwiazdorzy! Nie chce grać w American Pie”. Wiesz, jak było mi smutno? Fani się odwrócili. Głoś więc prawdę, to nie ja zrezygnowałem, oni mnie nie chcieli!