Moje życie z Walterami to nowy serial Netflixa skierowany do młodzieży. Tego typu historie oglądają widzowie w każdym wieku. Tym razem jednak coś poszło nie tak!
To taka ironia popkultury, że seriale nazywane młodzieżowymi (lub teen drama) nigdy nie były tylko dla młodzieży i nigdy też nie były oglądane wyłącznie przez tę grupę wiekową. Pewnie łatwiej trafiają do nastolatków, ale przyciągają różne pokolenia. Najlepsi przedstawiciele gatunku stawiali na mądre, dojrzałe i uniwersalne historie. Do hitów na pewno nie zaliczymy produkcji
Moje życie z Walterami. Scenariusz, który powstał na podstawie dzieła literackiego, jest karygodny. Ta opowieść to pasmo absurdów, a jej puenta wyciśnie z Was łzy... ze śmiechu.
Pomysł na serial był naprawdę dobry. Nikki, dziewczyna z Nowego Jorku, traci rodzinę w wypadku. Przeprowadza się więc na wieś do przyjaciółki zmarłej mamy, która wychowuje siedmiu synów. Toż to idealne miejsce dla osoby wyjętej z innego świata – mamy zderzenia kulturowe, naukę życia i tak dalej. Do tego dochodzi motyw żałoby. Dlaczego więc twórcy serialu
Moje życie z Walterami mają to wszystko w głębokim poważaniu? Dostaliśmy zaledwie kilka scen, w których pokazano, jak dziewczyna radzi sobie ze śmiercią bliskich. Zero chęci na pogłębienie tematu. Praktycznie nie pokazano zderzenia tak różnych światów – poza okropnie oklepanymi szkolnymi stereotypami, które pojawiają się od czapy i szybko znikają. Zamiast wykorzystywać to, co wydaje się mocną stroną fabuły, scenarzyści idą w totalną sztampę, która odgrzewa schemat trójkąta miłosnego w okrutnie irytujący sposób.
Każda postać w tym serialu zachowuje się niedorzecznie. Wasze przemyślenia na temat wydumanych konfliktów i innych absurdalnych zachowań bohaterów mogą przypominać moje: "Ale to debilne!". Nie ma tu nikogo myślącego rozsądnie i zachowującego się jak normalna istota ludzka. Scenarzyści osiągnęli mistrzostwo w tworzeniu najgorszych postaci. Oczywiście to owocuje scenami niezamierzenie komicznymi i irytującymi. Konsekwencje decyzji wydają się nie istnieć. Szybko znikają, jakby wydarzenia z dwóch poprzednich odcinków miały miejsce lata temu (nie, czas tak szybko nie leci w fabule). Widać, że twórcy nie rozumieją tego gatunku. Jeśli tak źle napisane produkcje dostają 2. sezon, to z serialami młodzieżowymi musi być naprawdę gorzej, niż myślałem.
Trójkąt miłosny jest największą głupotą tego serialu. Nawet nie dlatego, że to słabe odtworzenie schematu. Po prostu przedstawienie dwóch skrajnie od siebie różnych braci lubiących tę samą dziewczynę wypada katastrofalnie. Największym nieporozumieniem staje się Nikki, która niby decyduje się na jednego, ale... niekoniecznie. Jak mamy sympatyzować z postacią, która wydaje się najgorszym rodzajem kobiety? To osoba, która jest w związku z jednym, ale romansuje z drugim. Nikki staje się postacią antypatyczną, której nie da się kibicować. Przez cały sezon bracia podejmują szereg głupich decyzji, ale koniec końców czarnym charakterem tej historii okazuje się główna bohaterka. To wrażenie całkowicie skreśla serial jako coś godnego polecenia.
Moje życie z Walterami to serial lekki, ale gdy zaczniecie przymykać oko na początkowe wady, zaśniecie po kilku odcinkach. To jeden z najgorszych seriali 2023 roku, który jest obrazą dla gatunku seriali młodzieżowych.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h