Drugi sezon serialu Mr. Robot rozkręcał się powoli, ale wreszcie czuć, że jest w tym miejscu, w którym przypomina najlepsze odcinki z poprzedniej serii. Wyczuwalne napięcie, posuwająca się wreszcie do przodu fabuła, ważne dla postaci wydarzenia - to największe zalety.
Odcinek niemal w całości skupia się na poczynaniach Darlene, Mobleya, Trent i Cisco, którzy udostępniają w sieci informacje o tym, jak FBI naruszało prywatność, szpiegując kilka milionów ludzi. Jednak to małe zwycięstwo szybko odchodzi w zapomnienie, bo niespodziewanie w progu domu, który przejęło fsociety, staje jego właścicielka. Co więcej, paranoja hakerów, szczególnie Mobleya, nasila się ze względu na podejrzenie, że wszyscy są obserwowani przez agentów federalnych. Gdzieś w przerwach między obserwowaniem, jak Darlene i spółka rozwiążą bieżące problemy, dostajemy również mało przekonującą dramę z Angelą w roli głównej. Sceny z jej udziałem nie wniosły nic nowego do rozwoju tej postaci, a jej motywacje dalej pozostają zagadką nie tylko dla mnie, ale najwyraźniej też dla scenarzystów – czasem bardzo łatwo zadumać się, jaki naprawdę jest jej ostateczny cel. Wydaje się, że jej wątek w końcu znajdzie jakiś finał; oby stało się to prędko, bo eksploatowanie jej osoby bez istotnego wpływu na fabułę jest zwykłym zapychaniem dziur.
Wracając jednak do sedna, a więc zmagań fsociety z FBI z jednej strony i niespodziewanym gościem (we własnym domu) z drugiej. Ten pierwszy motyw wypada naprawdę dobrze – czuć, że stawka, która przecież cały czas była wysoka, teraz naprawdę osiągnęła wartość krytyczną. Na domiar złego hakerzy wiedzą, że może być już za późno na ucieczkę. Dotyczy to głównie Mobleya i Trenton. Zaczynają kwestionować swoje działania, pojawia się panika. Relacja tych postaci jest delikatnie nakreślona, ale widoczna – nie tylko za sprawą sceny otwierającej odcinek, ale też dzięki temu, że są jedynymi osobami, które tak naprawdę nie zyskały nic realnego po wydarzeniach z finału pierwszej serii, a teraz muszą się zmagać z konsekwencjami. Koszty wydają się przeważać zyski w ich przypadku. Choć to postacie drugoplanowe, oboje dostali w tym tygodniu odpowiednio dużo czasu, aby się pokazać.
No url
To wszystko bardzo zgrabnie łączy się z drugim wątkiem, a więc spotkaniem Darlene z Susan Jacobs, kobietą, która przyłożyła rękę do tego, że E Corp wyszło obronną ręką z afery z toksycznymi odpadami. Tutaj poznajemy jeden z powodów, dla których Darlene jest tak mocno zaangażowana i oddana sprawie – choć była wtedy małą dziewczynką, doskonale zapamiętała Susan z rozprawy sądowej, pośrednio obwiniając kobietę za śmierć ojca. Kiedy siostra Elliota z wyrachowaniem zabija zakładniczkę, nadaje to kontekst wątpliwościom Mobleya i Trent. Pokazuje dobitnie to, co w sumie było już wiadomo wcześniej. Fsociety, ich wszystkie działania to produkt nienawiści i chęci zemsty rodzeństwa Aldersonów. Nic więcej. W końcu flashbacki, które widzieliśmy w poprzednich odcinkach, pokazujące, jak powstało fsociety, i sugerujące to, co właśnie napisałem, znalazły swoje potwierdzenie w prostym, oschłym akcie morderstwa.
Należy niewątpliwie pochwalić oszczędną realizację tego odcinka. W kadrze znajduje się tylko to, co jest ważne, więc czuć, że każda scena ma znaczenie. Daje to też miejsce aktorom na pokazanie swojego warsztatu. Również ścieżka dźwiękowa odzwierciedla prostotę – muzyki nie ma zbyt wiele, ale zawsze, kiedy się pojawia, pasuje do tego, co dzieje się na ekranie, i podkreśla akcję subtelnie, bez nadawania emocjonalnego kontekstu na siłę. Spokojne tempo odcinka wyjątkowo nie raziło – wielokrotnie zarzucana przeze mnie nuda wyparowała, ale to głównie dlatego, że w końcu Sam Esmail ma jakąś historię do opowiedzenia: konkretną, dobrze napisaną i prowadzoną w określonym kierunku.
Na koniec muszę się jeszcze odnieść do nieobecności Elliota. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że brak głównego bohatera bezpośrednio wpłynął na to, że dostaliśmy bardzo dobry odcinek. Cóż, zwrot akcji z ostatniego odcinka był bardzo kontrowersyjny i niewątpliwie rozbudził dyskusję, którą widzowie chcieliby kontynuować, ale cieszy jednak, że na te trzy kwadranse mogliśmy zejść na ziemię i skupić się na czymś innym, potencjalnie ważniejszym dla całego sezonu.
Mimo mojego wcześniejszego malkontenctwa jestem w stanie docenić dobre momenty w tym sezonie – to był niewątpliwie taki moment. W końcu można było zwrócić uwagę na te aspekty
Mr. Robot, które były przysłaniane przez wątki w najlepszym razie przeciętne i niezbyt umiejętnie prowadzone. Sam Esmail ma wielki potencjał twórczy, ale musi przestać próbować trzymać dwie sroki za ogon. Konsekwencja w prowadzeniu historii połączona ze świetną realizacją daje efekty takie, jak ten odcinek. Warto było przeboleć słabsze momenty, z tygodnia na tydzień jest coraz lepiej!
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h