Postrzelenie Bo przez siepacza Skourasa okazuje się podstawą fabularną odcinka, która przede wszystkim ma ukazać nową płaszczyznę mocy dziewczyny. Wszystko wskazuje na to, że sama wprowadziła się w stan przypominający śpiączkę, by uchronić się od traumatycznych emocji. To interesujący koncept, gdyż w taki sposób twórcy przedstawiają widzom sceny retrospekcji. Dość niecodzienny ruch, który ma za zadanie pokazać historię mieszkańców domu, w którym się skryli, oraz postaci Channing. W tych scenach czuć emocje, która odgrywają w Believe kolosalną rolę, a szczególnie ważne są w rozmowie Channing z Bo, gdzie ta pierwsza leży ranna na ziemi. Po raz kolejny to udowadnia, jaki wpływ na ludzi ma moc dziewczyny i w jakiś sposób pozwala wydobyć z nich dobroć. Twórcy potrafią tym przekonać, choć większego znaczenia dla fabuły to na razie nie ma.

Postać dr Zoe Boyle na razie rozczarowuje. Pokazano widzom, że chce wsypać Skourasa i zakończyć projekt, który obiera bardzo niebezpieczny kierunek, jednak gdy teraz przychodzi do jej spotkania z Winterem, cały motyw jest po prostu omijany. Trudno mi uwierzyć, że po sytuacji z Joshuą i Shawnem Boyle tak po prostu jest skłonna sprowadzić Bo z powrotem w łapy potwora. Przecież świadomość tego, jak Skouras zniszczy psychikę dziewczynki, jest aż nadto wyraźna. Wykorzystanie tego motywu tylko i wyłącznie do przekazania leku jest nadzwyczajnie banalne i poniżej oczekiwań.

[video-browser playlist="635419" suggest=""]

Nie najlepiej wychodzi cały chaos związany z chęcią ratowania Bo. Jak decyzja Tate'a o zaufaniu Orkiestrze jest zrozumiała i wiarygodna, tak realizacja kolejnych etapów wątku pozostawia wiele do życzenia. Szczególnie razi wielka konfrontacja w salonie, gdzie zachowanie Wintera woła o pomstę do nieba. Moment, gdy przekonuje przyjaciela o niezabijaniu wroga, jeszcze jest do przełknięcia, ale gdy chwilę później tenże nieprzyjaciel przejmuje strzelbę, zaczyna się robić źle. Zauważmy, że Winter miał kilka okazji, by zaskoczyć napastnika i wyrwać mu broń, ale zamiast tego stoi jak kołek i rzuca wyświechtanymi frazesami. Ta postać w siódmym odcinku sięgnęła dna i trudno mi kibicować jej poczynaniom. Wszystko nadal skupia się tylko i wyłącznie na Bo i Williamie, co jest wielkim minusem serialu. Believe cierpi na brak dobrych postaci drugoplanowych.

Cały odcinek okazuje się jedynie pretekstem do tego, by Tate wyznał Bo, że jest jej ojcem. Niestety sprawia to wrażenie zapychacza, bo motyw ten mógłby trwać kilka minut, a nawet w scenie, gdy Tate się o tym dowiadywał w poprzednim odcinku. Dostajemy jednak odcinek o na pewno ważnym elemencie fabularnym, który ma w sobie dużą dawkę emocji, ale nie niesie za sobą większego rozwoju historii, którego Believe desperacko potrzebuje, by stać się czymś więcej niż serialem przyjemnym.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj