Ostatni raz głos w sprawie 4. sezonu zabrałem w trakcie premiery, będąc umiarkowanie zachwyconym tym, co zobaczyłem. Od pierwszego odcinka minął prawie miesiąc, a potencjał o którym nie tak dawno wspominałem zaginął wśród ponurych wątków "Taty-Ducha", braciszka Sama i komediodramatu z dzieckiem Terry’ego i Arlene na czele. Każda z tych trzech wyżej wymienionych historii jest tak słaba, że całkowicie niszczy odbiór serialu. A powrót ześwirowanej rodzinki Tommy’ego jeszcze wszystko pogarsza.
[image-browser playlist="609468" suggest=""]
Sookie niańcząca Erica bawi, podobnie jak jej odzywki do Alcide’a. Pytanie tylko czy Czysta krew jest komedią, bo ciężko na tą chwilę znaleźć poważne sceny nie wzbudzające ironicznego uśmieszku na twarzy widza. Bill to chyba najnudniejszy Król w historii całego serialu. Mało tego - nadal ulega Sookie pokazujac swoją ogromną słabość.
Nekromanci na czele z Marnie może i zaciekawiali na początku, ale teraz brakuje im porządnego kopa, który mógłby posunąć akcję do przodu. Jest to chyba najlepszy wątek całego sezonu, lecz nie ma zbyt wielu konkurentów. Podobało mi się dokładne opisanie (w formie retrospekcji/snu) w jaki sposób powinna być spalona czarownica, poznaliśmy też w końcu kto kieruje Marnie. Pozostaje tylko pytanie dlaczego i za co duch mści się na wampirach.[image-browser playlist="609469" suggest=""]
W czwartym odcinku zdecydowanie zabrakło mi nawiązania do wróżek. Skoro Eric w poprzednim epizodzie załatwił jedną z nich, to wypadałoby pociągnąć ten wątek nieco dalej. Mimo wszystko nadal jestem zdania, że ma on większy potencjał niż nekromanci. Szkoda, ż scenarzyści nie posuwają go do przodu. Może w drugiej części sezonu? Po premierze było nieźle, teraz poziom jest przeciętny. Od Czystej krwi oczekuję zdecydowanie więcej, niż komediowych wstawek i nudnych wątków w stylu gwałcenia największego pechowca w serialu – Jasona.
Ocena: 5/10