Gra o tron to prawdziwy popkulturowy fenomen, który trudno tak naprawdę porównać do czegokolwiek innego. Zastanawiam się, czy jest on w ogóle do powtórzenia w podobnej formie.
Gra o tron zmieniła oblicze telewizji. Nikt temu nie zaprzeczy, że dokonania pierwszego sezonu sprawiły, że świat seriali nigdy już nie będzie taki sam. Każdy fan chyba nigdy nie zapomni pierwszego seansu odcinka ze ścięciem Neda Starka i... tym szokiem, którego tak naprawdę nigdy wcześniej nie doświadczyliśmy w serialach. Ktoś, kogo zgodnie uznawaliśmy za głównego bohatera serialu nagle ginie. Kto by pomyślał, że to wydarzenie tak naprawdę zmieni telewizję?
Wszyscy chcieli tworzyć hity, jak Gra o tron. Wiele produkcji kostiumowych szczyciła się reklamowaniem "w stylu Gry o tron", a dumni twórcy używali tych porównań w wywiadach z celnością szturmowców imperium z Gwiezdnych Wojen. Umówmy się, ale te wszystkie "podróbki" to nawet nie stały obok tego, co Gra o tron prezentowała przez te wszystkie lata. Scenariuszowo, realizacyjnie i fabularnie często to produkcje kiepskie lub z zupełnie innej bajki. Dlatego też można wymieniać sporo prób powtórzenia sukcesu Gry o tron, ale tak naprawdę żadna nie była udana. Żaden serial oscylujący pomiędzy fantasy czy produkcją historyczną nie osiągnął takiej popularności i takiej skali. Wyjątkiem byli chyba tylko Wikingowie, którzy przez pewien czas nazywani byli czymś w stylu "młodszego (czytaj tańszego) brata Gry o tron", a dopiero po kilku latach serial osiągnął unikalną tożsamość, zrywającą z łatką i jakimikolwiek porównaniami.
HBO po eksperymentowaniu przy m.in. Rzymie stworzyło kompletnie nowy format na małym ekranie. Wszystko to zaczęło przypominać hollywoodzkie blockbustery pod względem realizacji i... żaden inny serial nie miał budżetu, by temu dorównać. A obok tego mieliśmy świetne historie, znakomite postacie (często zachwycająco zagrane) i prowadzenie narracji opartej na niespodziankach, jakich żaden serial nie potrafił budować na takim poziomie. Dopracowanie opowieści pod względem scenariuszowym oraz widowiskowym sprawiał, że dostawaliśmy największą jakość, jakiej często w kinie nie widzieliśmy, a co dopiero w innych produkcjach z małego ekranu. A pamiętajmy, że początki Gry o tron to jeszcze była końcówka okresu przejściowego. To były jeszcze czasy, gdy seriale były uważane przez kinową branżę oraz opinię publiczną za coś gorszego. To zmieniało się wraz z Grą o tron, gdy rozwój tzw. ery Peak TV pozwala przyciągać największe gwiazdy kina (aktorów i filmowców) i sprawić, że seriale są uważane za jedną z najwyższych form rozrywki pod kątem jakości i postawy artystycznej.
Oglądając Grę o tron mieliśmy świadomość, że można tworzyć historię w zaskakujący sposób. Cały czas towarzyszyła nam niepewność co do losów ulubionych postaci, bo nikt nigdy nie był bezpieczny. Zagrożenie czaiło się za rogiem, a kolejne pożegnania wzbudzających sympatię bohaterów, wywoływały wielkie emocje. To wszystko Gra o tron wprowadzała po raz pierwszy na niespotykaną skalę i w sposób, w jakich inne seriale nigdy tego nie robiły. Nie mówię, że inne produkcje nie uśmiercały bohaterów, nie wprowadzały szokujących zwrotów akcji wywracających wszystko do góry nogami, ale czy rzeczywiście można wymienić wiele produkcji robiących to na taką skalę i w taki działający na wyobraźnie sposób? Oczywiście na myśl przychodzi kultowy serial Lost - Zagubieni, który wyznaczył pewien trend budowania tajemnicy, cliffhangerów (emocjonujących, pełnych napięcia zakończeń odcinków) i zaskakiwania widzów. Nie jest dla mnie wykluczone to, że ten serial przetarł szlak hitowi HBO, by robił swoją robotę w sposób bez precedensu.
Gra o tron też nigdy nie była idealna. Sam pamiętam krytykę 2. sezonu za to, że było tam więcej seksu i nagości, niż fabuły. Ta konwencja zdobywająca szczyty popularności kształtowała się latami. Przecież też nie od razu serial stał się fenomenem i produkcją uznawaną za najpopularniejszą na świecie. Każdy oglądał Grę o tron, słyszał o niej lub rozmawiał na jej temat. Historie o tym, jak niektórzy specjalnie zaczęli oglądać, by w pracy wiedzieć, o czym rozmawiają znajomi, zaczęły pojawiać się w Internecie. To wszystko zaczęło się napędzać aż tak naprawdę przewyższyło wszelkie granice popularności, jakich mogliśmy oczekiwać. Jasne, zawsze były hity, które stawały się popkulturowymi fenomenami: Lost - Zagubieni czy choćby Przyjaciele to tytuły stające się synonimem słowa popularność. I podobnie jak Gra o tron robiły coś po raz pierwszy, trafiając w odpowiednim momencie w potrzeby konsumentów.
Takiego samego sukcesu opartego na podobnych zasadach Gry o tron nie da się powtórzyć. Robienie czegoś po raz pierwszy rządzi się swoimi prawami i nadaje temu pewnej unikalności. Trafia w określony punkt w czasie, gdy widz poznaje coś, czego wcześniej nie znał i porywa go to w sposób nie do porównania z czymkolwiek innym. Gra o tron to pierwsza taka serialowa superprodukcja fantasy zrealizowanym na takim poziomie. Zaskoczenia, prowadzenie historii oraz świeżość, jaka towarzyszyła widzom, pochłonęła bez reszty. Nie oznacza to jednak, że nie można osiągnąć popularności w świecie seriali choćby porównywalnej. Prawda jest taka, że wszystko zależy od tego, jak taki Wiedźmin, Władca Pierścieni czy inny wysokobudżetowy serial będzie promowany, by widz przesycony coraz większy wyborem mógł poczuć, że to jest właśnie to "coś". Nie zapominajmy, że w momencie premiery Gry o tron ten wybór był o 100% mniejszy. Liczba seriali obecnie wciąż rośnie, a my jako konsumenci jesteśmy coraz bardziej wybredni. Selekcjonujemy to, co będzie dla warte czasu, bo kto poza skromnym autorem tego tekstu ma czas oglądać 20-30 seriali tygodniowo?
W tym upatruję problem w osiągnięciu popularności kolejnych serialowych widowisk. Nie mam wątpliwości, że Wiedźmin i Władca Pierścieni będą wydarzeniami i w zależności od jakości, osiągną jakiś sukces, ale... jest różnica pomiędzy bardzo dobrym, głośnym i lubianym serialem, a fenomenem popkulturowym. Takie jednak zdarzają się raz na kilka lat i w tym równaniu nawet spin-off Gry o tron może nie być tak udany pod tym kątem, jak oryginał. W tym wszystkim pozostaje czynnik nieprzewidywalności związany z elementami losowymi, które w danym okresie sprawiają, że świat - mówiąc prosto - zajara się serialem. Być może przy mocnej promocji, gdy krasnoludy z Władcy Pierścieni będą wyskakiwać nam z lodówki, a Geralt opanuje miasta, znów poczujemy to samo co przy Grze o tron. Można mówić wiele złego o tym serialu, ale mało który wywołuje takie emocje i pewnie przez długi czas trudno będzie to powtórzyć.