Kiedy Maggie Q i Mekhi Phifer wchodzą do pokoju, od razu robi się gwarno i wesoło. Widać, że świetnie się dogadują; jak sami mówią, poprosili producentów, by sparowano ich do wywiadów. W Niezgodnej wcielają się w charakterystyczne role drugoplanowe. Maggie gra Tori Wu, członkinię Nieustraszonych, oryginalnie pochodzącą z frakcji Erudycji. To ona odkrywa w trakcie obowiązkowych testów, że Tris Prior (Shailene Woodley) jest niezgodna. Mekhi wciela się za to w byłego lidera Nieustraszonych, Maxa. Aktorzy chętnie opowiadają tak o filmie, jak i swoich prywatnych przemyśleniach.

Niezgodna w reżyserii Neila Burgera, z Shailene Woodley, Theo Jamesem i Kate Winslet w rolach głównych do polskich kin trafiła 4 kwietnia.

ANNA TATARSKA: Książkowa trylogia Veroniki Roth to jeden z największych wydawniczych hitów ubiegłych lat. Czy znaliście książkę, kiedy zaproponowano Wam role?

MEKHI PHIFER: Nie, dla mnie to był po prostu kolejny scenariusz. Przeczytałem go i bardzo mi się spodobał. Kiedy już się zdecydowałem podpisać umowę, powiedziałem o nowym projekcie znajomym i nagle zewsząd zaczęły docierać do mnie wyrazy entuzjazmu – "O matko, będziesz grał w ekranizacji TEJ książki?". Zrobiło się z tego wielkie wydarzenie. A ja po prostu zaakceptowałem fajny scenariusz i skusiła mnie perspektywa pracy z tak dobrą ekipą...

MAGGIE Q: Nie mieliśmy pojęcia, że ta książka odniosła taki sukces. Oboje przeczytaliśmy ją dopiero po przyjęciu ról.

MP: Ale w sumie dobrze się stało. Wszyscy musieliśmy brać udział w przesłuchaniach do filmu, robić próbne czytania, grać w parach, żeby producenci zobaczyli, kto ma z kim jaką chemię... Wejście w ten projekt po prostu jako aktor, nie jako szalony fan serii, na pewno mi pomogło. Mieliśmy luz, nie czuliśmy jakiejś wyjątkowej presji, to nie było dla nas "być albo nie być".

MQ: W ogóle nie mieliśmy pojęcia, że to takie wielkie halo. Zresztą cały czas jeszcze nie wiemy, jak poradzi sobie film [wywiad odbył się przed amerykańską premierą. Jak wiemy, film poradził sobie bardzo dobrze i po dwóch tygodniach ma na koncie już ponad 100 mln dolarów oraz zapewnioną kontynuację].

Maggie, a jak wspominasz przesłuchania? Zachwyciłaś producentów, czy musiałaś się mocno postarać, żeby ich przekonać?

MQ: Widzisz, człowiek myśli, że tak powinno być, ale wcale się nie stało. Przecież na pierwszy rzut okaz widać, że jestem stworzona, by grać Tori!... Poznałam Neila [Burgera, reżysera], jeszcze zanim kogokolwiek obsadzono w filmie. Poleciałam do Chicago, spotkaliśmy się, kiedy robił scouting. Już wtedy był w kontakcie z Shay. To było miłe spotkanie, ale niewiele z niego wynikło. Czasami trzeba poczekać, aż obsadzone zostaną główne role, żeby móc rozważyć role drugoplanowe. Kilka tygodni później lądowałam w LA, myślami byłam całkiem gdzie indziej, a tu dzwoni telefon. Okazuje się, że Shailene jest w mieście, Neil też i chcą się spotkać, żeby popróbować kilka scen. Spotkanie z Shay pokazało, że dobrze się razem czujemy i robimy właściwe wrażenie na ekranie. Dopiero wtedy zapadła decyzja, że mam tę rolę.

A jak grało się z Shailene?

MQ: Nie można chyba wyobrazić sobie milszej pracy z tak młodą osobą. Ona ma niesamowitą etykę pracy, co wszystko ułatwia, ale przede wszystkim to rzadki, ogromny talent. I stara dusza, co jest w niej naprawdę świetne. Trudno wyobrazić sobie lepszy wzór dla współczesnych młodych dziewczyn niż ona. Nie tylko jest zdolna i ma właściwe priorytety, ale to po prostu dobra osoba. W Hollywood jest na pewno wielu dobrych ludzi, nie mówię, że nie, ale też wiele popularnych gwiazd, które nie są najlepszymi inspiracjami dla młodych. Gdybym miała córkę, na przykład 12-13-letnią, nie chciałabym, żeby się na nich wzorowała... Ale puściłabym ją na Niezgodną i chciałabym, żeby pragnęła być taka, jak dziewczyna, która gra w tym filmie główną rolę.

Twoja bohaterka to bardzo tajemnicza postać. Można wyczuć, że jej rola w dalszych częściach będzie istotna, ale na razie niewiele o niej wiemy...

MQ: W pierwszej części jest to zamierzone. Bliżej końca Niezgodnej zaczynamy się domyślać, dlaczego Tori nie chciała pomóc Tris. Niewątpliwie ma ona osobiste doświadczenie z niezgodnością, wie, że to śmiertelnie niebezpieczne. Tori jest ciekawą postacią głównie dlatego, że pełno w niej niejasności. Jak kiedy robi Tris test, mający ustalić, do której frakcji należy bohaterka, i dowiaduje się, że jest niezgodna. Jej zachowanie, głos są bardzo chłodne, a komunikat – jasny: Tris ma natychmiast wyjść z pokoju, Tori udziela jej zdawkowo wskazówek i się żegnają. Ale przecież jednocześnie Tori zmienia jej wyniki, wprowadza w system sfałszowaną diagnozę, żeby nie zagrozić bezpieczeństwu Tris. Czujemy więc, że Tori w jakiś sposób zależy na niej, że się o nią martwi, ale jednocześnie odcina się od niej całkowicie w swoim działaniu. Przecież Tori nie może uchronić Tris przed jej przeznaczeniem. Ale ma informacje, które mogą jej pomóc. Dopiero w drugiej części u Tori będzie gorąco. Zabija całą masę czarnych charakterów, ważnych ludzi. Perspektyw romantycznych niestety nie ma... Ale pojawia się też wątek z jej przeszłości, który jest dla wszystkich szokiem.

Twoja bohaterka oprócz przeprowadzania testów kwalifikujących do frakcji zajmuje się też sztuką tatuażu. Ty sama masz ich sporo.

MQ: Kilka... a dokładnie pięć. Każdy z nich ma specjalne znaczenie. Jeden to symbol duchowości, inne poświęcone są przyjaciołom, którzy odeszli. Żadnych przypadkowych bazgrołów, wszystkie są znakami ważnych w moim życiu momentów.

Niezgodna to pierwszy film z serii trzech. Powiedzcie, czy dla aktora udział w takim przedsięwzięciu to bonus dający dodatkowe korzyści?

MP: Myślę, że dla aktora niezaprzeczalnie korzyścią jest być częścią przedsięwzięcia zrealizowanego z dużym rozmachem. To zwiększa naszą ekspozycję w branży i daje też poczucie bezpieczeństwa...

MQ: Lubimy bezpieczeństwo, bardzo!

MP: Taka oferta oznacza też pieniądze, a te nigdy nie szkodzą. Nikt nie powie "nie" kasie. Poza tym grałem w wielu różnych filmach, też niskobudżetowych, niezależnych - i tam na planie zdarzało mi się pracować o wiele ciężej niż w tym przypadku. Światło dzienne widywałem tylko przez chwilę w ciągu dnia... Niezgodna to dla aktora marzenie - wartościowa rola, międzynarodowa ekspozycja, a do tego świetny komfort pracy.

Przygotowania do roli były trudne?

MQ: Mnie ominął trening siłowy, bo dopiero w drugiej części sprawność mojej bohaterki zaczyna mieć znaczenie. Niesamowite, jak wiele mieliśmy prawdziwych planów. Jak na produkcję SF o takim rozmachu było naprawdę mało green screenów. Ja miałam chyba jedną taką scenę... Ponad 90 procent filmu to prawdziwe dekoracje. Komputerowo wykreowano tylko wizerunek miasta, ale cała reszta jest prawdziwa. Dla aktora to duży komfort, pracować w namacalnej przestrzeni, z prawdziwymi statystami, a nie jakimiś zmultiplikowanymi komputerowo ludzikami. To bardzo ułatwiało mi wczucie się w rolę.

A atmosfera na planie?

MQ: Na planie było świetnie. W ekipie są właściwie tylko trzy dziewczyny - mówię o sobie jako jednej z nich - Zoe, Shay i ja...

MP: ...i jeden czarny koleś. Ja!

MQ: Zgadza się! Byłyśmy na planie jak siostry, przynosiłyśmy sobie soczki, obiadki i dbałyśmy o siebie wzajemnie. To było przemiłe. Mam trzy rodzone siostry, więc taka dynamika nie jest mi obca, bardzo ją cenię.

Film jest też interesującą metaforą katastrofy ekologicznej, humanitarnej. Jak ważna była dla Was taka perspektywa?

MQ: To nie jest przyjemna perspektywa, szczególnie dla mnie, bo jestem osobą pełną nadziei. Nie zrozum mnie źle – wiem, w jakim kierunku zdąża ludzkość, i wiem, że to tylko kwestia czasu, aż wszystko radykalnie się zmieni. To strasznie dołujące.

MP: Trzeba mieć nadzieję, ale też być przygotowanym na wypadek, gdyby sprawy przyjęły zły obrót. Dowodów na to, że nasza przyszłość nie rysuje się w jasnych barwach, jest aż nadto: globalne ocieplenie, wojny, terroryzm, fatalny stan ekonomii, wyścig nuklearny, zanieczyszczenie, rosnący dług publiczny... Kiedy weźmiemy to pod uwagę, społeczeństwo i świat z Niezgodnej nie wydaje się wcale tak abstrakcyjny. Ale trzeba mieć nadzieję i pracować na to, żeby było lepiej.

Dzisiejsze serie dla młodzieży, w tym Niezgodna, to kino pełne spektakularnych efektów specjalnych, rozmachu. Wiele się zmieniło od czasu Waszego dzieciństwa?

MQ: Kiedyś rozrywkowe filmy nie musiały być aż tak skomplikowane, by zrobić wrażenie na widzach. Teraz trzeba tak wiele... Chyba dlatego rozliczne ekranizacje literatury młodzieżowej, które widzimy w kinach, są takie skomplikowane, wymyślne, spektakularne... Dzisiejsze dzieciaki mają inny gust, dorastają, obcując ze zjawiskami, z którymi my w ogóle nie mieliśmy styczności.

MP: Dorastaliśmy w latach 80. Wtedy oglądało się Johna Hughesa! Jesteśmy całkiem innym pokoleniem...

MQ: Dzisiejsze produkcje kinowe często zajmują się tym, co nieznane. Kiedy my byliśmy mali, nie był to aż tak chwytliwy temat, bo perspektywa przyszłej katastrofy, o której już mówiliśmy wcześniej, nie była tak namacalna. Informacje, do których teraz mamy dostęp przy pomocy jednego kliknięcia myszki, nie były ogólnodostępne. Dzisiaj przyszłość ma kształt wielkiego znaku zapytania wiszącego nad ludzkością... Naturalnie w takiej sytuacji filmowcy zabierają się za taki temat i interpretują go, każdy na swój własny sposób.

Maggie, obie z Shailene jesteście bardzo zaangażowane w kwestie ekologii i natury. Może powinnyście wykorzystać promocję filmu jako machinę eksponująca Wasze działania i idee?

MQ: Jesteśmy z Shay totalnymi hipiskami, to prawda. Byłoby wspaniale zrobić coś takiego, tym bardziej że ona i ja to zespół nie do zdarcia. Myślę, że byłybyśmy w stanie doprowadzić coś takiego do końca. Jako duet jesteśmy chyba najbardziej nieustępliwe i irytujące w swojej chęci informowania i uświadamiania ludzi. Na planie wystarczyło, że ktoś wszedł do przyczepy z Coca-Colą, a my już: "Jak możesz pić to badziewie!". Shay zaraz zaczyna mówić o składzie chemicznym i jego negatywnym wpływie na zdrowie, ja tłumaczę, że właściciel marki jako jeden z niewielu wciąż produkuje w krajach rządzonych przez dyktaturę militarną... Ludzie zaraz zaczynają przepraszać i mówić, że nie mieli pojęcia... Shay i jej mama mają fundację charytatywną, która skupia się bardziej na pomaganiu ludziom w potrzebie niż promowaniu idei. To dobra sprawa. Ale kampania informacyjna to na pewno podstawa i chyba masz rację - gdybyśmy przedyskutowały jeszcze koherencję naszych wartości i wizji naprawy świata, choć już teraz w większości spraw się zgadzamy, mogłybyśmy razem zrobić coś naprawdę fajnego.

Przyznajcie się, z kim nie mieliście jeszcze szansy pracować, a bardzo byście chcieli?

MP: Zawsze marzyłem, żeby wystąpić wspólnie z Gene'em Hackmanem. Był moim idolem.

MQ: Grałam w filmie ["Ksiądz 3D"], w którym występował Christopher Plummer, ale nie mieliśmy żadnej wspólnej sceny. Marzyłabym o tym. Najchętniej wystąpiłabym w jakimś spektaklu u jego boku, to byłoby niesamowite. Chodzę na jego przedstawienia, jeśli tylko gra w mieście, gdzie jestem. Troszkę się w nim podkochuję. Można powiedzieć, że jestem jego oficjalną groupie.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj