Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach – powiedzenie to znajduje swoje uzasadnienie w filmie Pisklę, w którym przyjdzie nam oglądać „przeciętną” fińską rodzinę, która za pomocą internetowych vlogów pokazuje swoje udane życie. Kiedy jednak kamera telefonu zostaje wyłączona, fasada sztuczności zostaje zdjęta, a członkowie rodziny nie są zdolni do okazywania prawdziwych emocji. Reżyserka Hanna Bergholm pokazuje, że tkwienie z przyzwyczajenia w pewnych społecznych konstruktach nie ma żadnego sensu, ale to nie jedyna myśl, którą postanowiła się podzielić. Główną bohaterką jest bowiem nastoletnia Tinja, ćwicząca intensywnie do zawodów gimnastycznych i gotowa do bycia lepszą wersją siebie, by tylko zadowolić mamę. Hatching dość szybko odsłania karty, pokazując nam, jak szkodliwa może być presja rodziców na dziecku. Staje się to tematem wiodącym i zostaje ubrane w horrorową metaforę. Tinja znajduje bowiem jajko i postanawia je wylęgnąć, a to, co się z niego wykluje, będzie naprawdę przerażające. Tematyka poruszona przez fińską reżyserkę jest niezwykle ważna, obrazowo pokazuje na ekranie szkodliwość postawy rodziców, mniej lub bardziej świadomie przekuwających na dzieci swoje niespełnione ambicje. Hatching nie jest jednak kolejnym filmem z wielu, bo sugestywność obrazu podparta została gatunkowym nerwem, bawiąc się cechami body horroru. Utkana w ten sposób metafora działa, a kino artystyczne w takim wykonaniu może nie tylko bawić, ale też wskazywać na poruszane zagadnienia w sposób przewrotny, ale też budzący grozę.
materiały prasowe
Trzeba jednak podkreślić, że Bergholm nie zawsze wykorzystuje swoje szanse i gubi się w próbach lawirowania między tymi dwoma stylami wypowiedzi. Świetna jest, prowadząc swój horror i wielokrotnie można się przestraszyć, nawet pomimo znanych z gatunku schematów, ale jej kino artystyczne o trudach dojrzewania i zaspokajania potrzeb swoich rodziców łapie w pewnym momencie zadyszkę. Nie pomaga też scenariusz, bo są w tej historii sytuacje napisane w sposób pretekstowy, co sprawia, że nie zawsze film płynnie porusza się po spektrum poruszanego problemu. Najmocniej widać to w scenach, które wydają się być wymuszone i jest wrażenie, że znalazły się w scenariuszu dla pozyskania konkretnego efektu, co niekoniecznie jest naturalne i korzystne dla filmu. Niemniej Hatching ma znakomicie napisane sceny, zwłaszcza te, w których rodzina ma poczucie, że powinna poprowadzić ze sobą dialog, ale nie potrafią tego zrobić. Na pierwszy plan wysuwa się wtedy ironia, ale mamy też momenty pełne kapitalnej groteski, jak w scenie, w której matka mówi córce, że w końcu ma okazję do pokochania kogoś naprawdę i bynajmniej nie mówi o swoich dzieciach. Wszystko to przeplatane jest wskazywaniem na wyklute z jajka stworzenie, co uderza jasnością przekazu. Skojarzyło mi się to z filmem Slapface z 2020 roku w reżyserii Jeremiaha Kippa. Tam mieliśmy historię traktującą o przemocy domowej za pomocą właśnie horroru i spersonifikowania jej poprzez dziwaczne monstrum. W fińskim filmie dzieje się rzecz podobna, a do tego dochodzi motyw z sobowtórem, co pogłębia tylko symbolikę i dramat psychologiczny. Hatching ma swoje problemy, ale jestem pod dużym wrażeniem tego, jak obecnie prezentuje się kino z Finlandii. Twórcy nie boją się odważnych, kreatywnych pomysłów, a jednocześnie dbają o wysoki poziom realizacji. Gdyby nie język, którym posługują się bohaterowie, pomyślałbym, że mam do czynienia z amerykańskim filmem studia A24. Na pierwszy plan wysuwa się zatem zabawa gatunkiem i absurdami godnej potępienia postawy rodziców, szczególnie matki. Pod powierzchnią mamy jednak trudny temat w niebanalnej formie.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj