Najmniej podoba mi się wątek Carmen, która po ostatnim odcinku straciła moją sympatię, a teraz jedynie utwierdza mnie w przekonaniu, że nie jest dobrą postacią. Jest antypatyczna, egoistyczna i momentami zbyt naiwna. Jej zachowanie w tym odcinku pokazuje nam, że to "pozerka", która chce odnieść sukces za wszelką cenę. Odessa nie jest postacią lubianą, ale zachowanie Carmen wobec niej nie jest ani zabawne, ani interesujące. W pewnym momencie chciano tutaj wprowadzić w jej życie dramat, ale efekt jest, niestety, odwrotny. Scenarzyści zatracili się tutaj w konwencji parodii gatunku, co do poruszonej historii zwyczajnie nie pasuje. Przewidywalnie i nieciekawie.
Humoru nie brakuje w wątku Rosie, która skutecznie potrafi rozbawić różnymi śmiesznymi zachowaniami. Jest rozdarta pomiędzy tym, co czuje, a lękiem przed tym, by kogoś nie zranić. Jej perypetie z pracodawcami zapewniają kawał dobrej rozrywki. W tym prawdopodobnie leży klucz do sukcesu Devious Maids. Humor sytuacyjny (w dużej mierze u Rosie) zawsze się sprawdza - jest idealnie dopasowany, by rozbawić jak najmocniej. To tyczy się także Zoili Diaz, która przypomina sobie dawny romans z Henrim. Miło widzieć, że pomimo uczucia, jakim go darzy, w odróżnieniu od Carmen nie robi nic sprzecznego ze swoim sercem. Kilka śmiesznych scen i przyjemny morał związany z Valentiną.
Sporo dowiadujemy się na temat przewodniej intrygi związanej z morderstwem. Twórcy w szalony sposób coraz bardziej gmatwają sprawę, pozostając w duchu przerysowanych telenoweli. Postać Marisol jest niesamowicie inna od swoich koleżanek - inteligentna, silna, charyzmatyczna. Nie daje sobie w kaszę dmuchać, dostarczając nam niemało frajdy.
Devious Maids przez wątek Carmen tym razem daje nam odrobinę gorszy odcinek, ale nadal pozostaje to serial zapewniający kawał dobrej rozrywki.