W Domu z papieru, po wydarzeniach z poprzedniej części, Profesor i reszta ekipy są przekonani, że Lizbona została zabita. Do tego gang musi ratować Nairobi, która została postrzelona, jakimś sposobem przyspieszyć przetapianie złota i wydostać się, zanim stróże prawa zaatakują bank. W tym czasie Lizbona jest przesłuchiwana przez Alicię, która składa jej propozycję w zamian za wydanie Profesora. Ten postanawia wytoczyć przeciwko swoim wrogom najgroźniejszą broń, decyduje się odkryć szokujące tajemnice dotyczące brutalnych i bezprawnych działań Prieto, Tamayo i reszty.  Pod względem realizacyjnym ten serial jest wykonany na bardzo wysokim poziomie. Cała scenografia, zdjęcia, sceny akcji, to wszystko bardzo dobrze współgra ze sobą, oferując nam kawał świetnej rozrywki. Szczególnie ten ostatni z wymienionych punktów sprawia, że całość ogląda się z przyjemnością. Twórcy prowadzą intrygę bardzo szybko, intensywnie, jedna scena akcji goni drugą, tak naprawdę nie ma czasu, żeby czymkolwiek się znudzić. Wszystko przebiega płynnie, z kilkoma naprawdę świetnymi rozwiązaniami fabularnymi, jak choćby ten z odbiciem Lizbony. Choć przyznam, w niektórych miejscach tempo znacznie siada, ale powody tego wymienię za chwilę. Jeżeli natomiast chodzi o wartość rozrywkową (ale nie o pustą rozrywkę, bez żadnych przemyśleń), to 4. część serialu trzyma poziom poprzedników i stanowi świetnie wykonaną sensacyjną produkcję, która pozwala oderwać się od innych spraw i bez żadnych przeszkód obejrzeć te 8 odcinków.  To już czwarta odsłona, a w pewnym momencie złapałem się na tym, że losy gangu cały czas mnie obchodzą, podobnie jak relacje między poszczególnymi postaciami. I naprawdę ze szczerego serducha kibicuję ekipie Profesora w ich misji. Myślę, że to dzięki dobrze rozpisanym bohaterom. Po prostu można w niektórych momentach przymknąć oko na pewne niedostatki fabuły, a skupić się na świetnie nakreślonych wątkach postaci. Jedne z lepszym, inne z gorszym skutkiem, ale nadal to się gdzieś trzyma, nie rozłazi, nie rozmienia na drobne. Twórcy potrafią stworzyć atmosferę, w której moja sympatia wobec głównych bohaterów nie stała się już wysilona, a nadal szczera i świeża. I muszę przyznać, że scena śmierci Nairobi poruszyła we mnie jakieś wrażliwsze nuty, które gdzieś drzemią i było mi po prostu przykro, bo to jedna z najlepszych postaci w tym serialu, którą naprawdę polubiłem. 
fot. Netflix
Jednak w tym sezonie scenarzyści, nie wiedzieć czemu, postanowili zaśmiecić główną intrygę wieloma niepotrzebnymi według mnie wątkami pobocznymi. Niestety było ich tak dużo, że w pewnym momencie powodowały narracyjny chaos. Nie rozumiem, po co twórcy wprowadzili kwestię Arturo i molestowania. Ten wątek w ogóle nie miał nic wspólnego z resztą historii, był jakby wyrwany z innej produkcji. Podobnie sprawa miała się z kłótniami między Denverem a Sztokholm, dotyczącymi charakteru tego pierwszego, jego agresji. W pewnym momencie całość zaczęła trącić słabą latynoamerykańską telenowelą. Do tego niektóre retrospekcje również mogły spokojnie zostać wycięte, jak ta, w której Nairobi prosi, aby Profesor został ojcem jej dziecka. Zapewne twórcy chcieli podbić emocjonalną stawkę późniejszej śmierci bohaterki, ale według mnie im to nie wyszło. Wspomniałem wcześniej o przymykaniu oka na pewne niedostatki fabuły, ale były również takie, na które po prostu nie dało się nie zwrócić uwagi. Głównie wystąpiły one w wątku Gandii i jego misji a la John McClane ze Szklanej pułapki. Sam wątek działał nawet nieźle, wprowadził sporo akcji i napięcia do tej części, jednak już niektóre elementy w nim bardzo raziły. Chodzi mi o to, że Gandia, nieosłonięty przez nic (oprócz kamizelki), ostrzeliwany z karabinów przez cztery osoby z dwóch stron, nie miał po tym starciu nawet draśnięcia i łatwo uciekł naszym bohaterom. Poza tym gang nawet nie zorientował się, że porusza się on wentylacją. Pomyślałem wówczas, że twórcy traktują swoich bohaterów jak mało myślących, zwykłych złodziejaszków.  Dobry wątek w tej części miał Profesor, który musiał odnaleźć się w trudnej sytuacji i zapanować nad chaosem. Z drugiej strony barykady całkiem nieźle prezentował się element fabuły dotyczący Alicii Sierry, dowodzącej akcją przeciwko gangowi, która potem zhańbiona musiała prowadzić zemstę na własną rękę. Scena pierwszego spotkania tych dwóch postaci miała w sobie dużo napięcia i zapowiadała ciekawy zwrot akcji. W pewnym momencie myślałem, że ta fabuła stanie się wysilona do granic możliwości. Jednak pomysł, aby odwrócić sytuację i by tym razem zespół musiał ratować Profesora z opresji, zapowiada się całkiem nieźle. Przy dobrze rozwiniętych wątkach postaci zdarzyły się jednakże trochę słabe pomysły. Chodzi mi tutaj choćby o Tokio, która przejęła rolę kapitana drużyny, by za chwilę zostać porwaną przez Gandię i wyłączoną na długo z gry. Ta bohaterka zanotowała według mnie największy regres (może obok Rio) w tym serialu. Czwarta część Domu z papieru daje zastrzyk naprawdę dobrej rozrywki i po raz kolejny sprawia, że cały czas kibicujemy gangowi Profesora. Jednak przy okazji twórcom zdarzają się błędy, niektóre bardzo bolesne dla fabuły. Mimo tego polecam, bo to nadal świetnie zrealizowana produkcja z kilkoma mocnymi plusami, które przeważają na jej korzyść. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj