Komando jest filmem akcji z Arnoldem Schwarzeneggerem, mającym w kinach debiut w 1985 roku. Dodając dwa do dwóch, wychodzi nam, że to musiało być z definicji brutalne widowisko z dużą ilością wybuchów i specyficznego humoru tamtego okresu. Komando w istocie tym właśnie jest i dodatkowo uzewnętrznia wszystkie te cechy, podkręcając granicę absurdu o tysiąc stopni. Czy jednak w czasach premiery tego widowiska, widzowie także widzieli w nim przaśną rozrywkę skupioną tylko na kopaniu tyłków? Po tylu latach na pewno perspektywa na film Marka L. Lestera jest inna. Kiedy oglądamy filmy z tamtego okresu - biorąc nawet pod uwagę powtórkowy seans - bardzo często budzi się w nas nostalgia za elementami, które dziś nie przetrwały w kinie rozrywkowym. Nie oznacza to jednak, że tęsknimy za setką ujęć skierowanych na spocone i napięte muskuły Arnolda Schwarzeneggera. Specyfika kina z tamtego okresu ma w sobie tyle kiczu i swojskiej, amerykańskiej rozrywki, że łatwo jest z dzisiejszej perspektywy połączyć to nawet z parodią lub innymi gatunkami komediowymi. Czołówka otwierająca film, w której Arnie razem ze swoją ekranową córką, skąpani w efektach glamour, karmią jelonka, to sekwencja mogąca uruchomić salwę śmiechu. Wtedy jednak ten uroczy zlepek scen budował nam historię i relację ojca z córką, która zostanie niedługo potem porwana. Filmy akcji z wieloma klasycznymi motywami potrafią bawić, ale też są w dalszej perspektywie męczące. Młodszego widza o innych kompetencjach, wychowanego na szybszej narracji filmików na YouTubie, mogą zwyczajnie znudzić, ale też zadziwić. Nie brakuje jednak też dużej reprezentacji tych motywów, które rozwinięto po latach. Komando, mimo budżetu 10 mln dolarów, prezentuje historię pełną akcji w każdej minucie seansu. Wybuchy są naprawdę malownicze, a pościgi ekscytujące. Bawić mogą jednak te wszystkie momenty, w których bohater potrafi wyrwać siedzenie z samochodu, a  amunicja nigdy mu się nie kończy. Problematyczna staje się także przemoc prezentowana w filmie. Trup ściele się gęsto i chyba wtedy nikt nie próbował uzasadniać wyborów protagonisty, który bawił się w seryjnego mordercę. John Matrix grany przez Schwarzeneggera, potrafił skopać brutalnie nawet policjantów w centrum handlowym. Ktoś powie, że oczywiście, ścigał się z czasem i chciał ratować córkę. Jak jednak słusznie zauważył Piotr Cyrwus podczas tegorocznego Octopus Film Festial, na którym Komando było prezentowane - każdy umierający człowiek miał przecież rodziny. Nawet jeśli byli źli do szpiku kości, dzisiaj ich śmierć od kul zostałaby zaprezentowana nieco inaczej. John Matrix nikogo nie pyta jednak w tym filmie o zdanie. Wbijam w tym momencie celowo szpilkę, bo podczas filmu takie refleksje raczej nie mają miejsca i następuje tzw. "wyłączenie myślenia". Komando oferuje rozwałkę na takim poziomie, że mamy gdzieś rodziny jego oprawców. Chcemy widzieć w ruchu ciężką artylerię jednoosobowej armii. Dostajemy to z nawiązką.
materiały prasowe
Bo chyba każdy o zdrowym rozsądku powinien wiedzieć, że zrywanie pułkownika Matriksa z emerytury od służby militarnej, to pomysł delikatnie mówiąc... zły. Starzy  znajomi chcą jednak wyrównać swoje rachunki i porywają jego córkę, czym jeszcze mocniej podpisują na siebie wyrok. John ubiera swój uniform, wyciąga z szopy karabin i rusza odbić swoją córkę. Żołnierze pod dowództwem Benneta staną do walki z jednoosobową armią. Przybierając dzisiejszą perspektywę i funkcjonujący słowniczek filmowy, taki film jak Komando pewnie zostałby określony mianem guilty pleasure. Trzeba jednak dodać, że pomimo pretekstowej fabuły i przaśnego humoru, mamy tutaj naprawdę interesującą historię o ojcowskiej miłości, która przezwycięży wszystko. Do tego dobre tempo, bo nawet jeśli zdarzy się ziewnąć przy kolejnym zabitym wrogu, to jednak potem finałowa walka Johna i Benneta, robi wrażenie. Dlatego jeżeli ktoś sięgnie po Komando po raz pierwszy, powinien mieć na uwadze, że to flagowy i naprawdę udany przedstawiciel swojego gatunku. Rodzaj kina, który nie bez przyczyny nie przetrwał w takiej formie. Chociażby właśnie przez te elementy świadczące o jego artyzmie w latach 80., a dziś raczej dającym przekonanie, że oto obcujemy z parodią kina akcji.
materiały prasowe
Tandetne stroje, kwadratowe fryzury, elektroniczna muzyka i niekończące się magazynki. Do tego mamy szczerą grę aktorów. Tylko wtedy było to możliwe. Chyba wszyscy dobrze znają przydługą sekwencję z Johnem ubierającym na goły tors kamizelkę obwieszoną granatami i całym arsenałem broni. Nawet dziś wizerunek ten powraca przy pomocy memów, na których trzymający bazookę Arnold Schwarzenegger reklamuje nowego Xboxa lub trzyma w jej miejscu paczkę papieru toaletowego, nawiązując tym samym do sytuacji pandemicznej.  Komando bazuje na schematach kina akcji lat 80., ale wprowadza też kilka elementów, które przetrwają na zawsze: szczerość i oddanie dla swoich bliskich. Te wartości zawsze będą miały swoje miejsce w kinie, a kiedy jeszcze są uzewnętrzniane przez Arnolda  Schwarzeneggera, to kącik ust zawsze pójdzie do góry. I wcale nie będzie to uśmiech politowania.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj