Fabuła filmu Raid dingue skupia się na zwyczajnej policjantce, która ma marzenie, by dołączyć do oddziałów specjalnych policji. To stanowi punkt wyjścia do komedii, która może wywoływać skrajne reakcje. Czasem można odnieść wrażenie, że Boon chciał ze swojej bohaterki zrobić kogoś w typie inspektora Clouseau, czyli postać głupkowatą, nierozgarniętą i często traktowaną jak kretynka. Kłopot w tym, że taki pomysł na postać jest dość ryzykowny; łatwo przekroczyć granice smaku, gdzie gag przestaje być gagiem i staje się głupią sceną wywołującą zażenowania. A takich momentów niestety jest sporo w tym filmie. Zachowanie bohaterki kompletnie nie bawi, jest nieprzemyślane komediowo i jest wręcz błędną decyzją scenarzysty i reżysera. Dziwność ma swoje granice, które trzeba zachowywać, by to mogło bawić. Dlatego tak naprawdę ciekawie się robi w scenach bardziej dopracowanych, gdzie bohaterka nie szarżuje, a jej głupkowate zachowanie po prostu jest wiarygodne, śmieszne i ma jakiś urok. Dlatego też początek filmu wywołuje mieszane odczucia, ale gdy bohaterka trafia na szkolenie do RAID, czyli specjalnej jednostki policyjnej, jest kapitalnie. Boon raczy nas dobrymi pomysłami, różnorodnymi gagami (humor sytuacyjny, sprawnie serwowane dialogi) na dobrym poziomie i rozwojem bohaterki, która pokazuje serce do spełnienia marzenia. A to sprawia, że właśnie wtedy pojawia się do niej sympatia i możemy kibicować w osiąganiu celu wbrew przeciwnościom losu i myśleniu wszystkich naokoło. Wówczas Raid dingue to rozrywka przyjemna, zabawna i po prostu dobra. Kłopot pojawia się w dalszej części, gdy Boon nie rozwija tego, co działa, a wprowadza elementy kompletnie niepotrzebne. Rozwija romantyczną relację bohaterki, która psuje wrażenie i wydaje się fabularną kliszą wciśniętą na siłę. Wprowadza też walkę z bandytami z grupy Lamparta. Cały czar pryska, gdy poznajemy głównego złoczyńcę historii, który – jak przypuszczam –  miał w swojej dziwności śmieszyć, a irytuje zachowaniem z marnej kreskówki. Dlatego też końcowe fragmenty zamiast oferować kulminację, satysfakcję i zwiększać poziom humoru, skutecznie go obniżają. Zdaje sobie sprawę, że poruszenie kwestii terroryzmu w komedii może wydawać się dla niektórych kontrowersyjne. Zwłaszcza jeśli mówimy o akcji osadzonej we Francji, gdzie odbyły się dość głośne zamachy. Boon podchodzi do tematu raczej standardowo. Ani nikogo nie obraża, ani nie stara się komentować. Po prostu wykorzystuje ten motyw jak w każdym innym kinie akcji. Stąd trochę strzelanin i bójek, które mają pokazać pracę bohaterów. Solidnie wprowadzony motyw, który można byłoby standardowo spaprać. A tak pozostawia jedynie w obojętności. Trudno do końca polecić ten film, bo jest to bardzo nierówna komedia. Czasem odnosiłem wrażenie, że jest to takie skakanie ze skrajności w skrajność. Jak na początku bohaterka irytuje i jej zachowanie wywołuje zażenowanie, tak potem jest to stonowane, przemyślane i śmieszne, by potem pójść w złym kierunku fabularnym. Seans mija solidnie, w miarę przyjemnie, ale nie mogę powiedzieć, że warto było. W ostatnich miesiącach z Francji mieliśmy śmieszniejsze filmy na czele z Alibi.com

Recenzja powstała dzięki uprzejmości Multikina

.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj