Spokojne życie nigdy nie było pisane Markowi Graysonowi. Poznanie mrocznej tajemnicy jego ojca, konfrontacja z całą hordą groźnych psychopatów i potężnych złoczyńców czy osobiste dramaty związane ze śmiercią bliskich mu osób to tylko wierzchołek góry problemów na niego spadających. Żeby tego było mało, w ostatnim (jedenastym) tomie bohater wpadł w wir czasowy i ugrzązł w alternatywnej rzeczywistości na długie pięć lat. Z tego też powodu Mark nie uczestniczył w pierwszych latach życia swej córki, dla której jest zupełnie obcym człowiekiem. Powrót do dawnych obowiązków oraz utraconej żony nie będzie taki łatwy, zwłaszcza biorąc pod uwagę krwawą zemstę szykowaną mu przez tyrana Thragga. Ostatni rozdział poprzedniego tomu przyniósł nam śmierć ważnej postaci, co w konsekwencji doprowadzi do ostatecznej walki z byłym imperatorem Viltrum. Niniejszy komiks rozpoczyna się od pogrzebu tragicznie zabitego bohatera. Wściekły Mark atakuje przywódcę Koalicji Planet, Allena the Aliena, którego oskarża o śmierć oddanego druha. Próbuje również przekonać swego rodziciela do udziału w bitwie z rodem Thragga. Mark, Eve, Allen i ich sprzymierzeńcy są zaskoczeni potęgą armii szalonego przywódcy, dysponującego całą hordą  potomków. Thragg wykorzystuje swe dzieci jako przysłowiowe mięsa armatnie. Cieszy udział w kosmicznej wojnie innych przedstawicieli superrasy, którzy od lat mieszkają na Ziemi oraz finalne starcie imperatora z Nolanem Graysonem. Prawdziwą bombą jest natomiast decydująca konfrontacja Marka z Thraggiem, z maestrią zilustrowana przez niezawodnego Ryana Ottleya. Rzeczona walka to festiwal śmierci, krwi, cierpienia i wojennego szału, czyli elementów charakterystycznych dla całego cyklu.
Źródło: Egmont
Oczywiście pokonanie Thragga nie rozwiązało wszystkich problemów, gdyż na horyzoncie jest jeszcze rozprawienie się z Reksem. Sposób, w jaki Kirkman rozwiązał ten wątek, okazał się strzałem w dziesiątkę i kolejnym dowodem na geniusz twórcy Żywych Trupów. Amerykański mistrz pióra w iście telegraficznym skrócie ukazał nam dalsze losy Marka, Eve i ich córki Terry. Dorzucił do tego epizod poświęcony synowi Invincible, o którego istnieniu dowiedział się on tuż po zakończonej bitwie z rodem Thragga. Młodzieniec może okazać się godnym zastępcą herosa, zwłaszcza że ten ma do wykonania o wiele ważniejszą misję. Ktoś bowiem musi przejąć dowództwo nad rasą viltrumian, a tytułowy bohater wydaje się odpowiednim kandydatem na to odpowiedzialne stanowisko.
Robert Kirkman dokonał rzeczy wprost niemożliwej. Stworzył oryginalne, zajmujące i spójne dzieło spod znaku super hero. Gatunku kojarzonego z wtórności, schematycznych rozwiązań oraz stawiania warstwy graficznej i spektakularności ponad fabułę i wiarygodny portret psychologiczny bohaterów. Seria Invincible jest niebywale przemyślana – jej autor doskonale pozamykał wszystkie wątki, a każda z postaci (w ostatnim tomie) dostała przysłowiowe pięć minut. Należy pochwalić solidne rysunki uzdolnionych artystów (zwłaszcza Ryana Ottleya i Marka Moralesa), wyraziste kolory, niezwykłą dynamikę batalii oraz okładki poszczególnych zeszytów. Z powodu dużej dawki przemocy, hektolitrów krwi i dosadnych śmierci komiks przeznaczony wyłącznie dla dorosłego czytelnika, choć opis fabuły może sugerować coś zgoła odmiennego. Mówiąc krótko, zakończenie jakiego oczekiwaliśmy. Wielkie brawa dla Kirkmana i jego współpracowników.  
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj