Szybko pojawiły się nowe, pisane przez innych autorów książki, których akcja rozgrywa się w postapokaliptycznym świecie pełnym szalonych mutantów i zdesperowanych ludzi walczących o przetrwanie. Wyjątkowość Dzielnicy obiecanej z punktu widzenia polskiego czytelnika to fakt, że akcja powieści rozgrywa się w ruinach Nowej Huty. Oczekiwania fanów wobec pierwszej polskiej oficjalnej książki z kultowego Uniwersum Metro 2033, były naprawdę duże. Czy debiutujący na rynku powieściowym pisarz namaszczony przez samego Głuchowskiego spełnił pokładane w nim nadzieje? I tak, i nie.
Fabuła powieści to typowy quest, w którym grupa osób musi dostać się z punktu A do punktu B, pokonując po drodze najróżniejsze przeszkody. Powieść rozkręca się dosyć szybko. Prawie od razu po krótkim wprowadzeniu w świat Federacji Starej Nowej Huty i jej systemu schronów główny bohater wraz z nieodzownym mentorem i równie nieodzowną towarzyszką zmuszony jest uciekać z bezpiecznego podziemnego świata w wyniku zdrady przyjaciela. Trójka uciekinierów w poszukiwaniu schronienia wędruje przez opustoszałe i zrujnowane miasto, walczy z mutantami, ze złymi ludźmi i ze ścigającymi ich połączonymi w sojuszu żołnierzami Federacji i Komuny, spotyka po drodze dziwnych "ocalałych" z Pożogi, wymyka się goniącej ekipie, a kiedy wszystko zdaje się zmierzać ku szczęśliwemu końcowi, pojawia się potężne i niespodziewane zagrożenie. Kulminacją powieści jest wspólna walka z niepokonanym dotąd wrogiem. Niektórzy giną, inni tracą zmysły, jeszcze inni godzą się z tym, co przynosi im los. W ten sposób konieczny w takich powieściach proces dojrzewania głównego bohatera dobiega końca. Gorzko doświadczony przez los młodzieniec wyrusza na poszukiwanie sensu życia – tym razem samotnie.
[video-browser playlist="616064" suggest=""]
Zdecydowanym plusem Dzielnicy obiecanej jest postać głównego antagonisty (Króla) i pomysł z jednomyślnymi mutantami. Polujące w stadzie, połączone ze sobą więzami telepatycznymi w jeden organizm zwierzęta to coś, czego nikt nie chciałby spotkać na swojej drodze. Król – człowiek o potężnej psionicznej sile, prący naprzód wraz ze swoją zwierzęcą armią i zajmujący wciąż nowe terytoria to bardzo dobry pomysł, niestety nie w pełni wykorzystany. Potencjał tkwiący w tym wątku został zaprzepaszczony przez przekombinowane i dziwaczne zakończenie. Refleksja, że to ludzie są najgorszymi potworami, też nie jest nadzwyczaj oryginalna - znamy ją dobrze z wielu książek i filmów.
Klimatycznie i ciekawie opisane są zniszczone dzielnice i domy Nowej Huty; osoby zaznajomione z topografią Krakowa z satysfakcją będą konfrontować rzeczywistość z wyobrażeniami autora. Życie codzienne w schronach i poza nimi jest przedstawione w sposób satysfakcjonujący, a kilka pomysłów Pawła Majki robi szczególnie dobre wrażenie.
Minusy? Największy zarzut to brak… polskości. Po pierwszej, rozgrywającej się w naszym kraju książce z Uniwersum Metro 2033 można było spodziewać się więcej lokalnego kolorytu. Zdecydowanie brakuje odniesień do polskiej kultury i popkultury. Kilka aluzji do Wiedźmina, krakowskich kiboli i Sienkiewicza to trochę mało. Po przeczytaniu całej książki w pewnym momencie czytelnik uświadamia sobie, że bohaterowie mówią sterylnym wręcz językiem, pozbawionym jakichkolwiek naleciałości, regionalizmów. Nie klną. Nikt z bohaterów ani razu nie wyszedł "na pole". Nie zaklął z głębi serca "k***a mać". Nawet zakładając, że dla większości ocalałych świat sprzed Pożogi to mgliste wspomnienie, pewnych nawyków z Polaka się nie wykorzeni.
[video-browser playlist="615882" suggest=""]
Niekorzystnie wypada również główny bohater opowieści. Siedemnastoletni Marcin jest po prosu bezbarwny. Trudno mu kibicować w trakcie jego przeprawy przez zrujnowaną Nową Hutę choćby dlatego, że jako bohater pozytywny jest on idealnie nijaki. Łatwiej się identyfikować ze ścigającym go Szramą – doświadczonym, cynicznym oficerem sił porządkowych, wyruszającym na misję, co do której nie ma przekonania.
Czytaj również: Rzut oka na "Polaroidy z zagłady"
Myśląc o Dzielnicy obiecanej, nasuwa się wielokrotnie słyszany w radiowej Jedynce zwrot – "dolna strefa stanów średnich". Bo taka jest ta powieść. Nie jest to dzieło wybitne, nie jest to nawet dzieło bardzo dobre. To sprawnie napisana powieść przygodowa, z wartką, momentami nieco zbyt wartką akcją i kilkoma ciekawymi pomysłami. Niestety ostatecznie zapomina się o niej w pięć minut po odłożeniu na półkę. Zanim jednak dobrniemy do jej końca, trzeba przyznać, że odbywamy dość interesującą podróż po postapokaliptycznej Nowej Hucie.