Gwiezdne Wojny mają problem. Jak cała popkultura... Nie można już spokojnie, swobodnie dyskutować o filmach czy serialach w Internecie. Media społecznościowe zalewają antyfani, którzy czerpią dziwną przyjemność z wykrzykiwania o tym, jak bardzo czegoś nienawidzą i jak bardzo ktoś coś zepsuł. A najgorsze w tym jest to, że grupa antyfanów powiela bzdury i nie ma swojego zdania. To samo dzieje się wokół afery związanej z angażem Sharmeen Obaid-Chinoy. Reżyserka ma stworzyć dalsze losy Rey według scenariusza Stevena Knighta.

Gwiezdne Wojny: toksyczność w Internecie

Zaznaczmy jedną kwestię: chodzi o ludzi hejtujących, siejących nienawiść, a nie o osoby merytorycznie krytykujące jakieś aspekty uniwersum. Skala negatywnych emocji, która opanowała narrację w social media, jest większa niż w przypadku Star Wars. A wszystko zaczęło się po premierze Mrocznego widma w 1999 roku. Wtedy to Jake Lloyd stwierdził, że twórcy zamienili jego dzieciństwo w piekło, a Ahmed Best chciał się zabić. Teraz – gdy każdy może wyrazić swoje zdanie na platformie społecznościowej – jest jeszcze gorzej. Dyskusje stają się męczące i nudne. A pomyśleć, że kiedyś dawały frajdę.  Trudno w tym wszystkim znaleźć pole do dyskusji, skoro duża grupa antyfanów ma tak kuriozalny problem: reżyserem będzie kobieta! Widziałem już wiele komentarzy polskich internautów, którzy twierdzili na przykład, że rezygnują z seansu The Acolyte, bo... historia ma skupiać się na zabójczyni Sithów. Nie chodzi o fabułę, a o sam fakt: dziewczyna w centrum Star Wars to coś destrukcyjnego! Ba, pamiętam sytuację ze zwiastunem gry Star Wars: Squadrons – pierwsze ujęcie trailera przedstawiało pilotkę X-Winga. Media społecznościowe zostały zalane komentarzami w stylu: "koniec Star Wars", "kobieta w X-Wingu?!?!" czy "znowu woke decyzje!". Notabene, to zabawne, że antyfani nie rozumieją definicji słowa woke, która jest zupełnie inna niż kontekst, w jakim starają się je wykorzystać. Dlatego też jakoś nie dziwi mnie to, co się dzieje wokół Obai-Chinoy. Chociaż powielane bzdury stają się irytujące.
fot. Lucasfilm //Photograph: Photo 12/Alamy

Gwiezdne Wojny: hejt na Sharmeen Obaid-Chinoy

Sharmeen Obaid-Chinoy może sprawdzić się jako reżyserka filmu fabularnego. Dwa Oscary za najlepsze filmy dokumentalne świadczą o tym, że ma odpowiednie umiejętności i cechy. A mówi się, że naprawdę wybitni reżyserzy potrafią odnaleźć się w obu formach. W końcu Martin Scorsese, Todd Haynes, Noah Baumbach czy legendarny John Ford tworzyli zarówno doceniane dokumenty, jak i zachwycające fabuły. Większym problemem dla antyfanów jednak jest fakt, że nowa reżyserka jest aktywistką. Cytują nawet jej wypowiedź: "Lubię sprawiać, by mężczyźni czuli się niekomfortowo". Brzmi jak koszmar każdego, kto chce widzieć w gwiezdnowojennym uniwersum wyłącznie mężczyzn o białym kolorze skóry. Prawda jest taka, że te słowa padły osiem lat temu w formie żartu, a wypowiedź dotyczyła aktywizmu w Pakistanie. Kobieta poruszała kwestię między innymi morderstw honorowych, co doprowadziło do zmiany prawa. Praca aktywistki nie ma żadnego związku z tworzeniem Star Wars. Ba, ona nawet nigdy nie powiedziała niektórych cytowanych przez internautów absurdów. Na przykład: "Zniszczę patriarchat w galaktyce" – takie słowa nigdy nie padły, ale pokazują, jak wielki jest problem z dezinformacją. Gdzieś mignął mi też argument, że teraz Gwiezdne Wojny będą queerowe, chociaż nikt nigdzie nigdy o tym nie wspomniał. A o filmie nic nie wiemy poza ogólnikami, bo scenariusz jest jeszcze dopracowywany.
fot. materiały prasowe

Kobiety w ekranowym świecie Gwiezdnych Wojen

Historia Gwiezdnych Wojen pokazuje, że Sharmeen Obaid-Chinoy ma wszelkie predyspozycje do tego, by opowiedzieć świeżą i dobrą historię – nic nie skreśla jej z góry, a na pewno nie to, że jest kobietą. Pamiętajcie, że to właśnie kobieta odegrała istotną rolę w budowaniu franczyzy Star Wars. Mowa o Marcii Lucas, montażystce Oryginalnej Trylogii, która uporządkowała bałagan George'a Lucasa i podkreśliła na ekranie wszystko to, co kochamy. Mówi się otwarcie: bez jej wpływu, Gwiezdne Wojny nie byłyby tak wielkie i ponadczasowe. To ona miała odwagę powiedzieć Lucasowi, że gada bzdury. To ona nie dopuściła do tego, by popełnił błędy, które miały miejsce w prequelach. To dzięki niej był w tych filmach czynnik ludzki. Marcia Lucas wycięła wiele niepotrzebnego materiału. Jej montaż sprawił, że całość stała się bardziej zrozumiała i łatwo było ją śledzić. Najważniejsze jednak jest to, z czym Lucas często miał problem: udało się jej dodać sporo humoru i serca do tych filmów. Podkreśliła relacje bohaterów i nadała scenom lekkość. Odegrała też kluczową rolę w zmontowaniu finałowej bitwy o Yavin, która pomimo trudności technologicznych stała się jedną z najbardziej ikonicznych scen franczyzy.  W serialach kobiety kształtują Gwiezdne Wojny od lat. Do tej pory mieliśmy kilka reżyserek docenianych za swoją pracę i wpływ na uniwersum. Bryce Dallas Howard oraz Deborah Chow zdobyły niekwestionowane uznanie fanów za The Mandalorian, a Steph Green zrobiła najlepsze odcinki Księgi Boby Fetta i Ahsoki. Jest jeszcze Susanna White – trzy odcinki pierwszego sezonu Andora, za które odpowiada, to jedne z najlepszych Gwiezdnych Wojen. Poza tym wiele kobiet odegrało znaczące role przy animacjach, takich jak Wojny Klonów, Parszywa zgraja czy Rebelianci. Nie zapominajmy o Leslye Headland, docenianej za serial Russian Doll, która jest pierwszą showrunnerką serialu Star Wars; stanęła też za kamerą kilku odcinków. Wcześniej przy trylogii pomagała scenarzystka Gloria Katz (zawsze współpracowała z mężem). Wprowadziła istotne poprawki w dialogach, dodała do OT różne ikoniczne kwestie.
Bryce Dallas Howard na planie The Mandalorian / fot. Disney+

Kobiety w świecie komiksów i książek Star Wars

Kreatywność kobiet najbardziej dawała o sobie znać w książkach i komiksach. Ich praca zawsze była ceniona i lubiana. Wiele pomysłów oraz postaci stworzonych przez autorki ukształtowały kanon Star Wars. Od razu na myśl przychodzi mi trylogia Hana Solo autorstwa A.C. Crispin, która była perfekcyjną genezą kultowego bohatera – aż prosiło się, aby tak dobrą historię i zawarte w niej pomysły przenieść na ekran. Niestety dostaliśmy kiepskiego filmowego Hana Solo. Stary kanon to jednak przede wszystkim wyjątkowa praca Karen Traviss – pisarka opracowała kulturę Mandalorian w szczegółach i w wyjątkowym klimacie. Niektórzy zarzucali jej brak zgodności z nazewnictwem z innych książek, a potem krytykowali za obsesję na punkcie Mandalorian. Zaczęła idealizować swoich bohaterów. Dla mnie jednak większość jej historii była wciągająca i dobrze napisana.  Wpływ kobiet w uniwersum był już odczuwalny w latach 80., gdy komiksy Marvela w Star Wars pisały Cynthia Martin oraz Adriana Melo. Di tego za stworzenie popularnych postaci jak Quinlan Vos oraz Aayla Secura odpowiada Jan Duursema. To są jednak przykładowe twórczynie starego kanonu Gwiezdnych Wojen, którego organizacja, delikatnie mówiąc, zgrzytała. W nowym kanonie wygląda to lepiej, bo jest to spójniejsze. Mamy twórczynie, takie jak Delilah S. Dawson, Claudia Grey, Christie Golden, Jude Watson, Zoraida Cordova, Justina Ireland, E.K. Johnstong czy Rebecca Roanhorse. Każda dodaje coś od siebie i rozwija uniwersum, bo każdy autor – bez względu na płeć – ma osobiste doświadczenia, perspektywę i emocje, które pozostawia w swoich historiach. A to jest potrzebne do tego, by świat się rozwijał. Z tych autorek wyróżniają się szczególnie dwie. Christie Golden bawiła się świetnie z komandosami z gry Star Wars: Battlefront oraz w fascynującym pożegnaniu Asajj Ventress w Mrocznym uczniu. Ileż w tym dobrych emocji! Claudia Grey ma na koncie rozmaite perypetie, które również gatunkowo są różnorodne. Poruszająca książka Utracone gwiazdy to piękny przykład romansu wojennego w świecie propagandy Imperium – dwoje ludzi w Akademii Imperialnej kończy swoją historię w epickiej bitwie o Jakku po dwóch stronach barykady. Wartko opowiedziana i szalenie angażująca. A Więzy krwi to piękny przykład wykorzystania galaktycznej polityki i pokazania, jak to ona ostatecznie zniszczyła Leię, mimo że była bohaterką Rebelii. Gwiezdne Wojny zawsze były kształtowane przez kobiety i jakoś nic złego się nie stało. Ba, nawet dzięki temu dostaliśmy wiele kapitalnych historii oraz postaci. Może więc lepiej wziąć dwa głębokie oddechy i poczekać na ocenę czegokolwiek, zamiast powielać zwyczajne kłamstwa hejterów i dać się porwać toksyczności? Star Wars zawsze miało też silne bohaterki, które były dobrze napisane, znakomicie ukazane i niezapomniane. Wstyd mi, że osoby nazywające się częścią społeczności fanów Gwiezdnych Wojen niszczą pamięć o nich swoją toksycznością. Trzeba z tym walczyć! Jeśli nic nie będziemy robić, będzie tylko gorzej. 

Najpopularniejsze kobiece bohaterki Star Wars

fot. materiały prasowe
+14 więcej
 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj