Tytułowy Kapitan Ameryka to oczywiście nie Steve Rogers, a Bucky Barnes, który od dłuższego czasu dzierży tarczę z gwiazdą i nosi niebieski kostium kultowego superbohatera. To właśnie Bucky staje przed sądem, gdzie ma odpowiedzieć za zbrodnie popełnione jeszcze za czasów Zimowego żołnierza. Co ciekawe, Steve Rogers, który ma za sobą spektakularne zmartwychwstanie, również jest aktywnym superbohaterem. Nosi on teraz inny kostium, którego design spopularyzowała ekranowa wersja Kapitana z MCU. Nie używa też tarczy. W Marvelu było wówczas dwóch Kapitanów Ameryka. Brali oni nawet wspólny udział w epickim crossoverze, znanym jako Oblężenie Asgardu. Dom Pomysłów dobrze umocował w uniwersum historię stworzoną przez Eda Brubakera. Czy jednak broni się ona jako autonomiczna opowieść? Proces Kapitana Ameryki jest nieco obszerniejszym komiksem niż wcześniejsze wydania z tej serii (co odbija się również na cenie). Tom zawiera kilka niezależnych historii powiązanych motywem przewodnim i głównymi bohaterami. Zanim przechodzimy do najistotniejszych fragmentów, czyli tytułowego procesu, to dane nam jest przyjrzeć się kilku starciom superbohaterów z ich adwersarzami. Przykładowo, Bucky konfrontuje się z Baronem Zemo Juniorem, a Steve Rogers z niejakim Machinesmithem. Ów zapomniany nieco antagonista nie jest jednak najbardziej kuriozalnym złolem w całej opowieści. Jeden z pomagierów Zemo nazywa się Iron Hand Hauptmann, a jego kostium budzi skojarzenia ze starymi komiksami z przesłaniem skierowanym do czytelników, widzących świat w czarno-białych kolorach. Powyższe historie zbudowane są według tego samego schematu. Główny bohater jest ofiarą intrygi, którą musi rozszyfrować, żeby znaleźć głównego złoczyńcę. Ten pierwotnie wodzi za nos protagonistę, ale finalnie ponosi porażkę. Niestety, mało to finezyjne i kreatywne. Można odnieść wrażenie, że Brubaker idzie nieco na łatwiznę, serwując nam to, co już znamy. Wprowadza kolejnych ikonicznych wrogów Kapitana Ameryki, licząc, że nadadzą opowieści koloryt. Niezależnie jednak, czy herosi ścierają się z Zemo, Skullem, czy Faustusem, konstrukcja fabularna wygląda mniej więcej tak samo.
Egmont
W Procesie Kapitana Ameryki jest na szczęście też kilka smaczków. Antagonistą pierwszego rozdziału jest prawicowy fundamentalista, który w latach pięćdziesiątych zajął miejsce Steve’a Rogersa. Teraz powraca jako „zły Kapitan Ameryka” i planuje akt terroryzmu na niebywałą skalę. Finalnie dochodzi do pojedynku z Buckym, a ich walka ma w sobie coś symbolicznego. Barnes przywdziewa swój klasyczny strój i w brutalny sposób rozprawia się z Kapitanem Ameryką. Wyzwala drzemiącą w nim frustrację, wynikającą z odwiecznego podążania za ideałem w postaci Steve’a Rogersa. Interesująco przebiega również sam proces Bucky’ego. Co prawda twórcy ubarwiają go typowo komiksowymi motywami w stylu szaleństwa Sin czy hipnozy Faustusa, ale i tak to jeden z najbardziej złożonych i realistycznych wątków komiksie. Finalnie wszystko się oczywiście kończy zgodnie z komiksowymi schematami, ale pytania padające podczas procesu są mniej oczywiste niż historie prezentowane wcześniej. Brubaker bierze pod uwagę różnorakie konteksty. Nie wchodzi w nie zbyt głęboko, ale to zawsze miła odmiana po klasycznym superbohaterskim mordobiciu.
Pierwsze tomy Kapitana Ameryki Eda Brubakera wysoko podniosły poprzeczkę i sprawiły, że opowieści o Stevie i Buckym prezentowały się mniej infantylnie niż większość tradycyjnych superbohaterskich przygód. Dalsze komiksy z cyklu zaczęły równać jednak do marvelowskiej średniej, a w fabule pojawiły się klasyczne niedorzeczności. Na szczęście, mimo wciąż przetwarzanych schematów, Kapitan Ameryka Brubakera nadal jest jednym z bardziej interesujących dzieł komiksowych. Nawet wtedy, gdy głównego bohatera atakuje szaleniec z żelazną ręką o imieniu Iron-Hand Hauptmann. 
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj