Kompozytor jest postacią dość kontrowersyjną. Karierę zaczynał w Niemczech, gdzie pisał muzykę głównie do reklam i filmów telewizyjnych dla takich stacji jak RTL i ZDF. Jednak w 1998 roku na horyzoncie pojawiła się dla niego wielka szansa: został zaproszony do współpracy przez Hansa Zimmera, którego nikomu chyba nie trzeba przedstawiać. Wiązało się to z przeprowadzką do Los Angeles, gdzie w grupie Media Ventures zaczął rozwijać skrzydła. Na początku pracował jako swoisty "przynieś, podaj, posampluj" u boku wspomnianego wcześniej Zimmera. Jego wiedza na temat produkcji studyjnej opłaciła się – od prostych aranżacji i tzw. "additional music" trafił do ścisłej czołówki kompozytorskiej. Dorzucił swoje trzy grosze do ilustracji muzycznej "Gladiatora", "Pearl Harbor", "Hannibala", "Mission: Impossible 2" czy "X-Men".

Jednak każdy uczeń ma ambicje, żeby przerosnąć mistrza. Badelt rozpoczął pisanie muzyki do filmu "Wehikuł czasu".

Soundtrack został doceniony przez krytyków muzycznych, a sam kompozytor pozostał wierny nieco baśniowej stylistyce kreowanej przez Media Ventures.

Prawdziwy przełom jednak miał dopiero nadejść. Nominacja do nagrody Saturn, rzesze fanów, nazwisko nieschodzące z afiszów, telefony z propozycjami współpracy. Na sukces "Piratów z Karaibów" złożyło się wiele czynników – bezbłędna postać kapitana Jacka Sparrowa wykreowana przez Johnnego Deppa, fantastyczne zdjęcia i oczywiście muzyka. W rankingu 15 najlepszych soundtracków ogłoszonym przez portal Cinescape.com Badelt zajął drugie miejsce (tuż za „Władcą Pierścieni” Howarda Shora). Chyba nie ma chyba osoby, która po obejrzeniu filmu nie nuciła pod nosem charakterystycznego tematu. Dla tych, którzy właśnie spadli z przysłowiowego księżyca, przypomnijmy:

Badelt serwuje nam zupełne oderwanie od szarej rzeczywistości. Orkiestra symfoniczna w pirackiej stylizacji. Można? Trzeba! Słuchając tej ścieżki aż ma się ochotę chwycić za szablę, zawiązać opaskę na oku i uprowadzić jakiś statek (być może na Wiśle pojawi się Czarna Perła).

Niestety, nie zawsze było kolorowo: totalna klapa, jaką okazała się "Kobieta-Kot" oraz uznana za "bezpłciową" muzyka do "Constantine" podkopały reputację twórcy. Niezbyt pochlebne recenzje dotyczyły zarówno samych obrazów, jak i ścieżek dźwiękowych.

Okazja do rehabilitacji pojawiła się dość szybko. Twórca zasmakował w oriencie, czego efektem był score do filmu "Przysięga". Krytycy jakby zapomnieli o wcześniejszych potknięciach Badelta i rozpływali się nad nowopowstałym dziełem. Trudno się nie zgodzić. Ścieżka jest efektem ponad półrocznej pracy - kompozytor opuścił nawet studio nagraniowe i udał się w podróż do Chin, aby odnaleźć ludzi, którzy będą w stanie odtworzyć w całości stare, ludowe pieśni regionalne. Podobnie, jak w wypadku "Piratów…" muzyka jest bardzo emocjonalna, ekspresyjna i przywodzi na myśl fantastyczne krainy, których nigdy nie dane nam będzie zobaczyć.

Można powiedzieć, że ta "baśniowa" aura, która okala muzykę Badelta jest efektem współpracy z Media Ventures. Bardzo długo nie mógł się pozbyć przydomku "pupilka Zimmera". Jego charakterystyczne brzmienie wyczuje nawet najmniej wymagający słuchacz. Myślę jednak, że kompozytor ma jeszcze czas, aby wypracować swój własny, niepowtarzalny styl.

Obok kariery filmowej, Klaus Badelt może pochwalić się innym wyjątkowym osiągnięciem - w roku 2008 napisał muzykę do ceremonii zamykającej Olimpiadę w Pekinie.

Opisywanie muzyki Badelta jest jak jedzenie ciastka przez szybę. Wyjście jest tylko jedno: 21 maja pojawić się w krakowskiej hali ocynowni i dać się porwać na przygodę po karaibskich wodach. Ten koncert z całą pewnością będzie (czarną) perełką tegorocznej edycji!

Autor: Aleksandra Dąbrowska

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj