Jacek Blawut, dbając o ramy czasowe i zasady rządzące filmem historycznym, w produkcji Orzeł. Ostatni patrol pozwala sobie na zabiegi potęgujące skalę wydarzeń, z którymi mamy do czynienia. Na ekranie dzieje się sporo, ale czy po wyjściu z sali kinowej ta historia zostanie z nami na dłużej? Reżyser opowiada historię słynnego okrętu podwodnego ORP "Orzeł", który w 1940 roku wyruszył na niebezpieczną misję na Morzu Północnym. Zadanie było wyjątkowo trudne, a na załogę czyhało wiele niebezpieczeństw – miny, ataki bombowe i wszelkie inne zagrożenia, które wynikały z usterek okrętu czy zwykłego ludzkiego strachu. Wycieńczenie i długie miesiące służby dały o sobie znać. Wrogów było wielu, a rzuceni na wojnę żołnierze stanęli przed największym wyzwaniem w swoim życiu.
fot. Darek Minkiewicz
+4 więcej
Filmowi trudno zarzucić cokolwiek pod względem realizacji. Ujęcia na okręt znajdujący się pod wodą nie są może zbyt długie, ale bardzo dobrze się prezentują. Nie mamy poczucia, że oszczędzano grosz i próbowano pudrować pewne rzeczy. Okręt znajdujący się pod wodą jest dziełem pracy specjalistów od CGI z polskiego studia Chimney by Edisen i trzeba przyznać, że wykonali kawał znakomitej roboty i wygląda na światowym poziomie. Dużą zaletą filmu jest też świetne panowanie nad przestrzenią, co zapewne wynika z doświadczenia operatorskiego Bławuta. Jako reżyser i scenarzysta doskonale wiedział, jak historia powinna płynąć, by miejsce każdej postaci było dla widza zrozumiałe – nawet mimo specyficznego żargonu i zasad panujących na pokładzie okrętu. Niestety, łyżką dziegciu w beczce miodu są zupełnie nietrafione zabiegi formalne – np. ujęcia z kamer zamocowanych na ścianach. Zamazany obraz i zniekształcony dźwięk nie dają klaustrofobicznego efektu. Raczej odwracają uwagę widza i sprawiają, że trudno zobaczyć emocje malujące się na twarzach bohaterów.  Bławut zadbał o to, abyśmy mogli dowiedzieć się czegoś więcej o bohaterach. Okazuje się, że jeden mężczyzna tęskni za synem, drugi za żoną, a trzeci ma nierozwiązane sprawy na lądzie. Jednak coś tu nie zadziałało. Widać to szczególnie po postaci kapitana Jana Grudzińskiego – Tomasz Ziętek wiarygodnie wypada w swojej roli, ale mam wrażenie, że można było pokazać go z bardziej ludzkiej strony. W ogóle nie czujemy ciężaru podejmowanych przez niego decyzji. Znacznie ciekawsza jest postać Antoniego Pawlickiego, chociaż tutaj też mówimy raczej o bardzo oszczędnym profilu charakterologicznym. Psychologiczny obraz ludzi znajdujących się w fatalnym położeniu nie został dobrze przedstawiony. Czynnik ludzki bardzo rzadko wybrzmiewa z ekranu i nie jest to wina aktorów. Produkcję Orzeł. Ostatni patrol należy pochwalić za stronę techniczną i operatorską. Niestety pod kątem psychologicznym film wypada przeciętnie. Historyczni puryści być może będą zachwyceni (chociaż nie rozumiem sceny strzelania do wrogich okrętów z tak dużej odległości), ale dla zwykłego widza będzie to kolejna historia o bohaterstwie. Obraz tego, z czym musieli zmagać się dowódcy i marynarze okrętu podwodnego, ma jedynie solidne fundamenty. Podczas seansu możemy odczuwać bezsilność i współczucie, jednak nie idzie za tym nic więcej. Recenzja została pierwotnie opublikowana 12 września 2022 roku podczas festiwalu w Gdyni. Podbiliśmy ją na stronę główną z uwagi na premierę w kinach.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj