Kiedy w zeszłym roku recenzowałem pierwszy sezon serialu Atypical, jedna z komentatorek zwróciła mi uwagę, żebym serialowego Sama nie nazywał autykiem. On objawia cechy ze spektrum autyzmu, tłumaczyła komentatorka. To, co ja uznawałem za czepianie się słówek, dla naszej czytelniczki było istotną kwestią, sama bowiem jest mamą dziecka, które postrzega świat podobnie do głównego bohatera Atypowego. Już w pierwszym sezonie Atypowy uczył nas o autyzmie i pokazywał, jak podchodzić do „atypowych”, przy tym jednak pozostawał pełną wdzięku komedią inicjacyjną. Traktował wszystkich swoich bohaterów z czułością, ale nie bał się z nich pośmiać. Ba, nie obawiał się budować komedii na bazie dolegliwości charakterystycznych dla osób ze spektrum autyzmu. Traktował temat z szacunkiem, ale z pełnym luzem, dzięki czemu mógł zainteresować tych wszystkich, których perspektywa oglądania takiego serialu raczej nie ekscytowała. To fantastyczne, kiedy serial potrafi opowiadać o ważnych rzeczach i sprawia wrażenie, że robi to od tak, od niechcenia. Dobrze się bawisz, ale po obejrzeniu całego sezonu masz wrażenie, że to, co zobaczyłeś, powstało po coś i faktycznie coś ci dało. 
Drugi sezon nie jest pod żadnym względem woltą, ale też nie wiem, czy ktokolwiek od niego rewolucji oczekiwał. Po prostu dostaliśmy kolejną porcję przygód Sama, jego rodziny i przyjaciół i doprawdy niczego więcej do szczęścia mi nie trzeba. Bierzcie zatem poprawkę na to, że wypowiadam się z pozycji atypowego ultrasa, stęsknionego za bohaterami. Powracamy do znajomych bohaterów dokładnie w miejscu, gdzie rozstaliśmy się z nimi w finale pierwszego sezonu. Małżeństwo Elsy i Douga przechodzi poważny kryzys i ojciec rodziny wyprowadził się z domu, nie mogąc znieść towarzystwa żony, która zraniła go na wskroś. Tymczasem Casey, siostra Sama, rozpoczyna naukę w nowej szkole, zatem traci status szkolnej gwiazdy sportu, której nikt nie podskoczy i swoją pozycję w licealnej hierarchii musi budować od zera. Transfer Casey oznacza, że jej starszy brat nie może liczyć na wsparcie i odtąd z niektórymi problemami musi radzić sobie na własną rękę. Co więcej, to jest ostatni rok Sama w szkole, zatem chłopak musi podjąć istotne, typowe dla tego momentu życia decyzje. Tyle tylko, że Sam jest przecież atypowy i dla niego podobne dylematy przybierają zupełnie nowy wymiar. Trzy wątki świetnie się dopełniają i każdy z nich śledziłem z tym samym zainteresowaniem. Nie odniosłem wrażenia, żeby cokolwiek stanowiło wypełniacz. Poszerzenie sezonu z dwa dodatkowe odcinki względem ośmioodcinkowego pierwszego sezonu nie sprawiło, że przebieg fabuły stracił na gęstości. Nie przychodzi mi do głowy nic, co można by było bez straty wyciąć. Zamiast opisywać wszystkie występy aktorskie z osobna, przyznam, że cała obsada świetnie spisała się jako kolektyw. Keir Gilchrist wielkim aktorem jest i jestem podekscytowany jego dalszą karierą. Perfekcja, z jaką przybrał posturę (bez obrazy!) autysty i odegrał charakterystyczne tiki nerwowe, jest godna wszelkich pochwał. Poważnie, miałem do czynienia z niejedną osobą ze spektrum i w minimalnych gestach, choćby w takich niuansach jak grymas na twarzy, dostrzegałem analogie do moich faktycznych spostrzeżeń. Sami możecie się o tym przekonać, bo obsada serialu rozrosła się o kilku naturszczyków, którzy faktycznie mają autyzm. Sam dołącza do szkolnej grupy wsparcia, gdzie jego rówieśnicy siadają w kółku i rozmawiają o swoich małych przegranych i zwycięstwach. Żaden z autystycznych aktorów nie dostał może szczególnie dużej roli, ale każdy czymś się wyróżniał i miał okazję zabłysnąć, choćby kilkoma zabawnymi kwestiami. Zwykle nie jestem orędownikiem obsadzania niepełnosprawnych w roli niepełnosprawnych, piratów w roli piratów, hakerów w roli hakerów i tak dalej. Po to ktoś wpadł na zawód aktora, żeby ci wcielali się w przeróżne postacie, z najrozmaitszymi cechami i przywarami. W tym jednak wypadku widzę sens zastosowania takiego zabiegu i cieszę się, że twórcy wpadli na taki pomysł. Zespół autystycznych aktorów został świetnie poprowadzony, wypadli naturalnie i stanowili wartość dodaną, a nie jakąś zbyteczną przystawkę. Obiecywałem, że nie będę opisywał wszystkich występów aktorskich i zanudzał Was tekstami typu „Jennifer Jason Leigh jest znowu świetna, za to Michael Rapaport wypadł genialnie”. Miałem wrażenie, że wszyscy aktorzy polubili bohaterów, którym popożyczali swoje twarze. Moją osobistą faworytką jest Jenna Boyd w roli Page, której wątek tym razem do prawdy rozrywał mi serce. Nie mogę nie wspomnieć Bridgette Lundy-Paine, bo ta w roli rezolutnej siostry Sama wypadła jeszcze naturalniej, niż poprzednim razem. Aktorka, podobnie jak jej serialowy brat, ma 25 lat, co potencjalnie mogłoby budzić dysonans, skoro gra niespełna szesnastolatkę. Z pełną szczerością, absolutnie nie odniosłem wrażenia, że Lundy-Paine jest za stara. To nie jest sytuacja jak w Grace, gdzie licealistów grali ludzie z emerytalnym fizis, aktorka bez przeszkód wydobywa z siebie nastoletnią zadziorność i w moich oczach wypada wiarygodnie. Trudno mi ferować, czy drugi sezon Atypowego jest lepszy od pierwszego. Wszyscy znamy historyjkę o piorunie, który nigdy nie uderza w to samo miejsce dwa razy i jasne, serial nie mógł być objawieniem po raz drugi. Po prostu, pozwala przerwanej historii iść dalej, w coraz ciekawsze rejony, ani trochę nie zwalniając przy tym tempa. Fantastyczna, mądra rozrywka i ścisła czołówka, jeśli chodzi o produkcje oryginalne na Netfliksie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj