Thrillery Deana Koontza łączy wiele podobieństw, z których część jest naprawdę plusem: bohaterowie, których czytelnik lubi niemal od pierwszej linijki tekstu, sympatyczne i pełne przekomarzań dialogi między głównymi protagonistami, uzdolnione dzieci lub nastolatki, opisy jedzenia, od których czytający momentalnie robi się głodny, oraz ładnie zarysowane miejsca akcji. Wisienką na torcie jest wielka miłość do psów – przyjacielskich, oddanych i inteligentnych nad wyraz. Z minusów można wymienić zaś: psychopatycznych antagonistów, do tego zwykle toczonych nadprzyrodzonymi przemianami metabolicznymi, niezbyt zdrowie zamiłowanie do szczegółowego opisywania popełnionych przez nich bezeceństw i straszliwych morderstw, masowe zabijanie postaci pobocznych oraz przewidywalne szczęśliwe zakończenie – książki Koontza nigdy nie kończą się źle i zawsze są prowadzone ku pokrzepieniu serc.
Niestety, Misterium jest tak bardzo odgrzewanym kotletem, że aż trudno cieszyć się pozytywami. Bohaterowie, choć sympatyczni, są zarysowani ledwo kilkoma kreskami, na dowcipne dialogi nie starczyło czasu, antagonista znowu przemienia się w monstrum, choć tym razem transgeniczne (właściwie wychodzi na to samo, co przemiany metaboliczne), postacie poboczne pojawiają się i znikają, nie przyciągając większego zainteresowania czytelnika, źli są po prostu źli, a najgorszy jest oczywiście zły miliarder, miłośnik technologii przyszłości. Nawet kolejny super mądry golden retriever Kipp i jego psi towarzysze, zjednoczeni telepatyczną więzią w tytułowym Misterium, na dłuższą metę zaczynają nudzić – podobnie jak postać jedenastoletniego genialnego autystyka i jego matki, empatycznej malarki. A już o pomstę do nieba woła zakończenie, w którym na zaledwie paru stronach autor bardzo lakonicznie, pojedynczymi zdaniami lub równoważnikami zdań podsumowuje kilka kolejnych lat z życia swoich bohaterów. Jakby pisał to na kolanie.
To wszystko już było w ten lub inny sposób osadzone w poprzednich powieściach. W Misterium nie ma skrawka niczego nowego, oryginalnego, innego niż dotychczasowa twórczość autora. Jakby Dean Koontz wziął swoje wcześniejsze teksty, przejrzał na chybcika, powycinał kawałki na chybił trafił i skleił w całość, nie przejmując się faktem, że kopiuje sam siebie i to niezbyt udolnie. Z całkiem niezłego rzemieślnika pióra autor przechodzi na tryb „kopiuj-wklej”. Rozczarowujące.
Podsumowując, Misterium to książka dla zagorzałych czytelników Koontza, ale nawet oni mogą poczuć znużenie i zmęczenie materiału. Należy trzymać kciuki, by może z kolejną powieścią autor wrócił do formy.