Poprawność polityczna – dla jednych oręż w walce z krzywdzącymi stereotypami, dziejową społeczno-kulturową niesprawiedliwością i brakiem tolerancji, dla drugich knebel zagrażający wolności słowa; dla jeszcze innych jedynie kolejny z argumentów, by unikać awantur o to, kto tym razem jest tym złym. Na długo, zanim każdy wybrał swoją stronę konfliktu, okopał się w twierdzach przemawiających do niego argumentów lub skasował swoje konta na social mediach – słynne postaci z kreskówek i komiksów robiły rzeczy, które teraz wydają się nie tylko moralnie wątpliwe lub wręcz każą zadać sobie pytanie: WTF? Udowadniają przy tym, że pomimo swojego podstawowego imperatywu – by bawiąc, także uczyć, były też wypadkową czasów, w których powstawały. Na przykład takich, w których Superman w swoich przygodach walczył z rdzennymi Amerykanami, a Flinstonowie reklamowali palenie papierosów.

Kiedy Superman nauczył się latać

Początkowo Superman nie potrafił latać, a jedynie wykonywać ogromne susy, umożliwiające mu błyskawiczne pokonywanie wielkich odległości. Sytuacja zmieniła się za sprawą kreskówki z lat 40. ubiegłego wieku. Max Fleischer, pochodzący z Krakowa reżyser, producent filmowy oraz współwłaściciel wytwórni Fleischer Studios, wyprodukował wtedy dla Paramount Pictures serię 8-minutowych przepięknie animowanych przygód Supermana. Wyzwaniami Człowieka ze stali byli tam głównie szaleni naukowcy z bronią, którą zamiast opatentować, wykorzystywali do śmiałych rabunków (odc. The Mechanical Monsters) lub nadprzyrodzone kataklizmy w postaci meteorów (odc. The Magnetic Telescope) z kosmosu czy prehistorycznych potworów, które wybudziły się z lodowego snu (odc. The Arctic Giant).  Siódmy z odcinków został zatytułowany Electric Earthquake. Antagonistą był tam rdzenny Amerykanin domagający się, by zwrócono jego ludowi zagrabione ziemie, na których obecnie leży Manhattan (na potrzebę historii przeniesiono akcję do innego miasta, niż Metropolis). Kiedy żądania mężczyzny zostały odrzucone, ten szybko pokazał swoją drugą twarz – separatysty, fanatyka i szalonego naukowca (dla innych patrioty i geniusza, zależy kogo pytać), który wykorzystując technologię ze swojego tajemnego laboratorium, zaczął wywoływać potężne trzęsienie ziemi w całym mieście. Na szczęście superbohater szybko odnalazł i zniszczył jego kryjówkę, ratując przy tym Lois Lane z opresji. Złoczyńca trafił za kratki – Superman po raz kolejny uratował dzień. Nawet teraz historia wydaje się zaskakująca, bo jej twórcy z jednej strony zdecydowali się na przypomnienie krwawej historii powstania Stanów Zjednoczonych, zbudowanych przecież w najlepszym razie na przesiedleniach, a w najczęstszym na grobach rdzennych mieszkańców. Z drugiej ukazano przedstawiciela tejże podbitej kultury, jako terrorystę, agresora, który atakuje Amerykanów, tak jak w westernach jego przodkowie atakowali dyliżanse. Natomiast popkulturowa ikona i ucieleśnienie amerykańskich wartości w niebieskim trykocie z czerwoną peleryną przypomniała antagoniście danego odcinka, gdzie jego miejsce: w więzieniu lub w rezerwacie.  Nie zmienia to oczywiście faktu, że przedstawiciel rdzennej części mieszkańców Ameryki groził zniszczeniem całego miasta, powodując przy tym zagrożenie życia wszystkich jego mieszkańców. Odcinek po raz pierwszy wyemitowano 15 maja 1942 roku. Jego reżyserem był młodszy brat Maxa, Dave. Scenariusz napisali Seymour Kneitel i Izzy Sparber, pracujący też nad kreskówkami Casper: Przyjazny Duszek i Popeye. Bracia Fleischer, nie potrafiąc i nie chcąc dłużej ze sobą pracować, stworzyli razem tylko 9 pierwszych z 17 odcinków. W dalszych częściach przygód Supermana jego przeciwnikami stali się już Japończycy, którzy dopiero co zbombardowali Pearl Harbour, i pustoszący Europę naziści. Abstrahując od odcinka Electric Earthquake, seria miała ogromny wpływ na późniejszy przemysł filmów animowanych. Była inspiracją m.in. dla Batman: The Animated Series, stworzonej w latach 90. przez Bruce’a Timma i Erica Radomskiego, a także odcisnęła piętno na stylu ukazywania postaci Supermana w pracach legendarnego ilustratora komiksów – Alexa Rossa. 
foto. materiały prasowe
Jednak to nie jedyny raz, kiedy Człowiek ze stali musiał bronić Amerykanów przed żądaniami rdzennych mieszkańców Ameryki. Innym przykładem jest Action Comics #148 z września 1950 roku, autorstwa Edmonda Hamiltona oraz Ala Plastino. Nasz superbohater musi cofnąć się w czasie do 1644 roku, by nie dopuścić do podpisania niekorzystnej dla kolonizatorów umowy sprzedaży ziemi, na której po latach powstanie Metropolis i o którą upomni się inny potomek żyjących tu wcześniej plemion. Historia kończy się dobrze dla białych ludzi, ziemia, na której wzniesiono Metropolis nie zmienia właściciela, a w ostatnim kadrze Clark Kent chwali się Lois Lane, że już wie, co na siebie włoży na dziennikarski bal przebierańców – pióropusz.  A jeżeli kiedykolwiek zastanawialiście, dlaczego przez tak długi czas nie pokazywano Kryptoniczków o innym kolorze skóry niż biały, to wyjaśniono to w komiksie Superman #239, gdzie przedstawiono czytelnikom Wyspę Vathlo – „dom dla wysoce zaawansowanej czarnej rasy”.

Jakie czasy, taki bohater

Jak to jednak tłumaczy Mark Waid, scenarzysta komiksowy mający na swoim koncie pracę zarówno z DC Comics i Marvel oraz były redaktor naczelny w Boom! Studios – te historie były produktem swoich czasów. „Siegel i wszyscy ci, którzy później tworzyli legendę Supermana, opierali się na fundamentach Złotej Ery Science Fiction, w której jednemu światu przypisywano jedną kulturę, ewentualnie dwie, jeżeli historia koncentrowała się na trwającej między nimi wojnie. Ameryka ostatecznie dojrzała do wyboru Czarnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, a ustawy o prawach obywatelskich (ang. Civil Rights Acts, zabraniające dyskryminacji ze względu na rasę, religię, pochodzenie i płeć, źródło: Encyklopedia PWN, przyp. aut.) zaczęto wprowadzać dopiero w 1964 roku. Stopniowe uznawanie wszelkich ras i grup etnicznych w pop kulturze, także w komiksie, na dobre zaczęło rozkwitać dopiero w późnych latach 60. Tak, Superman obudził się zastanawiająco późno – wierzcie lub nie, ale pierwszy Afroamerykanin pojawił się w przygodach o Supermanie dopiero w lecie 1970 roku. Nie chcę jednak, żeby ktoś zrozumiał to jako moje usprawiedliwianie tej sytuacji. Wspomniane opóźnienie było twórczą bezwładnością w działaniu” –  przytacza jego słowa portal Newsrama. 
foto. materiały prasowe
Teraz mainstreamowi wydawcy starają się trzymać rękę na pulsie, nie uciekając od opcji cenzurowania swoich produktów, wraz z pojawieniem się jakichkolwiek kontrowersji. Dotyczyło to np. okładki z 2008 roku Action Comics #869, na której Clark Kent oryginalnie pił ze swoim przyszywanym tatą piwo – jednak ostatecznie zamieniono trunek na oranżadę. Lub kiedy DC Comics pokazało w nowej serii Damned #1 penisa Batmana. Później przepraszając, że to się stało, bo chociaż seria była przeznaczona dla dojrzałego czytelnika, wydawnictwo najwyraźniej nie wierzy, że ich czytelnicy są gotowi na męskie przyrodzenie jednego ze swoich flagowych herosów.  Jednocześnie produkty stale muszą nawiązywać do nastrojów społecznych i przekonań, ucząc się na własnej skórze nie zawsze łatwej i nieskazitelnej historii. Tak więc Superman, który kiedyś stawał naprzeciw rdzennym mieszkańcom Ameryki, teraz staje w obronie imigrantów, atakowanych przez białego mężczyznę z karabinem maszynowym (odc. Action Comics #987).

Podobno w epoce kamienia palono Winstony

Na koniec pierwszego odcinka o moralnie wątpliwych losach postaci kreskówek i komiksów, zostawiam was z czarno-białą reklamą papierosów z lat 60., której bohaterami byli nie kto inni, jak Flinstonowie i ich sąsiedzi Rubble’owie.  Widzimy w niej, jak Fred i jego kumpel Barney rozmawiają przed domem, kiedy ich żony pracują w ogródku, kosząc trawnik i trzepiąc dywan. Panowie dochodzą do wniosku, że nie mogą patrzeć, jak ich partnerki tak się męczą, więc postanawiają przenieść się na tył domu, by tam oddać się relaksowi... z papierosami marki Winston. Nie wierzycie? Przekonajcie się sami. Jak to możliwe, że palenie papierosów było reklamowane przez sympatyczną rodzinkę z prehistorycznych czasów po każdym odcinku ich przygód? Przede wszystkim na początku animacja była kierowana do dorosłych. No i znana marka tytoniu była sponsorem serialu. Przynajmniej do czasu wprowadzenia w 1963 roku postaci Pebbles Flintstone, córeczki Flintstone'ów. Jak podaje portal AdAge, w 1970 roku Kongres zakazał reklamowania w telewizji i radiu wyrobów tytoniowych. Natomiast w 1986 roku we wspomnianej kreskówce pojawiło się ogłoszenie publiczne na rzecz American Cancer Association.  Co ciekawe, Nick Gazin, redaktor odpowiedzialny za dział Sztuka w VICE oraz znawca komiksów, napisał o zbiorczym albumie The Flintstones, Vol. 1, wydanym w 2016 roku przez DC Comics: „Kto by przypuszczał, że komiks oparty na strasznie starej kreskówce będzie lepszy niż wielokrotnie nagradzany Maus Arta Spiegelmana". Następnie chcąc rzucić nieco światła na omawiany tytuł, zdradził, że przedstawione tu historie poddają satyrze i mierzą się kolejno z: kapitalizmem, konsumpcjonizmem, religią, kolonializmem, heteronormatywnością, monogamią oraz demokracją i wojną. Rzeczywiście, kto by pomyślał, że znajdziemy coś takiego w historii rodzinie Flintstonów? Cóż, na pewno nikt pół wieku temu. Ale oto tu jesteśmy, w takich czasach przyszło nam żyć. W następnym odcinku: rasa, narodowość i Marvel. Nie przegapcie!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj