Marnie MacGraw, Amerykanka z Południa, której do magicznej daty trzydziestych urodzin jest bliżej niż dalej, bije wszelkie rekordy. Jej małżeństwo trwa zaledwie wymęczone dwa tygodnie, a żeby było zabawniej, to narzeczony omal nie pojawił się na ślubie. A kiedy spóźniony jednak przybywa, cóż, Marnie dość mocno nalega, aby się z nią ożenił. Noah, bohater tego burzliwego związku, poza zabójczym wyglądem i pewnością siebie nie przedstawia sobą zbyt wiele pozytywnych cech charakteru. Prawdę mówiąc, jego osoba widziana oczami Marnie naprawdę odpycha, ale hej, kochanek z niego świetny, prawda? Na szczęście Blix Holliday, ciotka Noaha, jest osobą z zupełnie innej bajki - żywiołowa (pomimo naprawdę sędziwego wieku), lekko stuknięta i  pełna miłości do świata oraz ludzi. Jest też właścicielką niezwykłej umiejętności, która czyni z niej swatkę idealną - Blix po prostu WIE, kto powinien z kim przejść wspólnie przez życie. Ze swojego daru korzysta z wielkim zapałem, ustalając, jak Marnie powinna naprawić swoje roztrzaskane na milion kawałków życie po rozstaniu z dosłownie chwilowym mężem. Oczywiście lekarstwem jest dom w nowojorskim Brooklynie, który Blix przekazuje w spadku głównej bohaterce. W zestawie są jeszcze jego dziwni mieszkańcy… Aha, Marnie również ma zadatki na swatkę idealną.
fot. Wydawnictwo Niezwykłe
I tak zaczyna się ta dość obszerna historia o miłości pod tytułem Matchmaking for Beginners: A Novel, która na przestrzeni prawie 400 stron prezentuje rozterki sercowe Marnie. Powyższy opis zalążku fabuły nie jest żadnym spoilerem - wydawca na tylnej okładce również nie kryje, o co chodzi. Sęk w tym, że Marnie do brooklyńskiej kamienicy przenosi się dopiero w połowie powieści. Autorka książki, Maddie Dawson, po drodze raczy czytelników masą trywialnych wydarzeń z życia bohaterki oraz jej rodziny, nie spiesząc się w żadnym razie z rozwojem wydarzeń. Pojawiają się oczywiście nowi kandydaci do zdobycia serca Marnie, ale więcej już zdradzać nie zamierzam. Trudno mieć pretensje do powieści o miłości, że trochę za dużo w niej… miłości właśnie, jednak kiedy bohaterka brnie w kolejne romansowe bagno, doskonale zdając sobie sprawę, jaką głupotę popełnia, Swatanie… zaczyna irytować. Niezmiernie irytuje też techniczny aspekt powieści, a mianowicie narrator pierwszoosobowy, jednak w czasie teraźniejszym. Nie każdemu taki sposób przedstawiania fabuły zwyczajnie odpowiada, a ja jestem wręcz na niego uczulona. Oczywiście po jakimś czasie siła przyzwyczajenia bierze górę i nie zwraca się już na to takiej uwagi, jak na początku lektury. Autorka ma też manierę tworzenia zdań naprawdę wielokrotnie złożonych, a czytając dialogi bohaterów można się zastanowić, czy ktoś naprawdę mówi tak… skomplikowanie?
Powyższe problemy Swatania… nie zmieniają faktu, że czyta się tę powieść zwyczajnie błyskawicznie, pomimo jej grubości. To typowa lektura na tygodniowe wakacje, kiedy wszystko dookoła musi być lekkie i przyjemne, a przede wszystkim dobrze się kończyć. Na całe szczęście od czasu do czasu bohaterowie zabłysną jakimś dobrym dowcipem, przy okazji powodując uśmiech u czytelnika - bo raczej nie żadne salwy śmiechu. Atmosfera Brooklynu udziela się i Marnie i nam, i pomimo jej południowego rodowodu, zaczyna się Marnie ta zimniejsza część Stanów Zjednoczonych podobać - w końcu kto nie chciałby choć raz zajrzeć do Nowego Jorku? Ma być przyjemnie, ludzie mili, Noah wredny, ale koniec końców życie może być wspaniałe - i taki jest morał tej opowieści.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj