Kings of the Wyld, powieść fantasy Nicholas Eames, została wyróżniona The David Gemmell Morningstar Award, czyli nagrodą dla najlepszego debiutu fantasy. I faktycznie jest to powieść niezła, dostarczająca czytelnikowi sporej dawki rozrywki, a jednocześnie niepozbawiona pewnych uchybień, które można położyć na karb debiutu.
Powieść Nicholasa Eamesa opowiada historię Sagi (zresztą tak nazywa się cały cykl), najsłynniejszej drużyny bohaterów walczących z bestiami zagrażającymi ludzkości, a których matecznikiem jest olbrzymi las zwany Wyldem. A w zasadzie tym była Saga – bo grupa rozpadła się kilkanaście lat wcześniej i każdy z jej członków poszedł swoją drogą. Niektórzy wiodą spokojne i szczęśliwe życie, inni znaleźli się w sytuacji, od której chcą uciec - ale nie mogą lub potrzebują impulsu. I ten ostatni się pojawia: córka jednego z nich zaciągnęła się na wojnę i utknęła w odległym mieście oblężonym przez hordy bestii. Wszyscy spisali ich na straty, ale ojciec postawia skrzyknąć dawnych kompanów i wyruszyć na ratunek, niezależnie od tego jak daremny by się nie wydawał.
Królów Wyldu można określić powieścią posterpegową. Zapewne każdy, kto choć trochę poturlał kości podczas sesji w jeden z klasycznych systemów fantasy, odnajdzie tu echa swoich własnych przygód. Mamy tu budowanie (czy też odtwarzanie) drużyny, zdobywanie potężnych artefaktów, multum bestii rodem z Księgi Potworów do Dungeons & Dragons, czy wreszcie misję, która wydaje się niemożliwa do spełnienia. A to tylko część tropów, gdyż Eames eksploatuję tę konwencję niemal do przesady.
W tym momencie zapewne pojawia się u was wątpliwość, czy aby nie jest to kolejna niskich lotów produkcja okołogrowa, których sporo jest na rynku. Otóż nie – a to dlatego, że autor jedynie gra z konwencją, wykorzystując niektóre z jej elementów, by pokazać je w krzywym zwierciadle. Nie będę opisywał jak to robi, by nie psuć przyjemności z ich odkrywania. Wystarczy zaznaczyć, że dla autora kluczowy jest humor: słowny, sytuacyjny, wykorzystujący kalki i przedstawiający je w krzywym zwierciadle. Można się nieźle ubawić podczas lektury, bo w Królach Wyldu mnóstwo jest zabawnych sytuacji, choć należy przy tym zaznaczyć, że prezentowany humor jest różnych lotów – czyli generalnie każdy powinien znaleźć coś dla siebie.
Dużo miejsca poświęciłem kwestii „rpgowej”, ale osoby nieznające gier fabularnych także powinny się przy tej powieści dobrze bawić, choć zapewne nie wyłapią niektórych aluzji czy żartów. Eames pisze sprawnie, jego postacie są barwne, a przygoda goni przygodę. Nieźle też gra napięciem, chociaż tutaj wydaje się, że akcenty są trochę źle rozłożone: chociażby proces formowania drużyny i przygotowań do wyprawy trwa nieco za długo, sama przeprawa przez mroczny i niebezpieczny Wyld jest dość krótka, a finałowa rozgrywa sprawia wrażenie zbyt chaotycznej, a to za sprawą zbyt wielu postaci (choć łatwo można się doszukać w tym inspiracji autora).
Królowie Wyldu są humorystyczną fantasy przygodową, napisaną sprawnie i z akcją toczącą się żywym tempem. Niezła rozrywka, szczególnie w perspektywie jesienno-zimowych, długich i ponurych wieczorów.