2. sezon serialu Barbarzyńcy to wielkie rozczarowanie. Zabrakło wszystkiego, co nadawało sens i jakość pierwszej serii.
Barbarzyńcy osiągają w 2. sezonie coś niemożliwego. Okazuje się bowiem, że tak ciekawa historia może być opowiadana bez pomysłu i w sposób diabelnie nudny. Tak jakby twórcy zatracili swoje umiejętności. Cała fabuła wydaje się banalna, uproszczona. Ma karygodnie rozłożone akcenty, co marnuje potencjał. Jasne, jest to serial kostiumowy, mocno inspirowany prawdziwymi wydarzeniami, ale to przekombinowanie jest aż nadto odczuwalne. Sztuczne udramatyzowanie wydarzeń nie doda produkcji charakteru czy jakości.
Najgorsza w tym jest przewidywalność. Owszem, w pierwszym sezonie również wiedzieliśmy, że dojdzie do bitwy, którą barbarzyńcy wygrają, ale to działało. Tutaj w każdym aspekcie mamy przewidywalne i banalne wątki, które łączą się w mało satysfakcjonującej konkluzji. Tyczy się to prowadzenia całej historii, jak i zachowania każdej z postaci. W pewnym momencie ta historia staje się nam po prostu obojętna. Pierwszy sezon w swojej prostocie umiał sprawić, że kibicowało się barbarzyńcom w walce z Rzymianami, a tutaj nie dzieje się nic, co wywołałoby jakąś reakcję. Wszechobecny patos, nuda i marnej jakości scenariusz bolą podwójnie, gdy widzimy, jakie pomysły są marnowane.
Jeszcze gorzej wypadają relację pomiędzy bohaterami. Scenarzyści marnują wszystko, co pierwszy sezon zbudował – nawet postacie przestają być interesujące. Można odnieść wrażenie, że wszystko poszło w stereotypy, nawet w historii Ariego. Jego relacja z Marbodem (postać historyczna) jest zwyczajnie sztampowa i nieciekawa. To samo konflikt z Folkwinem. Wszelkie wątki mające potencjał są puste i pozbawione jakości. To staje się wręcz frustrujące, bo ten serial mógł nam dać coś na o wiele wyższym poziomie.
Realizacyjnie jest gorzej niż w pierwszej serii. Wygląda na to, że zmiana reżyserów na tych bez obeznania w gatunku dała feralny efekt. Najgorzej wypadają sceny akcji, w których praca kamery jest chaotyczna, a choreografie pozbawione pomysłu. Zdjęcia oraz reżyseria kuleją, dając poziom co najwyżej przeciętny. To dziwi, bo kulminacyjna bitwa z pierwszego sezonu ociekała klimatem. Bitwa z finału 2. serii to nuda i brak kreatywności. Nawet w momencie, gdy ginie ważna postać, trudno na to zareagować inaczej niż obojętnością. Przeciętność realizacyjna to duży regres w stosunku do pierwszego sezonu. Tam bitwę kręcił
Stephen St. Leger, która miał doświadczenie z
Wikingów.
Im dłużej myślę o 2. sezonie serialu
Barbarzyńcy, tym coraz gorzej go oceniam. Cliffhanger zapowiadający 3. sezon to głupota i niedorzeczność. Może sam pomysł jeszcze dałoby się zaakceptować, ale tej zwyczajnie głupiej drogi do niego już nie. Po takim końcu trudno liczyć, że 3. sezon może dostarczyć wrażeń na dobrym poziomie. Jedyna nadzieja w aktorach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h