Na początek nie o książce. Chyba każdy słyszał o tzw. pięknych serialach TVN. Są zbudowane zazwyczaj na prostej zasadzie – młoda, ambitna kobieta wkracza na drogę wielkiej kariery w zawodzie bardzo dobrze opłacanym. Z różnymi przejściami pnie się w górę, przeżywając mniej lub bardziej dramatyczne perypetie, osadzone najczęściej w pięknym, bogatym i bezpiecznym świecie Warszawy/innego wielkiego miasta. Po drodze spotyka pierwszą/drugą/trzecią/i znów pierwszą miłość życia. Ma też wrogów, którzy ją nienawidzą i chcą zaszkodzić. Jednak dzięki wiernym przyjaciołom/szczęściu/koniecznemu happy endowi jej historia zmierza do wesołego finału.
Podobny schemat (ale na szczęście nie do końca) można zauważyć w książce Tomasza Pruska K.I.S.S.. Warszawa, czasy tuż przed wybuchem kryzysu finansowego. W jednym z dużych funduszy inwestycyjnych pracuje Olga Kirsch – 30-letnia singielka po studiach w Krakowie. Zajmuje się analizowaniem i decydowaniem, w co inwestować pieniądze powierzone jej przez klientów funduszu. I trzeba jej przyznać – robi to lepiej niż koncertowo. Posiadając coś na kształt spidermanowego pajęczego zmysłu, potrafi trafnie wybrać akcje, w które warto wejść, a z których należy uciekać. Tym samym zdobywa coraz większe zaufanie tak swoich przełożonych, jak i klientów. Zaś jej koledzy z pracy… Cóż, nie wszystkim to w smak. Ma jednak zaufaną grupę przyjaciół: Adama, Kamila i Marcina. Wszyscy trzej też pracują w funduszach inwestycyjnych i też są w tym dobrzy. Tworzą przy tym bardzo zgraną drużynę. Inną sprawą jest układ uczuciowy między nimi…
Czytaj również: Thor będzie kobietą!
Tymczasem w ich życiu pojawia się postać Davida Bersteina, właściciela jednego z największych funduszy inwestycyjnych na Wall Street. Jest to człowiek bardzo bogaty, doskonale znający się na rynkach finansowych. Pomimo brutalnej walki o pieniądz potrafi zachować w sobie ludzkie wartości. Drogi Olgi, jej przyjaciół i Davida krzyżują się na pewnym zgromadzeniu walnym. Tam dochodzi do walki nie tylko o wpływy, ale także pieniądze klientów. Oraz o… zasady. W tym momencie nie dość, że rodzi się pewna więź między nimi, to pojawia się coś bardzo, bardzo ważnego – potężny, wspólny wróg, który nie zawaha się przed niczym. Od tego momentu kariera Olgi nabiera niesłychanego rozpędu, zaś David jest świadkiem tego, jak rodzi się kryzys, który zmienił oblicze współczesnego świata. Jednak koniec tej historii… Ale to już byłyby zbędne spoilery.
Pierwsze wrażenie po lekturze K.I.S.S. jest takie, że stanowi on materiał na co najmniej dwie książki. Liczy co prawda ponad 300 stron, jednak gdyby każdy wątek odpowiednio dopracować i rozbudować (o co wiele elementów się prosi), powstałaby dwie naprawdę mocne pozycje. Szczególnie na boczny tor został odstawiony wątek Davida i kryzysu finansowego. Toksyczne opcje, upadek wielkich banków – to wszystko, podane w takiej formie jak w K.I.S.S., mogłoby wielu osobom ułatwić zrozumienie, co tak naprawdę się wydarzyło. Należałoby także trochę bardziej połączyć to z głównym wątkiem – Olgi.
Akcja od pierwszych stron (notabene wielki plus za początkowe sceny w słowackich Tatrach Wysokich) do samego końca pędzi na złamanie karku, nie dając czytelnikowi chwili oddechu. Opisów jest mało, za to nie brakuje dynamicznych dialogów. Wielkie brawa dla autora za umiejętne wplecenie wiedzy bardzo fachowej do narracji powieści (rynki finansowe i instrumenty, z których się na nich korzysta, to naprawdę nie takie proste sprawy). Nie zmieniają one dynamiki, a zarazem pozwalają zrozumieć, co tak naprawdę się działo. I w sumie nadal dzieje.
Czytaj również: "Czerwone koszule" Scalziego wkrótce w Polsce
Słabo na tle całej książki wypadają postacie. Wydają się być za bardzo jednowymiarowe – podział dobro-zło jest przesadnie jaskrawy. Można odnieść wrażenie, że w tym świecie nie istnieją odcienie szarości. A szkoda, bo rysy na szlachetnych postaciach i dobre smaczki w tych złych nadałyby większego charakteru pozycji.
Co ciekawe, książkę, a zwłaszcza jej wątek medialny, czyta się zupełnie inaczej, mając świadomość ostatniej afery podsłuchowej w naszym kraju. Pytanie o niezależność mediów w K.I.S.S. może nie pada wprost, jednak pojawia się w głowie czytelnika – jaka jest naprawdę moc mediów, czy to one stoją za rządem/biznesem, czy może to za mediami stoi ktoś o wiele silniejszy? A może to się wszystko miesza i nie jest tak naprawdę jasne?
Książka jest napisana lekko i czyta się ją płynnie, ale równie płynnie uchodzi z pamięci, niczym pieniądze przy bessie. Jednak jest pozycją w sam raz na wakacje – mało wymagającą, ale wywołującą solidny dreszcz emocji. K.I.S.S. trzyma w napięciu do samego końca, a cliffhanger z przedostatniego rozdziału w finale jest umiejętnie wyjaśniany i dawkowany, co tylko wzmaga apetyty czytelnika.
Ale czy go ostatecznie zaspokaja – to już należy do indywidualnej oceny.