Na HBO właśnie dobiega końca emisja pierwszego sezonu serialu Gra o tron na podstawie cyklu fantasy "Pieśń Lodu i Ognia". George R.R. Martin, twórca serii, na którą na razie składają się cztery powieści (łącznie ma być ich siedem – piąty tom zapowiadany jest na lipiec), od lat jest scenarzystą seriali telewizyjnych; być może dzięki temu doświadczeniu potrafi w swoich powieściach odpowiednio pokierować emocjami czytelnika, zbudować napięcie, przykuć uwagę. Wiem, że każdy twórca powinien to umieć jeśli chce osiągnąć sukces, jednak zazwyczaj osiąga to dzięki instynktowi pisarskiemu. W przypadku Martina mamy do czynienia z działaniem w pełni świadomym, metodycznym, profesjonalnym. Doskonale wie, w którym miejscu należy zastosować odpowiednią technikę manipulacyjną, dokonać zwrotu akcji, zostawić czytelnika w zdumieniu, z rozwartą szczęką i niecierpliwym oczekiwaniem na ciąg dalszy. Nie twierdzę, że to źle. Ba! Uważam nawet, że powinno się z tych technik czerpać pełnymi garściami. Mam tylko nadzieję, że Martin nigdy nie wejdzie w rutynę i cały czas będzie pamiętał, że choć literatura oraz seriale mają wspólny mianownik, to istnieje między nimi różnica.
Nie chcę tutaj pisać o fabule cyklu, o głównych bohaterach, o różnicy pomiędzy powieścią a filmem, bo wiele już powstało i pewnie jeszcze powstanie artykułów na ten temat. Na forach dyskusyjnych, facebooku i innych platformach internetowych trwają zażarte polemiki na temat Gry o tron, poruszające najróżniejsze aspekty powieści i serialu. Ja jednak chcę się skupić na kreacji świata i podobieństwach do tego, co możemy znaleźć w naszej rzeczywistości. Oczywiście rzeczywistości, która dawno przebrzmiała – tej historycznej.
[image-browser playlist="610124" suggest=""]
Nie sposób napisać powieści fantasy nie odwołując się do historii, baśni, legend, mitów, czyli tego wszystkiego, z czego czerpie nasza kultura. Oczywiście można wykreować świat zupełnie "odjechany", nierealistyczny, zaprzeczając prawom fizyki, nie biorąc pod uwagę socjologicznych aspektów funkcjonowania społeczeństwa, wymyślając nowe systemy polityczne, a nawet innowacyjne sposoby walki oparte na zupełnie nowej taktyce wojennej. Może taki świat będzie nawet atrakcyjny, zrobi przynajmniej na chwilę wrażenie na czytelniku/widzu, ale na dłuższą metę nie zapadnie w pamięć, nie przyniesie sukcesu. Dlaczego? Każdy z nas potrzebuje zakotwiczenia w tym, co realne, w tym, co nam znane, kulturowo przyswajalne i archetypiczne.
George R.R. Martin tworząc swój świat opierał się przede wszystkim na epoce średniowiecza. Tak jest najprościej, bo nic tak nie nadaje się na fantasy jak właśnie średniowiecze. Wystarczy przecież przenieść system feudalny, rycerzy, scenografię tego okresu, powymyślać wpadające w ucho nazwy, dodać smoki oraz magię i mamy nowo wykreowany, fantastyczny świat. Jednakże świat Martina to nie tylko średniowiecze – możemy w nim również znaleźć echa innych epok. Ale po kolei...
Akcja Gry o tron rozgrywa się w krainie zwanej Westeros, w której siedem rodów szlacheckich walczy o władzę, o tytułowy tron zbudowany z tysiąca mieczy. Siłą rzeczy takie siedzisko musi być niewygodne i nie tylko w sensie fizycznym, ale również metaforycznym.
[image-browser playlist="610125" suggest=""]
Wydaje się, że władza w świecie stworzonym przez Georga R.R. Martina jest tylko prestiżowa, nie dająca jakichkolwiek wymiernych profitów. No może oprócz tego, że nowy król ma zamieszkać we wspaniałym pałacu, w Królewskiej Przystani – niemalże bajkowej stolicy królestwa. Monarcha nie posiada własnej armii i musi posiłkować się wojskiem rodowym, niejasne są zasady ściągania podatków od wasali i jego prawa jako suzerena. Ponadto król narażony jest cały czas na niebezpieczeństwo. Poszczególne rody zawierają trwalsze lub doraźne sojusze, jego potencjalni następcy spiskują, żeby pozbawić króla władzy i głowy, co w Westeros na jedno wychodzi. Widać to doskonale na przykładzie Lannisterów, którzy pragną zrzucić z tronu Roberta Baratheona. No cóż, powiadają, że władza uzależnia, a władza absolutna uzależnia absolutnie.
Ustrój społeczno-polityczno-ekonomiczny panujący w świecie Martina oparty jest na zależności ziemskiej, czyli krótko mówiąc jest to system feudalny. Każdy z siedmiu wielkich rodów posiada swoich wasali, którzy mają własnych wasali i są dla nich seniorami.
I tak na przykład lennikiem rodu Tullych, z których wywodzi się jedna z głównych bohaterek Catelyn, jest Lord Frey trzymający w swoich rękach Bliźniaki – ważną pod względem strategicznym twierdzę. Natomiast ród Tullych sprzymierzony jest ze Starkami i wydają się pozostawać wobec nich w zależności lennej. Najwyższym seniorem jest oczywiście król. Nie oznacza to jednak wierności po grób, bowiem nie byłoby wtedy spisków, knowań, zamachów stanu, co jest największą atrakcją całego cyklu.
[image-browser playlist="610126" suggest=""]
Podobieństwo ustroju panującego w Westeros do średniowiecznego systemu feudalnego jest oczywiste. Nie wiadomo jak ten system się ukształtował w świecie wymyślonym przez Martina, ale możemy prześledzić jak to wyglądało w rzeczywistości.
W IV wieku n.e. Imperium Rzymskie chyliło się ku upadkowi. Potężne niegdyś cesarstwo, zachwiało się pod naporem barbarzyńskich plemion Wizygotów, Wandalów, Alamanów, Swebów, Jutów, Sasów. Zubożały miasta, podupadły rynki, a co za tym idzie – handel. Zanikła kultura, sztuka, nauka i inne zdobycze antyku. Rozpoczęła się ruralizacja gospodarki i społeczeństwa. Ludzie masowo zaczęli przenosić się na wieś, opustoszały przepiękne, tętniące niegdyś życiem metropolie, zniszczeniu uległy tak pieczołowicie budowane przez Rzymian drogi.
Wraz z przeniesieniem się życia gospodarczego na wieś, powstały latyfundia, gdzie i owszem rzemieślnicy wytwarzali przedmioty, ale jedynie niezbędne dla egzystencji tego niewielkiego regionu. Samowystarczalne posiadłości wiejskie stały się podstawą ukształtowania stosunków feudalnych. Powstał system lenny, gdzie senior nadawał ziemię w użytkowanie wasalowi, w zamian za wsparcie militarne. Na czele tej całej drabiny zależności stał monarcha zwany suwerenem, który zapewniał swoim poddanym ochronę, w zamian za hołd i służbę wojskową.
[image-browser playlist="610127" suggest=""]
W przypadku Gry o tron, to wsparcie dla króla nie wygląda sielankowo. Wieczne spiski, zdrady i próby zagarnięcia władzy na pewno nie sprzyjają rządzeniu, realizowaniu założonej polityki zewnętrznej i wewnętrznej kraju. Czytając powieść czasami wydawało mi się, że jedynym celem politycznym monarchy zasiadającego na Żelaznym Tronie jest utrzymać się na nim i obdarzać zaszczytami członków swojego własnego rodu. Obawiam się, że taki król w naszym średniowieczu długo by nie przetrwał.
Jak wcześniej napisałem, nieznana jest geneza powstania systemu feudalnego w świecie cyklu "Pieśni Lodu i Ognia". Wiemy tylko, że Pierwsi Ludzie przybyli do Westeros zza morza, zbudowali swoje królestwa, a potem toczyli już ze sobą wojny.
I jeszcze jedna ciekawostka. Europejski feudalizm średniowieczny odwołuje się do relacji BÓG – CZŁOWIEK. Bóg jest jeden i wasal może mieć tylko jednego seniora, natomiast senior może mieć całe rzesze wasali. Natomiast w królestwach Westeros panuje system politeistyczny, ludzie wyznają najróżniejszych bogów i siłą rzeczy odwołanie do symboliki religijnej nie istnieje w przełożeniu na feudalizm. A może właśnie to przełożenie istnieje? Możnowładcy podświadomie nie zgadzają się na istnienie jednego króla, tak jak jednego boga i stąd bunt objawiający się w wiecznej walce o władzę. Grze o tron...
Autorem tekstu jest Dariusz Domagalski, autor takich książek jak "Gniewny pomruk burzy", "Aksamitny dotyk nocy", "Delikatne uderzenie pioruna" oraz zbioru opowiadań "I niechaj cisza wznieci wojnę". Strona pisarza.