Fabuła skupia się na policjancie pracującym w małej mieścinie - sierżancie Gerrym Boyle'u, który jest dość oryginalną osobowością. Znudzony swoją pracą, w wolnych chwilach lubi zabawiać się z dziewkami i zalewać w trupa. Przede wszystkim nie jest tolerancyjny wobec bliźnich i ceni sobie święty spokój. Jego codzienność zostaje zachwiana przez przemytników narkotyków, których obecność przyciąga agenta FBI Wendella Everetta .
[image-browser playlist="603839" suggest=""]
©2012 Monolith Video
Największą zaletą tego filmu jest inteligentny scenariusz, który w bardzo satyryczny sposób przygląda się stereotypom Irlandii. Akcja rozgrywa się w małej mieścinie, w której mieszkańcy są dość nieufni wobec obcych. Zabawnie i interesująco pokazano to w chwili, gdy agent FBI chciał porozmawiać z mieszkańcami o poszukiwanych bandytach - ku jego zdziwieniu wszyscy mówili do niego po celtycku i nikt prawie nie znał angielskiego. Cały film nasycony jest wyśmienitymi i inteligentnymi dialogami, które dostarczają sporej dawki humoru.
Twórcy naśmiewają się z wszelkich stereotypów. Z przemytników robią psychopatów i zarazem amatorów filozofii oraz śmieją się z irlandzkiej policji, pokazując ich jako leniwych ludzi, którzy nienawidzą Anglików i z chęcią przyjmą sowitą łapówkę, aby mieć święty spokój. Najlepszym tego przykładem jest oczywiście główny bohater Gerry Boyle, którego gra Brendan Gleeson. Jego bardzo specyficzny, ironiczny i bezpośredni humor sprawia, że jest postacią wyjątkową - z jednej strony odbieramy go jako człowieka prostego i niezbyt rozgarniętego, z frugiem widzimy, że pod powłoką policjanta mającego wszystko w nosie, skrywa się człowiek o dobrym i odważnym sercu, z którym sympatyzujemy. Gleeson od pierwszych scen bryluje w tej roli, wpasowując się perfekcyjnie w swojego bohatera. Potrafi nas jednocześnie rozbawić i poruszyć nasze emocje.
Najciekawiej robi się jednak, gdy widzimy Boyle'a w towarzystwie agenta Wendella. Don Cheadle gra na swoim stałym równym poziomie i nie mam mu nic do zarzucenia. Natomiast chemia pomiędzy bohaterami, ich zabawne rozmowy, gdy Boyle mimowolnie (albo i świadomie) ciągle mu dogryza są jednymi z najlepszych elementów tego filmu. Dobre wrażenie robi także Liam Cunnigham (Gra o tron) w roli przywódcy przemytników - aktor zawsze, nawet w epizodach pokazuje się w pozytywnym świetle. Męczy natomiast Mark Strong, etatowy czarny charakter, który ponownie gra tę samą postać - jest go wszędzie za dużo i jego bohaterowie prawie niczym się nie różnią. Przez pierwsze 2-3 filmy może to być akceptowalne, ale teraz to już zaczyna nudzić. Co prawda Strong pasuje na tego typu bohaterów, ale gra ich zbyt często i widz może odczuwać przesyt.
[image-browser playlist="603840" suggest=""]©2012 Monolith Video
Sama narracja opowieści pozostawia mieszane odczucia. Bywa bardzo nierówna - przez większość czasu jest ciekawie i z zainteresowaniem śledzimy losy Boyle'a, ale znalazło się również kilka scen, które nic nie wnoszą do historii i nudzą. Zabrakło równowagi - odpowiedniego wyważenia narracji, tak aby widz od początku do końca oglądał film z takim samym zaangażowaniem. Nie jestem też przekonany do samej końcówki. Chociaż sama akcja Boyle'a w stylu Rambo jest bardzo dobra, tak już jej finał niekoniecznie. Z jednej strony plus za kompletne zerwanie z kiczem hollywoodzkich happy endów, z drugiej, twórca mógł pokusić się o coś więcej niż domysły.
"Gliniarz" jest filmem dość nietypowym. Najpewniej wielbiciele czarnego humoru w klimacie irlandzkim/brytyjskim najprędzej się do niego przekonają. Pozostali mogą odnaleźć tu zbyt wiele specyficznych motywów, które nie muszą do nich przemówić. Jak na komedię sensacyjną, film ogląda się dobrze i nie ma się poczucia straconego czasu.
Ocena: 7/10