Pojawienie się Mortal Kombat na srebrnym ekranie było przesądzone. Gracze, którzy ukończyli pierwszą część Johnnym Cage’em, mogli zobaczyć jego epilog, w którym wystąpił w filmie Mortal Kombat. „John Tobias powiedział wprost, że ktoś powinien przenieść tę bijatykę do kina” – mówi tabmok99.             Danny Simon też tak uważał. „Byłby z tego niezły film” – powiedział Neilowi Nicastro przez telefon. Ale Nicastro był sceptyczny. Mortal Kombat zarabiało krocie dla Midway, ale główną atrakcją byli ninja urywający sobie łby i ziejący ogniem.             Simon miał inne zdanie. „Jest tam fabuła. Da się ją przerobić na scenariusz filmowy”.             Nicastro zastanawiał się dłuższą chwilę. „Dobra, rób co chcesz” – powiedział w końcu. „Tylko nie spierdol mi gry”.             Odpowiedź Nicastro nie zaskoczyła Simona. „Jeśli znasz historię Bally/Midway, wiesz, że ten gość jest dość specyficzny” – mówi.             Zarówno Simon, jak i Nicastro uważali, że wiedzą najlepiej, co jest dobre dla Mortal Kombat. Szefowi Midway zależało na zyskach, więc odrzucił pomysł Eda Boona i Johna Tobiasa na tytuł w uniwersum Gwiezdnych Wojen i kazał im przygotować MKII. Za to Simon odpowiadał za przekształcenie tej marki w imperium gadżetów. Mieli już wszystko – pudełka na drugie śniadanie, figurki i całą resztę. Dlaczego mieliby nie nakręcić filmu?             Simon od jakiegoś czasu zastanawiał się nad kinową adaptacją. Uważał, że mogłaby stać się perłą w koronie serii MK i przekonać do siebie opinię publiczną. „Musieliśmy walczyć z negatywnym postrzeganiem gry” – wyjaśnia.             Na drodze do zwiększenia zysków Mortal Kombat stały dwie przeszkody. Pierwszą było nastawienie sprzedawców. Było lato 1993 roku, Midway właśnie wpuszczało testowe egzemplarze MKII do wybranych salonów gier w Chicago, Acclaim za kilka miesięcy miało wydać wersje domowe pierwszej części, a seria znalazła się na celowniku polityków i mediów. „Sklepy nie chciały sprzedawać tytułu, który rodzice uważali za zbyt brutalny” – mówi Simon.             Drugim utrudnieniem był fakt, że gry uważano za zabawki. Bywalcy salonów mieli w większości między 18 a 30 lat. Chętnie zobaczyliby Mortal Kombat w kinie, bo mieli własne pieniądze i lubili popatrzeć na krew i flaki. Dzieciaki musiałyby błagać rodziców o forsę na bilet. By sprzedać więcej produktów z logo MK, Midway i Licensing Group musiały złagodzić wizerunek marki.             Film był idealnym rozwiązaniem. Simon i najwięksi fani MK wiedzieli, że w grze chodzi o coś więcej niż lejąca się krew i zabójcze ciosy. Pod tym wszystkim kryła się złożona fabuła, wyjaśniająca unikalne motywacje i cele wielowymiarowych postaci. „Zrozumiałem, że film był istotnym czynnikiem, dzięki któremu nie tylko poszerzylibyśmy grupę docelową o osoby, które nie miały styczności z grami, ale też udowodnilibyśmy, że marka ma faktyczną wartość” – mówi Simon.             Wiedział, że jego firma sama nie poradzi sobie z tym wyzwaniem. Miał doświadczenie w licencjonowaniu treści i przekształcaniu ich symboli w towary, ale nie znał się na produkcji filmów, już nie mówiąc o zatwierdzaniu ich do dystrybucji. Na szczęście znał odpowiedniego faceta. „Poznałem Larry'ego Kasanoffa, ponieważ współpracował z Jimem Cameronem" – mówi Simon.
fot. materiały prasowe
            Lawrence „Larry” Kasanoff był producentem i scenarzystą w Hollywood od końca lat 80. W 1990 roku wraz z reżyserem Jamesem Cameronem założył Lightstorm Entertainment, niezależną firmę produkcyjną. Lightstorm zrobiło furorę, gdy ich pierwszy hit z 1991 roku, Terminator 2: Dzień Sądu, zarobił ponad 500 milionów dolarów na całym świecie. Simon poznał Camerona i Kasanoffa, gdy pracowali nad T2, a on zajmował się licencjami dla Carolco. Współpracowali przy Terminator 2: The Arcade Game i innych produkcjach. „Larry był moją wtyką w branży. Świetnie się dogadywaliśmy. Wyjaśnił mi, co można uznać za dobry film i dlaczego”.             Gdy Midway dało Simonowi zielone światło na przygotowanie fundamentów pod film Mortal Kombat, marketingowiec przedstawił ten pomysł Kasanoffowi. W czerwcu 1993 roku scenarzysta odwiedził Midway, by spotkać się z przyjaciółmi, których poznał, pracując nad T2. Z rozmów z kilkoma twórcami dowiedział się, że Mortal Kombat jest na dobrej drodze, by przebić sprzedaż T2 na poziomie 10 000 egzemplarzy. Kasanoff rozegrał kilka rund i dostrzegł ten sam potencjał, co Simon. Powiedział Neilowi Nicastro, że może przenieść postacie i historie z gry do każdego możliwego medium. „Gwiezdne Wojny spotykają Wejście Smoka” – powiedział o produkcji filmu w długim wywiadzie dla Hollywood Reporter.             Simon z radością pozwolił Larry'emu Kasanoffowi przejąć stery. „Powiedziałem, że ten film musi szanować fabułę oryginału” – Simon wspomina dyskusję z Kasanoffem. Fani MK dadzą tej produkcji szansę, jeśli postacie i historia zostaną potraktowane poważnie. „Larry przyznał mi rację, musieliśmy napisać scenariusz, który nie nabijał się z gry ani jej nie krytykował”.             Kasanoff opierał się na założeniach, które Boon i Tobias wykorzystali w pierwszej części i towarzyszącym jej komiksie – osią intrygi był turniej Shang Tsunga, odbywający się na jego wyspie. Mając zarys, producent mógł czerpać z innych źródeł. Wejście Smoka z 1973 roku to ostatni film Bruce’a Lee – aktor zmarł 20 lipca tego samego roku w wieku 32 lat. Główny bohater był szpiegiem wysłanym na odległą wyspę, na której narkotykowy boss organizował turniej sztuk walki. Starcia rozgrywały się w różnych sceneriach, podobnie jak w Mortal Kombat. Zgodnie z oczekiwaniami publiki, heros musiał grać o wysoką stawkę. I w tym wypadku tak było: mistrz karate, w którego wcielał się Lee, przybył na turniej, ponieważ brał w nim udział człowiek, który zabił jego siostrę. Kasanoff obdarował podobnymi motywacjami nie jedną postać, lecz cały „Ziemski Wymiar”.             „Ustaliliśmy, że Mortal Kombat to turniej odbywający się raz na pokolenie, który decyduje, kto przejmie kontrolę nad wymiarem” – mówi Simon. Podobnie jak w grze, zmagania o tak wysokiej stawce przyciągałyby tylko najlepszych z najlepszych. Zaproszenia rozdawałby sam Shang Tsung, ale niekoniecznie w swojej postaci. Czarnoksiężnik dostarczył zaproszenie Johnny'emu Cage'owi udając kogoś, kogo Cage zna, co było zabiegiem fabularnym wykorzystującym zdolność Tsunga do przemiany w inne osoby.             Kasanoff starał się włączyć do scenariusza poszczególne elementy gry, co dowodziło, że podchodził do tego projektu na serio. Simon wierzył, że szacunek do materiału źródłowego przyciągnie fanów. „Dzieciakom zależało na poważnym podejściu do gry. Poświęcali jej mnóstwo czasu i energii”.             Boon i Tobias też mogli mieć pewność, że ich dzieło jest traktowane z szacunkiem. Pewnego popołudnia Kasanoff pojawił się w Midway podczas nagrań jednego z aktorów do Mortal Kombat II, a Ken Fedesna przedstawił go zespołowi. Tobias wspomina, że na tym spotkaniu po raz pierwszy usłyszał, że producent zamierza nakręcić film. Wiedzieli, że to nie żart – w końcu ten facet był współodpowiedzialny za wielki sukces Terminatora 2.
fot. Warner Bros.
            Kasanoff był człowiekiem od organizacji, a nie reżyserii. Zanim zaczął poszukiwać odpowiedniego kandydata, kilkakrotnie spotkał się z Tobiasem i Boonem, by dobrze poznać uniwersum Mortal Kombat. Tobias wspomina rozmowę o archetypach postaci i o stworzeniu wielowarstwowej historii, którą dało się zaprezentować bez przytłaczania widzów długimi dialogami. Tobias wręczył Kasanoffowi kolekcjonerskie wydanie komiksu i zdradził mu zwroty fabularne, które miały pojawić się w MKII, opowiadając o księżniczce Kitanie, Shao Kahnie i podbitym Pozaświecie. Wytłumaczył mu też, za co gracze pokochali pierwszą część serii – nie chodziło jedynie o fatality, ale też o ukryte postacie i tajemnice.             „Larry to załapał” – dodaje Tobias.             Kasanoff nie spotykał się z twórcami Mortal Kombat z czystej kurtuazji. Nicastro nalegał, by Boon i Tobias aktywnie uczestniczyli w dyskusjach. Byli strażnikami marki, choć nie mieli pełni władzy. Produkcja mogła ruszyć bez ich zgody, ale im bardziej byli zadowoleni, tym lepiej. „John i Ed nas wspierali. Za co podziękowaliśmy im w napisach końcowych” – mówi Simon. Tobias i Boon mieli też wpływ na fabułę filmu na etapie powstawania scenariusza. „Neil wolał się upewnić, że niczym ich nie wkurzymy” – wspomina.             Produkcja natrafiła tylko na jeden poważny problem. Jedynym sposobem, w jaki Kasanoff i jego powiększająca się ekipa producentów zdołaliby przekonać rodziców, by zabrali dzieci do kina na Mortal Kombat, było otrzymanie kategorii wiekowej PG-13. Ocena R zadowoliłaby starszych widzów, oczekujących fatality, ale poważnie ograniczyłaby grono odbiorców. „Dzieciaki grały w MK po kilka godzin dziennie, nie mogliśmy odebrać im możliwości zobaczenia tego filmu” – mówi Simon.             Wszyscy wiedzieli, że w kinowym Mortal Kombat muszą znaleźć się słynne zabójcze ciosy kończące. Należało pokazać je tak, by nie zrazić fanów, jednocześnie nie narażając się na krytykę mediów. „Dbaliśmy o to, by nie pogorszyć i tak kiepskiej reputacji marki. Nie mogliśmy stworzyć filmu z kategorią wiekową, przez którą stracilibyśmy publikę najbardziej zajaraną tematem” – wyjaśnia Simon.             Rozwiązaniem były relatywnie bezkrwawe zgony, w których ładunek emocjonalny w pewien sposób rekompensował brak tryskającej juchy. W filmie znalazło się kilka zapadających w pamięć śmierci. Pierwsza ofiara ginie podczas uczty rozpoczynającej turniej Shang Tsunga. Bezimienny zamaskowany wojownik skacze w kierunku Sub-Zero, a lodowy zabójca zamraża go w locie. Mężczyzna potraktowany specjalnym atakiem nie zatrzymuje się w miejscu, jak postacie w grach, lecz leci dalej i uderza o ziemię, roztrzaskując się na dziesiątki lodowych odłamków, a jego zmrożona głowa ląduje u stóp Shang Tsunga, co czarnoksiężnik kwituje jednym słowem: „Fatality”. Następnie ginie Scorpion, pokonany przez Johnny’ego Cage’a. Gwiazdor chwyta najeżoną ostrzami tarczę i przecina czaszkę nieumarłego ninja. Wypływa z niej lepka maź, przypominająca ciemny śluz, a wojownika pochłaniają jego własne płomienie, doprowadzając do eksplozji rozrzucającej podpalone, lecz nie krwawiące szczątki. W innym miejscu na wyspie Liu Kang rzuca wiadrem pełnym wody w Sub-Zero w momencie, gdy niebieski ninja zbiera lodową energię, tworząc pole siłowe. Ciecz zmienia się w sopel, który przeszywa Sub-Zero i przybija go do ściany. Zabójca wije się w konwulsjach, gdy jego ciało powoli pochłania lód.             Shang Tsung kradnie dusze wielu pokonanych przeciwników, ale prawdopodobnie najbardziej pamiętna śmierć ma miejsce w decydującej bitwie między Liu Kangiem a czarnoksiężnikiem. Kang i Tsung walczą na moście. Heros trafia złoczyńcę kopniakiem, posyłając go w przepaść, prosto na kolce wystające z ziemi. Chrupnięcie sygnalizuje, że wróg nadział się na pal, ale kamera skupia się na twarzy Tsunga, która zaczyna wysychać na wiór. Zanim kolejne ujęcie ukazuje jego zwłoki w całej okazałości, po krwi i wnętrznościach nie ma ani śladu.             Te i inne sceny zgonów zadziałały, ponieważ kontekst filmu, turniej na śmierć i życie, który ma zadecydować o losie Ziemi, stworzył odpowiednią motywację. „Boks to krwawy sport, ale ta przemoc jest uzasadniona, ponieważ determinują ją okoliczności: dwóch zawodników dobrowolnie staje do walki, a o zwycięstwie decyduje nokaut” – wyjaśnia Simon. „Cała koncepcja opiera się na przemocy, ale jest ona zamknięta w określonych ramach. Zdefiniuj powód brutalności tak, by był akceptowalna, a będziesz w stanie ją sprzedać”.
fot. New Line Cinema
Danny Simon i Larry Kasanoff poszli z gotową koncepcją do New Line Entertainment, firmy, która ugruntowała swoją reputację, dając szansę Koszmarowi z ulicy Wiązów Wesa Cravena na początku lat 80. New Line było pierwszym przystankiem podczas poszukiwań studia, które wsparłoby Mortal Kombat. „New Line szybko wyraziło zainteresowanie, więc nie musieliśmy przedstawiać pomysłu nikomu innemu. Studio zgodziło się wyłożyć dość rozsądny budżet” – mówi Simon. „To Larry znalazł reżysera i pokierował całą produkcją”.             Na reżysera Kasanoff wyznaczył Paula W. S. Andersona, nową twarz w Hollywood. Anderson zaadaptował później wiele innych gier. Uważał Liu Kanga za filar scenariusza Mortal Kombat. Główny bohater, reprezentujący klasztor Shaolin, walczył w obronie Ziemskiego Wymiaru. W historii, napisanej przez Kevina Droneya, wciąż poprawianej, gdy rozpoczęły się zdjęcia, zawodnik chciał się zemścić na Shang Tsungu, mordercy jego brata, a ostatecznie to na jego barkach spoczywał los Ziemi.             Anderson, szukając odtwórcy do roli Liu Kanga, zwrócił uwagę na Shou Wan Pora, który jako aktor występował pod pseudonimem Robin Shou. Był chińskim mistrzem sztuk walki i aktorem, który zagrał w niemal 40 produkcjach z Hong-Kongu. Ale zatrudnienie Shou było proste jedynie w teorii. Hollywood miało (i nadal ma) zwyczaj obraźliwego przedstawiania Azjatów w filmach. Sessue Hayakawa, aktor z epoki kina niemego, zapisał się w historii jako pierwszy azjatycki gwiazdor w USA, ale był tak sfrustrowany uwłaczającymi i nieprawdziwymi wyobrażeniami o dalekim wschodzie, że otworzył własne studio filmowe w 1918 roku. Anna May Wong, kolejna gwiazda kina niemego zaszufladkowana przez stereotypy, publicznie wspominała o tym, że chciałaby wystąpić w adaptacji powieści Łaskawa ziemia autorstwa Pearl Buck , ale nigdy nie brano jej pod uwagę – producenci poszukiwali białego aktora do głównej roli, a obowiązujące wówczas przepisy uniemożliwiały zatrudnienie u jego boku kobiety o innym kolorze skóry. W styczniu 2015 roku Scarlett Johansson została obsadzona w głównej roli w Ghost in the Shell, filmie akcji opartym na japońskiej mandze napisanej i zilustrowanej przez japońskiego rysownika, z japońskimi postaciami w japońskiej scenerii. Zdjęcie Johansson z planu wywołało powszechne oburzenie po tym, jak serwis Screen Crush opublikował raport, w którym ujawniono, że producenci filmu testowali efekty wizualne, które miały sprawić, by aktorka miała bardziej azjatyckie rysy.             Kiedy New Line skontaktowało się z Robinem Shou w sprawie roli Liu Kanga, aktor odmówił, obawiając się, że będzie to kolejna z wielu stereotypowych azjatyckich postaci. Jego agent namówił go, by się zastanowił. Shou pojechał do Ameryki, by przejść siedem etapów castingu przed producentami. „Naprawdę zależało im na wyborze najlepszego możliwego Liu Kanga, ponieważ główny bohater był Azjatą, a oni zainwestowali miliony w tę produkcję” – powiedział Shou w wywiadzie dla Hollywood Reporter. „Cały proces był bardzo wyczerpujący”.             Danny Simon rozumiał obawy wytwórni New Line związane z obsadzeniem Azjaty w głównej roli, ale Kasanoff i Anderson byli pewni swojego wyboru. „Fabuła z założenia jest osadzona w azjatyckich realiach. To część wyjątkowości Mortal Kombat” – mówi Simon. „Główne role musieli zagrać Azjaci”.             Shou okazał się bardzo przydatnym nabytkiem w obsadzie. Paul W. S. Anderson nigdy wcześniej nie reżyserował scen walki, a brak doświadczenia dał o sobie znać już przy pierwszym pojedynku, w którym chciał wykorzystać szerokie, nieprzerwane ujęcia. Po kilku nieudanych próbach aktorzy byli wykończeni. Shou podzielił się z nim wiedzą, którą nabył w Hong-Kongu i podpowiedział, że szerokie ujęcia powinny trwać kilka sekund, a resztę sekwencji należało pociąć na serię krótkich zbliżeń. Anderson wspomniał, że filmowanie walk poszło znacznie sprawniej, gdy zastosował się do rad weterana.             Linden Ashby i Bridgette Wilson, czyli Johnny Cage i Sonya Blade, otrzymali własne wątki poboczne – Cage udowodnił, że jest prawdziwym mistrzem sztuk walki i pokonał Goro, a Sonya wytropiła i zabiła Kano – ale byli jedynie pomocnikami Liu Kanga, granego przez Robina Shou i to on uratował Ziemski Wymiar. Bratem Liu Kanga, Chanem, został Steven Ho, a najbardziej pamiętną rolę odegrał Cary-Hiroyuki Tagawa, portretujący Shang Tsunga, który ponownie zagrał czarnoksiężnika w jedenastej odsłonie gry Mortal Kombat w 2019 roku.             „Problem uprzedzeń w Hollywood został ostatecznie rozwiązany. W Fabryce Snów trudno zwyciężyć z tradycjami. Ale Larry postanowił walczyć” – kontynuuje Simon. „Obaj uznaliśmy, że warto się o to bić”.
materiały prasowe
Nawet po zakończeniu zdjęć kinowe Mortal Kombat miało przed sobą ciężką przeprawę. Filmowych adaptacji gier było niewiele, a te, które powstały, były owiane złą sławą. Finansowe porażki, takie jak Super Mario Bros. studia Buena Vista i Street Fighter z Universal, były uważane za niezbite dowody na to, że gier nie da się przenieść na taśmę filmową. Danny Simon, Larry Kasanoff i Paul Anderson dokładnie przyjrzeli się tym produkcjom i zrozumieli, dlaczego okazały się niewypałami. „Oba te filmy miały jedną cechę wspólną: nie traktowały na serio materiału źródłowego. Fabuła była szczątkowa, a bohaterowie traktowani po macoszemu” – wyjaśnia Simon. „Wydawało mi się jasne, że skoro dzieciaki poświęcają tyle czasu na grę, to muszą ją traktować poważnie. Dobrze się bawią, ale te postacie mają dla nich znaczenie”.             Mortal Kombat trafiło do kin 18 sierpnia 1995 roku. Do tego czasu Midway wydało Mortal Kombat II i MK3. Fani z niecierpliwością czekali na filmową premierę. Jake Neal i jego bliźniak Ryan także. „Najbardziej cieszyło mnie to, że mogę odpalić grę, a zaraz potem obejrzeć film” – mówi Jake. „Dzięki temu zdałem sobie sprawę, że Mortal Kombat to coś wielkiego. Oglądałem to, w co grałem”.             Obaj bracia byli podnieceni po wyjściu z kina – adaptacja MK lekko trąciła tandetą, ale w jakiś sposób ta kiczowatość pasowała do poczucia humoru Boona i Tobiasa, zwłaszcza tego zaprezentowanego w MK3. Co więcej, postacie zostały potraktowane z szacunkiem. „Mimo że Scorpion i Sub-Zero są najbardziej rozpoznawalni, to Liu Kang gra pierwsze skrzypce” – mówi Jake. „Film mi się podobał, a Liu Kang wypadł naprawdę dobrze. Robin Shou odegrał jedną z najciekawszych głównych ról w kinie”.             John Tobias i Ed Boon poszli na pokaz z nadzieją, że film odpowiednio odda ich zamysł co do postaci i świata przedstawionego. Tobias wspomina, że obaj byli zaniepokojeni, gdy zobaczyli wstępne fragmenty bez montażu, efektów specjalnych czy korekcji kolorów. Choć wzięli pod uwagę, że oglądają pracę w toku – jako twórcy gier dobrze rozumieli ten koncept – stresowali się przed premierą. Ku ich zaskoczeniu i radości, efekt końcowy robił wrażenie. Choć fabuła tu i ówdzie odbiegała od oryginału, te zmiany wprowadzono jedynie na potrzeby filmowego medium, różniącego się od gier.             Simon uważa Mortal Kombat za sukces. „Mieliśmy szczęście, że ludzie, z którymi pracowałem, stworzyli dobry film. Drugi był okropny, ale w tym nie brałem udziału” – dodaje szybko, mówiąc o kontynuacji, Mortal Kombat 2: Unicestwienie z 1997 roku. Jest dumny, że fani nadal uważają obraz z 1995 roku za jedną z najlepszych adaptacji gier wideo wszech czasów, mimo że w 2021 studio Warner Bros dokonało restartu serii, produkując nową wersję. „To jeden z tych filmów, z którymi ludzie mają ciepłe wspomnienia, gdy o nich mówisz. Przyznają, że im się podobał” – mówi Simon. „Nie muszę im wyjaśniać, że to adaptacja gry popularnej w tamtych czasach”.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj