Netflix słynie z odwagi do poruszania bardzo trudnych tematów w swoich własnych produkcjach. Tym razem twórcy postanowili opowiedzieć historię opartą na faktach, dotyczącą handlu żywym towarem w RPA. Historia detektywa oprawiona w ramy filmu sensacyjnego i skomplikowanego kryminału sprawiła, że Jestem wszystkimi dziewczynami, podobnie jak wiele innych oryginalnych produkcji Netflixa, upadło pod ciężarem swojej tematyki. Tematyka dotyka problemu dzieci, a szczególnie dziewczynek, które stanowią duży procent w obecnym tam handlu żywym towarem. Ludzie odpowiedzialni za to prowadzą proces wymiany (barter) z obywatelami Arabii Saudyjskiej. Dziewczynki, wcześniej porwane i zapakowywane w bestialski sposób do zamkniętych kontenerów, są wymieniane na ropę naftową. Jodie Snyman (Erica Wessels) jest detektywem zajmującym się sprawami handlu żywym towarem. Podczas badania jednej ze spraw, poznaje Bapai (Hlubi Mboya), która okazuje się być morderczynią polującą na osoby odpowiedzialne za handel dziećmi. Dwie kobiety zaczyna łączyć silne uczucie, lecz sprawy zawodowe stają się coraz bardziej napięte. Zaczynają również oddziaływać na Jodie, szarpiąc jej psychikę ze względu na bestialskie zbrodnie, które detektyw z czasem odkrywa. Film w ciekawy sposób ukazuje ciężką profesję naszej bohaterki. Jednocześnie traktuje o niezwykle ważnym temacie, jakim jest handel żywym towarem. Trudno jest rozpatrywać taki film w kategoriach rozrywkowych. Jestem wszystkim dziewczynami chciał szokować oraz przytłaczać swoją tematyką. Jednak tak istotny i (przerażająco) aktualny temat przytłoczył jedynie twórców. Osoby odpowiedzialne za kształt produkcji nie wiedziały, czy chcą reprezentować kino społecznie, które wstrząśnie widzem, czy nagrać historię inspirowaną kryminałami i scenami akcji rodem z Bonda. Dlatego film sprawia wrażenie nierównego. Nie wiemy, czy nam się podoba to, co widzimy, ponieważ temat jest zbyt trudny, a przedstawienie go zbyt proste. Ze wstrząsającego śledztwa, które ujawnia kolejne przypadki wykorzystywania młodych dziewczyn, robi się sensacyjniak, który obfituje w niezbyt wyszukane dramy i liczne sceny strzelanin. W końcu ile razy widzieliśmy finał dziejący się na lotnisku, w którym każdy strzela do każdego? Problem z Jestem wszystkimi dziewczynami jest głównie taki, że film nie podołał zadaniu, które sobie postawił. Bestialskie zbrodnie mają nas szokować i uświadamiać o problemie, a skutkują obojętnością. Aktorstwo pozostawia wiele do życzenia, a scenariusz nie jest najlepiej napisany. Film ratuje się jedynie ciekawymi ujęciami (szczególnie tymi z drona) oraz dopiskiem, że jest to historia na faktach. Od filmu poruszającego taką tematykę i sugerującego feministyczny wydźwięk swoim tytułem oraz bohaterkami oczekiwałem czegoś więcej, niż średnio przemyślanego kryminału z elementami filmu akcji. Finalnie, poza kilkoma faktami, które dostajemy w formie napisów na czarnym ekranie, nic nie zostanie dłużej w naszych głowach. Jestem wszystkimi dziewczynami jest tak naprawdę "wszystkimi filmami", na które zmarnowaliśmy czas, ufając rekomendacjom Netflixa.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj