Lena Dunham, twórczyni serialu, jest bystrą obserwatorką. Pokazuje młody Nowy Jork, w którym blichtr i hipsterska powściągliwość są fasadą dla wewnętrznej frustracji czy wręcz smutku. Nie wiem, jak piąty sezon Girls odbierają ich rówieśnicy ze Stanów. Traktują je jako głos pokolenia czy może krzywe zwierciadło? Próbowałem zestawić serialową rzeczywistość z wielkomiejskimi realiami w Polsce i o ile odnalazłem punkty wspólne, to to, co widzimy, traktowałbym jako hiperbolę. Polskiemu widzowi łatwo trywializować problemy bohaterów serialu, a wręcz odbierać ich zachowania jako wydumane czy niestosowne. Pierwszy odcinek był jednym z niewielu, w których najważniejsze postacie mają wspólne sceny. Przez resztę sezonu wątki poszczególnych bohaterek są autonomiczne i przeważnie się nie przenikają. To główna zmiana wobec poprzednich serii, w których oczywiście zdarzało się dziewczynom rozdzielać, ale nigdy do tego stopnia. Zyskała na tym dynamika narracji. Akcja skacze z dziewczyny na dziewczynę, nie pozwalając znudzić się żadną z nich. W zamian 30-minutowy format nie pozwala na pokazanie zbyt wielu postaci w ciągu jednego odcinka. Bywało, że na dalszy ciąg niektórych wątków musiałem czekać dłużej niż tydzień, przez co czułem się odrywany od postaci, które interesowały mnie najbardziej. W pierwszym odcinku Marnie bierze ślub z Desim. Fabularny potencjał małżeństwa znajduje ujście w udowodnieniu, że związek tych dwojga może być jeszcze bardziej męczący, niż był dotąd. Dziwactwa Desiego zamieniły się w popisy, które trudno śledzić z zachowaniem powagi. Na jego tle Marnie zyskuje dużo wyrazu i wreszcie staje się postacią, z którą mogłem się utożsamić. Dużo ciekawiej wypadł wątek Shoshanny. Oddala się od koleżanek, ale nie z powodu związku, a dlatego, że trafia do Japonii. Z miejsca staje się obywatelką świata z emocjonalnym nadbagażem. Zorganizowany tryb życia Japończyków odpowiada jej charakterowi. Jednocześnie jej nowi znajomi liczą, że dostrzegą w niej mityczną, amerykańską mentalność. Fakt, że Shoshanna oczekuje tego samego od nich, sprawia, że jej wątek jest najświeższy ze wszystkich. Hannah pakuje się w najbardziej niedopasowany związek w historii telewizji i zawiesza swoje pisarskie aspiracje na rzecz etatu w szkole. Mimo że znowu zdominowała czas antenowy, trudno byłoby mi nazwać sezon piąty hannahcentrycznym. Jej relację z Adamem, dotychczas istotny wątek serialu, zastąpiły próby wejścia w tryb życia nieprzystający do jej natury. No url Jessa oddala się od Hannah, w zamian pogłębiając relację z długoletnim partnerem przyjaciółki (Adam "Kylo Ren" Driver). To interesujący zwrot. Obserwowanie neurotycznej dynamiki pomiędzy Jessą a Adamem dało mi najwięcej frajdy i było moim ulubionym punktem sezonu. Postać Adama od początku serialu balansowała na krawędzi wiarygodności, ale jednocześnie była najbardziej ekspresywna i efektowna aktorsko. Taka też pozostała w piątym sezonie, a jej zestawienie z humorzastą Jessą wydało się to jeszcze bardziej uwydatnić. Świetnie, że twórcy wreszcie rozwinęli postać Elijah, którego charyzma od zawsze wydawała się niewykorzystana. Wikła się w romans z gwiazdą telewizji (w tej roli znany z Ant-Mana i House of Cards Corey Stoll). Dopiero piąty sezon uczynił z niego kompleksową postać równoważną z głównymi bohaterkami i niebędącą już chodzącym stereotypem wielkomiejskiego geja. Rozdział wątków urozmaicił serial i pomógł rozwinąć bohaterów z drugiego planu, pozwolił też zobaczyć bohaterki w nowych rolach. Każda z nich rozwinęła się i mogła wybrzmieć na tyle, że nikt nie zarzuci jej zmarginalizowania. Niestety, ucierpiała na tym więź pomiędzy bohaterkami, której oczekują widzowie szukający w Dziewczynach współczesnego odpowiednika Seksu w wielkim mieście. Prowadzi to do ponurego wniosku, że przyjaźń tylko im przeszkadzała i dużo lepiej radzą sobie osobno, niż będąc w zgranej paczce. Stoi to w kontrze do wartości wyznawanych przez seriale, które wyciągają przyjaźń na piedestał. Serial nigdy nie unikał trudnych tematów, a z odważnego spojrzenia zrobił swój znak rozpoznawczy. Naturalistyczne sceny seksu i łamanie tabu nie powinny już nikogo szokować. Za to kwestionowanie przyjaźni, czyli dotychczasowego motywu przewodniego, może zaskakiwać. Fani Dziewczyn pokochają piąty sezon. Ma w sobie wszystko to, co brylowało w poprzednich. Dialogi są tak samo błyskotliwe, ścieżka dźwiękowa dobrana z tym samym smakiem (cover Life on Mars w wykonaniu Aurory!), a kilka pobocznych postaci ze starej obsady powraca w gościnnych występach. Trudno mówić o tym sezonie jako o najlepszym, skoro wszystkie reprezentują podobny poziom, ale samo to, że wciąż nie łapie zadyszki, jest imponujące i nie przydarza się piątym sezonom seriali zbyt często. Pozostawiamy bohaterki w punkcie, w którym widz niebrzydzący się otwartymi furtkami mógłby poczuć satysfakcję. Tymczasem wiadomo, że czeka nas przynajmniej jeszcze jeden sezon, a więc Hannah i spółka jeszcze nie powiedziały ostatniego słowa i nie pozostawią swoim wieloletnim obserwatorom żadnych wątpliwości, jak zakończą się ich perypetie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj