Aaron Hillis jest redaktorem filmowego bloga "GreenCineDaily", a także pisuje recenzje dla alternatywnego tygodnika "The Village Voice". W Polsce gościł podczas ostatniej edycji festiwalu Off Plus Camera.
DAWID RYDZEK: Jaka jest rola krytyki filmowej dziś i jak się zmieniła przez ostatnie lata?
AARON HILLIS: Pracę w branży zacząłem w roku 2002, więc nie jestem krytykiem jakoś specjalnie długo, ale od tego czasu rzeczywistość medialna – głównie za sprawą Internetu – zmieniła się diametralnie. Krytyka filmowa przede wszystkim nie jest tak wpływowa, jak kiedyś. Internetowa rzeczywistość zmieniła zupełnie podejście ludzi oraz to, jak oni się o filmach dowiadują. Dziś już nie wszyscy czytają krytykę filmową, poza tym nie wszyscy ograniczają się tylko do jednego źródła. Ludzie czytają teksty z serwisów, które agregują rozmaite recenzje. Ponadto w tym nowym demokratycznym i internetowym zarazem świecie jest znacznie więcej głosów, znacznie więcej osób zajmujących się pisaniem. Najważniejsze, co krytyka może robić teraz, to pełnić rolę swego rodzaju opiekuna. W szczególności jeśli chodzi o kino niezależne, zagraniczne, arthouse’owe czy kino dokumentalne. Każdy może mieć opinię na temat filmów, ale istotne jest pokazywanie ludziom nowych i ciekawych filmów, które nie mają środków na promocję, które nie przebiją się bez ich pomocy.
Więc praca krytyka polega dziś na wyławianiu dobrych filmów spośród wszystkich przeciętnych i słabych?
- Trzeba tu rozróżnić i powiedzieć, o jakim typie krytyki filmowej rozmawiamy, jak ją rozumiemy. Krytyka filmowa w rozumieniu akademickim jest głębszą analizą języka filmu, mówi, co on oznacza, osadza go w danym kontekście, podaje różne klucze interpretacyjne, pomaga ludziom lepiej zrozumieć filmy. To bardzo ważne i wartościowe. Równie istotna jest jednak krytyka filmowa rozumiana jako recenzowanie, czyli pomaganie ludziom w wyborze, na co mają poświęcić swój czas i pieniądze. Ja osobiście staram się zawsze jakoś łączyć te dwa z pozoru różne podejścia. Staram się być skromnym i być cały czas głodnym filmów. Nigdy nie próbuję sprawić, żeby mój tekst był ważniejszy od opisywanego w nim dzieła. Liczę, że moja opinia niekoniecznie przekona kogokolwiek, ale chociaż sprawi, że spojrzy on na dany film w inny sposób.
Czy krytyk powinien się w czymś specjalizować? Dziś jest tak wiele premier, że nie da się oglądać wszystkiego.
- Dobry krytyk powinien być jak dobry dziennikarz – każdy ma swoje ulubione rodzaje tekstów, ale gdy przyjdzie potrzeba, potrafi napisać wszystko. Można specjalizować się w danym gatunku czy w kinie danego kraju, ale myślę, że dla samego krytyka ważne jest, aby oglądać jak najwięcej rodzajów kina. To kształtuje jego gust. Nie da się przecież rozpoznać dobrego filmu, jeśli nie widziało się mnóstwa złych.
[image-browser playlist="588990" suggest=""]©2013 OffPlusCamera
A czy krytyka jest w ogóle jeszcze potrzebna? Czy ludzie jeszcze ją czytają?
- Sporo rzeczy się zmieniło. Krytyka filmowa jest wciąż szalenie ważna, ale na znaczeniu straciły pojedyncze jednostki, konkretni krytycy. Serwisy agregujące recenzje zmniejszyły ich rangę, podając jedynie wyciągnięte z kontekstu zdania i ocenę filmu. Odbiorcy mediów powinni znaleźć swoich ulubionych krytyków, konkretne osoby, które mają podobny gust albo piszą odpowiednio dobrze, by ich szanować nawet wtedy, gdy ma się zupełnie inną opinię. Tylko dzięki krytyce możemy dostrzec w filmach to, czego wcześniej nie wiedzieliśmy, zobaczyć je w innym świetle. Mnie osobiście zdarzyło się niejednokrotnie na przykład obejrzeć film, który nie przypadł mi do gustu, po czym przeczytałem świetną recenzję na jego temat, obejrzałem film ponownie i zwyczajnie zmieniłem zdanie. Pewne rzeczy, które mi się spodobały, były tam, ale ja ich wcześniej nie dostrzegałem. Żeby jednak do tego doszło, recenzent musi wyjść poza zwykłe opisanie własnych uczuć i przeżyć; musi film zanalizować i zinterpretować. Trudno mówić w przypadku krytyki o obiektywizmie, ale trzeba do niego dążyć. Nadmierny subiektywizm nie ma zbyt wielkiej wartości.
Dzięki internetowi jednak każdy może stać się krytykiem. Na rynku konkurencja jest ogromna.
- To nie dotyczy tylko krytyki, ale też dziennikarstwa w ogóle. Internet jest jedną z najlepszych i najgorszych rzeczy, jaka nam się przydarzyła. Znacznie łatwiej sprawić, żeby dany głos był bardziej słyszalny, ale jednocześnie jest też wiele innych głosów, które razem tworzą szum. Jak zatem oddzielić rzeczy dobre od złych? Dziś już nie trzeba niczego szukać, wszystko mamy podane na tacy. Dziennikarstwo prasowe umiera, jest coraz mniej atrakcyjne dla reklamodawców. Krytycy muszą pamiętać teraz, że oprócz dobrego wykształcenia i znajomości kina muszą szukać sposobu na bycie przydatnym w tym nowym medialnym świecie. Ja na przykład próbuję znaleźć jeszcze jakieś inne zajęcia, które wymagają mojej wiedzy, nie jestem wyłącznie krytykiem.
Krytyka i dziennikarstwo muszą ewoluować. Jaka jest zatem ich przyszłość?
- Póki co wygląda to dość marnie. Wielu wybitnych piszących recenzje czy artykuły musiało zająć się czymś innym, bo zwyczajnie nie wystarczało im na życie. Wielu krytyków filmowych jest gotowych pracować za stawkę znacznie mniejszą niż kiedyś. Z drugiej strony - ja nie robię nic za darmo i to nie dlatego, że uważam, że jestem aż tak dobry, ale ponieważ byłoby to nie fair wobec kolegów po fachu. Wydawcy doszliby do wniosku, że już nie muszą płacić za teksty. Jeśli chodzi o ewolucję, wiem, że jest sporo osób, które znakomicie piszą i udało im się wybić w internecie, już w tej nowej rzeczywistości. Osiągają to różnymi sposobami, choćby poprzez wspomnianą już specjalizację. Trzeba pokazać się z jak najlepszej strony, jako dziennikarz i kinofil zarazem, próbować dotrzeć do jak największej liczby odbiorców. Czy to przez media społecznościowe, czy poprzez swoje własne unikalne pomysły.
Takim pomysłem są na przykład wideoblogi. Ludzie czytają coraz mniej, preferują zamiast tego oglądanie. Czy wideoeseje są dobrą odpowiedzią na ten problem?
- Nie stanowią rozwiązania, choć na pewno są krokiem w odpowiednim kierunku. Nie mam żadnych definitywnych odpowiedzi na te wszystkie pytania, chociaż chciałbym mieć. Jednak fakt, że ta rozmowa ma miejsce, krytyka filmowa wciąż istnieje, a także to, że o niej się mówi, daje mi nadzieję, że nie zniknie całkowicie. Do tego wszystkiego dochodzi temat kinofilii - tego, jak ludzi oglądają dzisiaj filmy. Coraz częściej ogląda się rzeczy streamując je w słabej jakości z internetu lub na niewielkich urządzeniach przenośnych, zupełnie zapominając się o doświadczeniu kinowym. Filmy ogląda się dziś jak zwykły kanał telewizyjny, często nie poświęcając im całej swojej uwagi, nie doczekuje się ich końca. To znacznie zaniża poziom przyjemności, jaki powinny nam one dawać. Mamy coraz więcej kontentu, rzeczy, które możemy zobaczyć, ale z drugiej strony nie jesteśmy często już w stanie obejrzeć ich tak, jak one powinny być oglądane. Nie doceniamy tej wielkiej pracy, jaka została w nie włożona, niezależnie od tego, czy jest to produkcja robiona w warunkach domowych, czy hollywoodzki blockbuster.
W Polsce od niedawna mamy odpowiednik Złotych Malin zwany Wężami. Jego organizatorzy stworzyli te antynagrody twierdząc, że robią to w trosce o polskie kino. Czy taka inicjatywa lub czy krytyka filmowa w ogóle może sprawić, że filmy będą lepsze?
- Mam taką nadzieję, ale to bardzo trudna sprawa. Filmowcy nie są w żaden sposób zobowiązani wobec krytyków. Kto powiedział, że to ja znam prawidłowe odpowiedzi? Kto powiedział, że jakiś sposób tworzenia filmu jest zły, a jakiś dobry? Każdy film jest artystyczną, społeczną i polityczną wypowiedzią. Takie inicjatywy, jak Węże, mogą pomóc branży, jeśli będą tylko lekko się z filmowcami drażnić, jeśli będą podchodzić do tematu z humorem, jeśli to wszystko będzie robione z miłości do kina i szacunku dla nich samych. Jeśli będzie to polegało tylko na wytykaniu palcami i wyśmiewaniu, nikomu to nie pomoże - ani twórcom, ani publiczności. To nie może być szydzenie. A zdarza się, że krytycy tak właśnie robią, szydzą.