Tajne, nielegalne wyścigi uliczne mogą być czymś w rodzaju "Wyścigu Armatniej Kuli, "Gry", "Północ - północny zachod" albo "Magnolii" na kółkach. Nasz serial jest tym wszystkim naraz – określił swoją produkcję w jednym z wywiadów Tim Minear. To dość odważne porównania, choć biorąc pod uwagę, że Drive nie zdążyło do końca rozwinąć skrzydeł, mogłyby one okazać się zupełnie słuszne.
Serial opowiada o nielegalnym wyścigu samochodowym (jego zasady nie pozwalają uczestnikom korzystać z innych środków lokomocji), w którym mniej lub bardziej chętnie biorą udział bohaterowie. Część z nich ulega szantażowi i jest zmuszona do ścigania się, niektórzy liczą na nagrodę pieniężną za zwycięstwo, jeszcze inni nie ujawniają swoich powodów. Choć większość akcji rozgrywa się na drodze, serial skupiał się w dużej mierze na samych postaciach i ich (najczęściej nie najlepszej) życiowej sytuacji. Wraz z kolejnymi odcinkami odkrywana była także sama intryga dotycząca organizatorów całego wydarzenia…
…z tym, że ich ujawnienia się niestety nie doczekaliśmy. Oglądalność Drive pomimo dobrej promocji ze strony stacji, nie sprostała oczekiwaniom i oscylowała w granicach pięciu milionów widzów. Dziś może nie wydawać się to wynikiem skrajnie rozczarowującym, ale w roku 2007, kiedy serial miał swoją premierę, by przetrwać w ramówce FOX należałoby odnotować wynik dwukrotnie wyższy. Widząc kolejne spadki liczby widzów, już po czterech odcinkach zdjęto produkcję z anteny. W chwili podjęcia tej decyzji zrealizowane były dwa kolejne epizody, które ostatecznie doczekały się swojej premiery w internecie. Serial naturalnie planowano jako tzw. midseason replacement i zamówiono 13 odcinków, niemniej jego wyniki nie zostawiły żadnych wątpliwości i nawet trudno mieć nawet pretensje do włodarzy stacji o kasację. Te należy skierować co najwyżej do samych Amerykanów, którzy oglądać serialu nie chcieli.
Czy słusznie? Drive rozpędzało się dość sprawnie, choć od początku było daleko za stawką. Ruszało z pierwszego biegu, podczas gdy większość innych seriali zdawała się już w pilocie wrzucić "trójkę".
Akcji w pierwszym ani w kolejnych odcinkach nie brakowało, podobnie jak efektów specjalnych, które też wyglądały całkiem nieźle jak na produkcję telewizyjną. Szczególnie efektownie wyglądało użycie wygenerowanych komputerowo przeskoków między kolejnymi uczestnikami wyścigu. Plejada bohaterów, których wątkami bardzo żonglowano, sprawiła jednak, że zabrakło nawiązania więzi między postaciami a widzami. Za kierownicą siedział co prawda Nathan Fillion, ulubieniec Jossa Whedona i telewizyjnych geeków, a na tylnym siedzeniu przewijała się stojąca u progu sławy Emma Stone, ale serialowy silnik mimo wszystko zdawał się być za słaby. Mozolnie wprowadzano kolejne wątki, nie spieszono się również z odkrywaniem głównej tajemnicy. Fabularne zwroty akcji - naturalnie częste i obecne już od początku - nie robiły wielkiego wrażenia, bo do licznych bohaterów serialu jeszcze nie zdążyliśmy się przyzwyczaić.
Fani motoryzacji mogą być też nieco zawiedzeni brakiem najnowszych modeli, ale to wyścigi nieco inne niż te z filmowych "Szybkich i wściekłych". Tu meta nie była tylko zwycięstwem w zawodach, była szansą na nowe życie. A kto jako pierwszy się na niej znalazł, na zawsze pozostanie zaś tajemnicą.