Gwiezdne Wojny: Andor tym razem daje nam odcinek, który nie jest częścią większego aktu. Jest w tym coś odświeżającego. Po spektakularnym skoku pozwala nam wziąć oddech. Bez utraty jakości, ale z jasnym wskazaniem, w jakim kierunku zmierza serial. Za kolejne trzy epizody odpowiada twórca House of Cards. Nic dziwnego więc, że polityka odgrywa tu ważną rolę. Przyjęcie w domu Mon Mothmy początkowo może wydawać się mało znaczące, ale gdy dochodzi do rozmowy z przyjacielem z rodzinnej Chadrilli, dostajemy prawdziwy popis scenarzystów. Rozmowa jest kapitalnie napisana – pełna dwuznaczności i niedopowiedzeń. To właśnie tego typu sceny sprawiają, że napięcie sięga zenitu. Spotkanie przypomina grę w kotka i myszkę. Genevieve O'Reilly wywołuje ciarki na plecach! Ogląda się ją z maksymalnym zaangażowaniem. Szalenie interesujące jest to, że po skoku zmienia się całkowicie postrzeganie Rebelii jako organizacji. Luthen (świetnie grany przez Stellana Skarsgarda) staje się człowiekiem bezwzględnym, który w imię większego dobra nie zawaha się popełnić zbrodni. Jego rozmowa z Mon Mothmą to majstersztyk – realizacyjny, emocjonalny i aktorski. Okazuje się, że Rebelia to nie są rycerze na białym koniu. Kredyty na jej finansowanie to tylko czubek góry lodowej, bo cały czas chodziło o coś zupełnie innego. Takim sposobem Luthen wyrasta na gracza, który doskonale przewiduje ruch przeciwnika. Imperium zmuszone jest do przesadzonych środków zaradczych, które wywołują cierpienie mieszkańców galaktyki. To pokazuje Rebelię z innej strony. Media nazywają ich kradzież atakiem terrorystycznym – propaganda działa i wielu w nią uwierzy. Rebelia siłą rzeczy dostanie nowych rekrutów, bo wielu dotychczasowych będzie mieć dość. Kredyty stają się jedynie połowicznym celem, a lekceważenie tego, ilu ludzi zginie, zanim inni się zbuntują, zaciera moralne granice. Takim sposobem Andor stawia ważny krok w kierunku pogłębienia tego, czym Rebelia jest. I robi to znakomicie! Ten motyw jest też kontynuowany w wątku Vel, szefowej skoku, która pojawia się na Coruscant. Jej spotkanie z asystentką Luthena wpisuje się w teorię, że Rebelia nie walczy w imię idei o wolność. W tej walce nie ma tylko dobrych. Niby mają szczytne idee, ale nikt nie waha się zlecić zabójstwa Cassiana Andora, który wie za dużo. Świetna scena rozmowy kobiet pokazuje, że być może ci na szczycie Rebelii (np. Mon Mothma i Leia) mieli moralny kompas, ale ci na polu bitwy mieli to w głębokim poważaniu. Podejmowanie takich decyzji wydaje się niezbędne w walce z Imperium. Przeczuwam, że to dopiero początek pogłębienia tego motywu i odzierania Rebelii z baśniowych idei. Gdy pojawi się Saw Gerrera, twórcy najpewniej pójdą za ciosem. A w tym wszystkim jest Marva, czyli osoba z cierpiącego ludu, którego Luthen potrzebuje. Tutaj pojawiają się idee walki z Imperium. Daje to do myślenia. Okazuje się, że baśniowa konwencja Gwiezdnej Sagi pokazała jedynie czubek góry lodowej w tej kwestii. Ludzki charakter Rebelii to coś, czego Gwiezdne Wojny potrzebowały.
fot. Disney+
+7 więcej
Cieszy mnie to, że w historii znajdują się elementy rozwijające uniwersum Gwiezdnych Wojen czy szczegóły, które dadzą fanom ogromną radość (choćby pojawienia się droida z Łotra 1, który był przyjacielem Cassiana). Weźmy za przykład przemowę nadzorcy ISB, czyli Yularena, którego doskonale znamy z seriali animowanych, książek czy komiksów. Miał też epizod w IV części filmowej sagi. Nie jest on wyłącznie fanserwisem. To dzięki niemu pierwszy raz w serialu słyszymy o działaniach Imperatora Palpatine'a. Nie zdziwiłbym się, gdyby Palpatine również pojawił się w serialu, by pokazać swoją polityczną stronę. Obok tego mamy też kapitalny wątek Syrila, w którym znów świetnie wypada rozmowa z matką przy jedzeniu. Ależ to jest dobrze napisane i zagrane! Jednak uniwersum najlepiej rozwija się dzięki ukazaniu jego nowej pracy. Po raz pierwszy w takiej formie widzimy, jak wygląda korpo w Gwiezdnych Wojnach. Jedynym mankamentem jest brak widocznego kierunku dla rozwoju Syrila, ale jestem przekonany, że wszystko tutaj ma znaczenie. Andor zrobił już na tym etapie więcej dla rozwoju uniwersum niż wszystkie poprzednie seriale Star Wars razem wzięte. I to bez nachalnego fanserwisu. Doskonale wypada wątek ISB. Wciąż obserwujemy działania Imperium, w którym nie mamy postaci jednoznacznie złych czy dobrych. Spotkania agentów wywiadu są świetnie przemyślane i pełne rozsądnie rozpisanych dialogów. Szermierka słowna pomiędzy Deedrą z pewnością będzie miała znaczenie w przyszłości. Jest to też znakomicie nakręcone, dzięki czemu z pozoru zwyczajne rozmowy zyskują emocje i napięcie. Przeczuwam, że Deedra jako agentka ISB jeszcze tutaj namiesza. Nie zdziwię się, jeśli się okaże, że to ona odkryje, jak bardzo Rebelia zorganizowała się pod nosem Imperium. To może doprowadzić do szalenie interesującego rozwoju tej postaci. Po stronie Imperium każdy jest człowiekiem, a nie postacią z kreskówki. To ogromna zaleta serialu. Zabawne może być to, że na tle tego wszystkiego Cassian Andor wydaje się najmniej interesujący. Nie chodzi o to, że pomysł na tę postać jest zły. Bynajmniej! Już wiele zrobiono, by stał się wyrazistszym i ciekawszym bohaterem, a jego relacja z Marvą może mieć kluczowe znaczenie (jej decyzja o walce dla Rebelii być może w jakimś stopniu wpłynie na zachowania Andora w Łotrze 1). Podsumowując: jego wątek jest udany, ale inne są po prostu ciekawsze. Do tego wysłanie go na rajską planetę – trochę przypominającą Miami – to kolejny przykład rozwoju uniwersum i mile widziana odmiana wizualna. Świat turystyczny zamiast pustyni? Coś pięknego! Tutaj jednak daje o sobie znać paranoja Andora, która doprowadziła do problemów z Imperium i skazania go na sześć lat więzienia (dodam, że świetnie pokazano pracę imperialnych użytkowników!). Gryzie mi się to z charakterem Cassiana, który powinien zachować się inaczej, gdy zobaczył uciekających ludzi i goniących ich szturmowców. To prawdopodobnie jedyna nieprzemyślana rzecz w tym odcinku. Gwiezdne Wojny: Andor to nie tylko jakościowo najlepsze Star Wars, ale jeden z najlepiej zrealizowanych, napisanych i zagranych seriali ostatnich lat. Ten odcinek po raz kolejny to udowadnia. Daje emocje i pełne napięcia sceny. Mam wrażenie, że wszystko tu ma znaczenie dla historii: zwykłe rozmowy, najdrobniejsze elementy. To serialowy majstersztyk.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj