W najnowszym odcinku Fear the Walking Dead wpadł we własne sidła. Pomysł na to, żeby bohaterowie musieli powstrzymać Teddy’ego przed odpaleniem pocisków z łodzi podwodnej, był ciekawy, ale jednocześnie ryzykowny. Postacie znalazły się w nowym i nietypowym otoczeniu, które ograniczało możliwości w prowadzeniu dynamicznej akcji. Dlatego w tym odcinku szczególnie ważny był scenariusz, ponieważ ewentualne niedociągnięcia nie dałoby się przykryć szybkim przebiegiem wydarzeń. Twórcom ta sztuka się nie udała. Nieudolne dialogi spowodowały, że epizod, który zapowiadał się ekscytująco, okazał się niemal pozbawiony emocji. Twórcy postanowili, że akcja skupi się na Morganie i Victorze, którzy przedzierali się do pomieszczenia, skąd odpalało się pociski. I to był błąd, ponieważ  sztucznie wywołany konflikt nie wzbudzał jakiegokolwiek zainteresowania. Szczególnie problematyczny jest Strand, który jest kiepsko zarysowaną postacią. Dlatego jego działania są pozbawione sensu i zależą tylko od potrzeby chwili oraz widzimisię twórców. Zresztą nie lepszy jest Morgan, który raz chwyta za swój kijek lub inną broń i zabija wszystkich na swojej drodze, a innym razem odpuszcza walkę i wszyscy rozchodzą się w swoją stronę. I choć zawsze ta postać dzięki Lenniemu Jamesowi wychodzi z takich sytuacji obronną ręką, to przy Strandzie nawet on nie mógł rozwinąć skrzydeł. Dlatego gdy dwoje takich bohaterów zaczyna rozmawiać o moralnym postępowaniu - i to jeszcze w momencie, gdy powinni się spieszyć, żeby powstrzymać Teddy’go i Riley’ego - trudno nie przewracać oczami ze zniecierpliwienia. Zdradziecki ruch Victora, który wrzucił Morgana w stadko zarażonych, nie wywołała żadnych emocji, bo to kolejna z niedorzeczności tego odcinka i tej postaci.
fot. AMC
+5 więcej
Na szczęście chwilę niepewności dostarczyła scena, gdy Dakota mierzyła z broni w Stranda gotowa go zabić. Ta bohaterka też irytuje, choć w jej przypadku przynajmniej wiemy, że jest socjopatką i ma skrzywioną psychikę. Do tego Teddy z łatwością przeprowadził na niej pranie mózgu i przekonał do siebie, co widzieliśmy na początku epizodu. To było klimatyczne otwarcie odcinka. Natomiast rozczarowała jego końcówka, bo Morgan po prostu wypuścił na wolność Teddy’ego i Riley’ego. Ta konfrontacja była nijaka i bez polotu. To już nawet we wcześniejszej scenie, gdy lider kultu rozmawiał przez komunikator z Johnem Doriem Seniorem, bardziej iskrzyło. A do tego odpalenie pocisku nie robiło żadnego wrażenia. Najgorsze w tym odcinku było to, że pozostali bohaterowie okazali się totalnie bezużyteczni. Zajmowali się staniem w ciemnościach i nasłuchiwaniem radia, przez które śledzili relację postępów w przedzieraniu się Victora i Morgana do Teddy’ego. Nie wspominając o grupie znajdującej się na zewnątrz, która co prawda miała swoją misję, ale nie odegrała żadnej istotnej roli w odcinku. Pomiary promieniowania też okazały się bez znaczenia.  Odcinek należy pochwalić za scenografię, która wyglądała przekonująco i powodowała poczucie uwięzienia. Raczej nie wywoływała uczucia klaustrofobii, bo przestrzenie w korytarzach nie były ciasne, dzięki czemu zarażeni mogli się poruszać dość swobodnie i atakować bohaterów. Ważne, że zapewniono odpowiednie oświetlenie wnętrza łodzi podwodnej tam, gdzie działo się najwięcej. Najnowszy odcinek Fear the Walking Dead rozczarował. Ani walka z czasem, ani przebieg wydarzeń nie dostarczyły wielu emocji. Przed twórcami postawiono duże wyzwanie, któremu nie sprostali. Jedynie miejsce, w którym rozgrywała się akcja, powodowało małą ekscytację. Było oryginalne i dodało klimatu epizodowi, który mógł być prowadzony w bardziej horrorowatej atmosferze. Szkoda zmarnowanego potencjału, który niosła ta lokalizacja. Możemy mieć tylko nadzieję, że po odpaleniu pocisków wydarzenia nabiorą rozpędu i dynamiki w finale sezonu. Szósty sezon zasługuje na emocjonujące i satysfakcjonujące zakończenie!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj