Moją fanką, tak jak ubrałaś to w słowa, jest przede wszystkim pani Dorota Pomykała. Z kolei pani Dorota Stalińska udaje niedostępną, przynajmniej mam taką nadzieję [śmiech]. Ale kocham je obie. Cieszę się, że miałem okazję poznać je bliżej.
Drugie pytanie dotyczyło mojej ulubionej piosenki z albumu, którą miałam okazję posłuchać na żywo. Choć Krystyna nie przypadła do gustu wielu krytykom, ja zawsze znajdowałam w jej nutach komfort. Powiedziałam Ralphowi, że ten utwór zawsze zabierał mnie w wyobraźni do ogrodu mojej babci albo na rodzinnego grilla. Nietrudno zgadnąć, że do tej pory Krystyna odprężała mnie, prowadząc w bezpieczne miejsce. Jednak na żywo, razem z zapowiedzią babci Ralpha, ta piosenka wydała mi się o wiele bardziej wzruszająca niż wcześniej. Poprosiłam więc, by twórca sam opowiedział mi, jak właściwie przebiegał proces tworzenia tego utworu, bo chciałam poznać go od podszewki.
Chciałem oddać hołd mojej babci za życia. Pragnąłem, by ta piosenka była pozytywna, ale także wzruszająca. Od początku myślałem także o tym, jak przenieść ten utwór na język filmowy i za pomocą teledysku zabrać widzów do zakamarków mojego dzieciństwa. Warto też zwrócić uwagę na ptaszki w tle: to prawdziwe dźwięki z ogrodu mojej babci, które nagrałem na dyktafon. Bo właśnie to miejsce jest dla mnie najbardziej magiczne na świecie.
W jakiś sposób spodobał mi się fakt, że najwyraźniej dla wielu osób, w tym mnie i Ralpha, ogród babci jest jednym z najpiękniejszych miejsc, jakie może odwiedzić człowiek. Przy tym nawet Disneyland wypada blado.
Też mnie to trochę szokuje. Ostatnio miałem taką sytuację, że podeszła do mnie dziewczyna i poprosiła o zdjęcie. Po pstryknięciu foty spytała się, czy może mi coś powiedzieć. Zgodziłem się, licząc może na kolejny komplement [śmiech], ale zamiast tego usłyszałem, że wolała to, co robiłem kiedyś i nie podoba jej się to, co robię teraz. Cały czas się rozwijam i doskonale rozumiem, że niektórzy mają sentyment do moich pierwszych utworów, szczególnie gdy towarzyszyły im na przykład w trudnych momentach. Sęk w tym, że to się powtórzy. Za parę lat będą osoby, które poznały mnie przez Bal u Rafała i będą żałować, że znowu robię coś trochę innego, na przykład już nie tańczę. To nieuniknione. Jeden z moich idoli powiedział kiedyś, że nie możemy być zakładnikami swoich słuchaczy, ponieważ przestaniemy się rozwijać. I ja w to wierzę. Dla mnie, jako artysty, zawsze najważniejsze będzie to, by robić coś ciekawego. A to, że to się komuś nie będzie podobać, jest zupełnie normalne. Mnie też nie wszystko się przecież podoba.
Życie artysty zawsze wydawało mi się trudne, bo niełatwo jest obiektywnie ocenić jakość swojej pracy. W końcu sztuka nigdy nie jest zero-jedynkowa. Jednak według mnie niezaprzestawanie tworzenia jest już samo w sobie jakimś sukcesem. Choć niektórzy uważają, że Tim Burton skończył się już jakiś czas temu, ja nadal chcę oglądać jego kolejne filmy, nawet jeśli mają mi się nie podobać. Bo nie ma chyba nic smutniejszego niż artysta, który przestaje tworzyć. Szczególnie jeśli kieruje nim obawa, że nie jest w stanie stworzyć już nic lepszego od tego, co zrobił wcześniej. Bo i nie o to chodzi w samej sztuce, by za każdym razem była idealna i gotowa do spożycia przez konsumenta jak frytki z McDonalda.
Choć niektórzy tęsknią za starym Ralphem Kaminskim, ja zdecydowanie do nich nie należę. Przynajmniej nie teraz. Zostaje mi tylko poczekać na after Balu u Rafała, po którym może zmienię zdanie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj