Bryan Singer jest reżyserem, którego filmografii trudno zarzucić tematyczną monotonię. Poprzez dramaty kryminalne, znany twórca branży filmowej przemierzał fronty i doglądał znaków okupacji, mierzył swe ludzkie siły z nadprzyrodzonymi zdolnościami mutantów, aby w konsekwencji, za sprawą niepozornych, aczkolwiek magicznych ziaren fasoli, zawitać w świecie baśni. "Jack pogromca olbrzymów", podążając ścieżką filmowych wariacji ze znanymi baśniami w tle, dostarcza w pełni poprawnej, lekkiej, jednak niczym niezaskakującej przygody, pełnej odległych krain, zamieszkałych przez mityczne stworzenia.

Najnowsze dzieło wspomnianego reżysera za punkt wyjścia obrało, znaną zapewne każdemu z okresu dzieciństwa, opowieść o magicznych ziarnach fasoli. Ziarnach, które w kontakcie z wodą dawały początek niezwykle olbrzymim pnączom prowadzącym do świata niezwykłych przygód. W konfrontacji z wierzeniami wyraźny staje się fakt, iż olbrzymia fasola stanowi niejako drogę do Nieba-świata, o którym niewiele wiemy, a którego bogactwa niestrudzenie eksplorujemy w naszych wierzeniach. Wierzeniach płodnie przelewanych na przepiękne obrazy czy też potężne słowo mówione oraz pisane. Nikt z nas nie wie przecież, co kryje się tam, gdzie ludzkie oko nie sięga. Świat starożytny, pozbawiony możliwości poznania nieosiągalnego nieboskłonu, dostarczył nam szeregu mitów, po które chętnie sięgają współcześni twórcy filmowi. Wyobraźnia ludzka, stanowiąca wzorcowe źródło pięknych historii, zbudowała baśnie, wśród których branża filmowa zaczęła szczęśliwie dostrzegać ciekawe tematy do ekranizacji. Tematy, którym jednak często brakuje tej świeżości, a przede wszystkim magii, jaką przesiąknięty jest każdy obiekt, każdy gest i każde słowo bohaterów znanych nam z opowiadań. Ten wyczuwalny brak polotu doskwiera niestety także omawianej, przesiąkniętej efektami specjalnymi, produkcji twórcy "X-Men".

[image-browser playlist="593351" suggest=""]
©2013 Warner Bros.

"Jack pogromca olbrzymów" zaczyna się bardzo ciekawie. Po zaskakująco udanym wstępie, historia powoli wpada w powszechny dla standardowych produkcji Hollywood styl – wszystko dzieje się szybko. Miejscami wręcz zbyt szybko. Zamiast szansy poznania bohaterów, dostajemy schematyczne zagrania prowadzące do nieuniknionego, czyli rozkwitu zakazanej miłości w obliczu nadciągającego niebezpieczeństwa. Miast bawić widza dowcipami sytuacyjnymi, których swoją drogą powinno być troszkę więcej, mając na uwadze przedział wiekowy targetu produkcji, dostajemy kilka "żartopodobnych" scen, często niestety wymuszonych. Dużym plusem produkcji jest fakt, że niemal po kwadransie seansu akcja przenosi nas w niezbadany ludzkim okiem świat olbrzymów. Pozostawiając w tyle szansę na długi wstęp, twórcy "Jacka" przenoszą akcję niemal momentalnie do świata gigantów, co może sugerować chęć zbudowania przez twórców obrazu niezwykłej krainy oraz panującego klimatu grozy. Dostarczając odpowiednich scen, okraszonych świetnie dobraną muzyką, świat potomków Goliata mógłby budzić w nas podziw, dając szansę na niezły ubaw. W końcu to baśń, nieco zmieniona, lecz nadal skierowana także do młodszej publiczności.

To, co jednak wydaje się być zaletą, stanowi także poważną wadę filmu. Akcja toczy się bardzo szybko, nie siląc się na zbudowanie wizerunku postaci czy solidnych podwalin bajecznej historii. Film, pomimo iż błyskawicznie przenosi całą akcję do niezwykłego świata, nie stara się nawet w najmniejszym stopniu eksplorować niezbadanej krainy olbrzymów. Potomkowie Goliata pojawiają się tak nagle, iż napięcie towarzyszące odkryciu ogromnej krainy odłącza się od filmowej przygody niemal natychmiast, niczym przed obawą tego, co czyha w lesie. I słusznie, gdyż las ten, zamiast dostarczać owoców baśniowych, dotyka jedynie korzeni znanej wszystkim baśni. Korzeni, które - dając solidne podwaliny - w efekcie bawią nas utartymi schematami i brakiem pomysłu - czy to na ciekawe przygody, czy skutecznie rozweselające sceny humorystyczne. Wyraźnie zarysowane złe oraz dobre postacie, pomimo iż rutynowe, stanowią często siłę wszelkich "bajek na dobranoc". Zawsze od początku wiadomo, kto jest kim, komu źle z oczu patrzy, a komu będziemy kibicować. Utarty przez lata schemat stał się nieodzownym elementem każdej baśni, mającej pozwolić uwierzyć w siłę dobra młodszym odbiorcom. Schemat ten, jak przystało na baśniową wariację, jest wyraźnie zaakcentowany i wbrew pozorom nie stanowi wady "Jacka pogromcy olbrzymów". Wadą tejże produkcji jest niekoniecznie udana próba zarysowania miłości pomiędzy żebrakiem a królewną. Jak już wspomniałem, akcja filmu toczy się dosyć szybko i całą swoją uwagę skupia na próbie uwolnienia porwanej następczyni tronu z rąk bezwzględnych olbrzymów. Pozbawiona ciekawych zwrotów akcji próba szykuje nas na nadciągający wielki pojedynek pomiędzy olbrzymami a ludźmi. Pojedynek, który w bezpośredniej konfrontacji zdaje się być przegrany. Twórcy słusznie chyba uznali, że scena, w której obie strony staną oko w oko, powinna być początkiem końca zbudowanej historii. Jak długo przecież może trwać pojedynek armii olbrzymów z grupką ludzi? Mając ten fakt na uwadze, scenarzyści zdecydowanie powinni bardziej zaakcentować tę część przygody, która odbywa się w krainie gigantów. Gdyby nas ujęła, ostatnie sceny moglibyśmy potraktować jako zwieńczenie niezwykłej opowieści. Przez cały seans widz czeka na wyraźny akcent, który w konsekwencji jednak nie następuje.

Przyznam, że duże nadzieje pokładałem w postaci Rodericka – następcy tronu, który zrobi wszystko, aby posiąść władzę do własnych, niecnych celów. Jak przystało na tego typu historie, jest to czarny charakter, od pierwszych scen rysujący wyraźną granicę pomiędzy dobrem a złem. Nie dziwi więc scena, w której Roderick obraca się przeciwko ludzkości, stając na czele żądnej zemsty rasy olbrzymów. Jak wiadomo, każdej złej postaci ktoś w końcu utrze nosa, taka jest już kolej rzeczy. Nie w tym jednak sęk, że jesteśmy na to gotowi, lecz w tym, aby pokazać długą i niemal osiągniętą u celu drogę czarnego charakteru, aby móc w ten sposób wyraźnie podkreślić jego przegraną. W najnowszym filmie Bryana Singera tego wszystkiego po prostu brakuje. Twórcy przedstawiają kolejne sekwencje w pośpiechu, jakby goniąc za finałem. W następstwie widz nie ma czasu utożsamić się z którąkolwiek z postaci. A szkoda, bo jeśli twórcy kolejnych baśniowych produkcji będą kurczowo trzymać się założenia, że wszystkiego musi być dużo, aby przypadkiem nie zanudzić widza, to w efekcie zostaniemy zalani falą bezpłciowych produkcji, o których zapomnimy w tempie dorównującym prędkości prowadzenia akcji.

[image-browser playlist="593352" suggest=""]
©2013 Warner Bros.

"Jack pogromca olbrzymów" jest zatem filmem stosunkowo poprawnym, nieszczęśliwie wpisującym się w stwierdzenie "w sam raz na raz". Mimo że bazuje na baśniowej historii, ledwie dotyka klimatu baśniowości. Wykorzystując wszelkie sprawdzone schematy poprawnej "bajki na dobranoc", udowadnia jednocześnie, że same podwaliny to jeszcze nie droga do sukcesu. Liczy się pomysł i wizja, których niestety zabrakło. Najnowsze dzieło twórcy "X-Men" nie jest filmem złym - potrafi zabawić, lecz w sposób czysto komercyjny, bez choćby akcentu artyzmu. Młodszą część publiczności być może zadowoli tych kilka dowcipów oraz próba ukazania konfrontacji olbrzymów z ludźmi, przywołująca na myśl choćby przygody słynnego Gulivera. Nie wystarcza to jednak, aby zagościć w pamięci na dłużej niż czas seansu. Nawet w okresie, gdy historie fantasy przeżywają wyraźny rozkwit.

Ocena: 6,5/10

[image-browser playlist="593345" suggest=""]
Za umożliwienie uczestnicwa w seansie filmu dziękujemy Multikino Trójmiasto.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj