Robert Kirkman, za sprawą komiksu Żywe trupy, a później opartego na nim serialu, stał się jednym z bardziej wpływowych scenarzystów. Dzięki Mucha Comics dostajemy jego nowe dzieło – Outcast #1, o które również upomniała się telewizja. Chociaż komiks trafia do czytelników w Polsce dopiero teraz, to serial można już było oglądać w naszym kraju na kanale Fox.
W Outcast Kirkman pozostał przy tak lubianych przez fanów mrocznych klimatach. Głównym bohaterem jest Kyle Barnes, który przez całe życie zmagał się z ludźmi opętanymi przez demony. Zaczęło się od jego matki, w czasach, gdy był jeszcze dzieckiem. Traumatyczne dzieciństwo uczyniło z niego antyspołecznego odludka. Człowieka, który najlepiej czuje się zamknięty w czterech ścianach, bez kontaktu ze światem. Pewnie dożyłby tak spokojnej starości, gdyby nie jego siostra, która krzyżuje mu te plany. Wyciąga go z domu, w wyniku czego Kyle, trochę wbrew swojej woli, zostaje wciągnięty w walkę z siłami zła.
Może i sama główna historia nie wygląda na specjalnie pomysłową, w końcu widzieliśmy podobne rzeczy już chociażby w Egzorcyście Williama Petera Blatty'ego, i może faktycznie by nas nie zachwyciła, gdyby nie genialnie nakreślone drugoplanowe postaci i wątki poboczne. Każdy bohater ma jakąś tajemnicę, której poznanie może zmienić znacząco losy całej opowieści. Mało jest tu przypadkowości. Kirkman wszystko bardzo dokładnie przemyślał.
Napisał także niezmiernie ciekawe i realistyczne dialogi, oddające klimat mrocznej opowieści. Nie zobaczymy tu postaci pewnych siebie. Każdy stający twarzą w twarz ze złem jest przerażony i nie ma pewności czy zwycięży, ale mimo to próbuje, bo w sumie co ma do stracenia?
Plansze do Outcast stworzył Paul Azaceta, którego styl niespecjalnie do mnie przemawia. Jego grafiki są w mojej ocenie zbyt groteskowe i niechlujne. Dużo bardziej wolę kreskę, jaką w Żywych trupach posługuje się Charlie Adlard. Nie dziwię się jednak, że telewizja zdecydowała się na ekranizację tego komiksu. Rysunki Azaceta idealnie nadają się na storyboardy.
Artysta ma pewną manierę – pokazuje w oddzielnych rysunkach szczegóły, na które chce, by czytelnik w szczególności zwrócił uwagę. Mnie to akurat denerwuje, bo nie pozostawia czytelnikowi pola do samodzielnego odkrywania szczegółów, ukrytych detali na planszach. Wszystko jest nadmiernie wyeksponowane. Niemniej jednak z niecierpliwością czekam na tom 2.