Pochodzenie Kamali Khan od początku było ważne dla twórców Ms. Marvel. To ono w jakimś stopniu nadaje tej produkcji charakter, a samej postaci tożsamość. Nowy odcinek zabierający nas do Pakistanu udowadnia, że twórcy świetnie przemyśleli każdy aspekt fabularny tego serialu. Nie mamy wrażenia, że jest to wymuszone, bo wypada pokazać kulturowe korzenie Kamali. Pakistan ukazano w sposób prawdziwy, ciekawy i emocjonujący, co pozwala jeszcze bardziej docenić kreatywność twórców i świadome wykorzystanie tego motywu. W tym wszystkim najważniejsza jest rodzina. Już relacja Kamali i jej matki była świetna, a tu jeszcze dochodzi babcia i to okazuje się strzałem w dziesiątkę pod kątem ewolucji bohaterki. Bezpośredniość babci w rozmowie o tym, że Kamala jest dżinem, potrafi zaskoczyć, ale to, co jest najważniejsze, to emocje. Babcia, będąca świadoma mocy bransoletki, staje się pewnego rodzaju mentorką dla młodej dziewczyny. Ten wątek ma serce po właściwej stronie. 
fot. Disney+
+4 więcej
Pojawienie się Czerwonych Noży jest ważne, bo dostajemy odpowiedź na pytanie, o co tu tak naprawdę chodzi. Wyjaśnienie kwestii równoległych wymiarów wydaje się zaskakująco zbliżone do kolizji światów multiwersum, o której słyszeliśmy w filmie Doktor Strange w multiwersum obłędu. Jednak chyba chodzi o coś innego. Kolizje doprowadzały do zniszczenia obu rzeczywistości, a dżiny planują coś innego. Ten wątek udowadnia, że jest tutaj jakaś stawka, która może przytłoczyć Kamalę. Dość wesołym pomysłem w tym wątku jest kompletowanie przez bohaterkę kolejnych części kostiumu superbohaterki. Jestem przekonany, że to, co dostała w bazie Czerwonych Noży, będzie też wykorzystane, ale... nadal nie jestem przekonany do maski. Nie wiem, jaką pełni funkcję, bo na pewno nie ukrywa tożsamości dziewczyny. Ta komiksowość jest zbyt umowna. Odcinek kompletnie zawodzi pod względem scen akcji. Mamy fatalną pracę kamery, która nie zawsze jest w stanie dobrze pokazać walczących. Starcie Kamali z Czerwonym Nożem wygląda nieźle, bo skupia się na jej mocach, ale już walka z dżinami jest chaotyczna, nieprzemyślana i dziwnie zmontowana. Podobnie wygląda pościg ulicami, który jest nudny, niedopracowany i mało emocjonujący. Te sceny to zaledwie kilka minut odcinka, więc tym bardziej szkoda, że nie wygląda to dobrze - zwłaszcza pod kątem choreografii. Mamy też decyzję o zabijaniu dżinów, która pojawia się nagle, chociaż w poprzednich scenach sztucznie tego unikano. Gorsze wrażenie pozostawiają czarne charaktery, które są... bez charakteru. Informacja o ich motywacjach związanych z nadpisaniem wymiaru MCU niczego nie zmienia. Starcie z nimi jest tak naprawdę nudne, bo te postacie nie mają żadnej osobowości, a ich artefakty bardziej śmieszą, niż sprawdzają się jako groźne narzędzie destrukcji. W Ms. Marvel koniecznie musi pojawić się jakiś lepszy czarny charakter, bo te dżiny wpisują się na listę z najgorszymi postaciami bez osobowości. To, co jednak pozostaje w pamięci, to fantastyczny cliffhanger, który... przenosi Kamalę w czasie i przestrzeni do granicy indyjsko-pakistańskiej z opowieści rodziców i jej babci. Jest to wielka zagadka generująca multum pytań. Pomysł wręcz idealny i ciekawie pogłębiający opowieść. Przeniesienie Kamali do tego miejsca udowadnia, że to wszystko ma większe znaczenie fabularne. Ms. Marvel – poza kilkoma mankamentami – to świetny serial i 4. odcinek to potwierdza. Bawi, angażuje i wzbudza emocje w najbardziej zaskakujących momentach. Miała być to teen drama, a pod kątem emocjonalnym i rodzinnym jest to serial dojrzalszy niż wiele innych produkcji MCU.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj