Historia rozpoczyna się kilka miesięcy po wydarzeniach przedstawionych w pierwszej powieści. Epidemia rozszalała się na dobre, a fale nieumarłych zalewają cały kraj. Nieliczni, którym udało się jakoś przetrwać, próbują odnaleźć się w nowej sytuacji. Ocalali łączą się w grupy, bo w ten sposób mają większe szanse przeżycia. W jednej z takich grup poznajemy Lilly Caul oraz czarnoskórego Josha Lee Hamiltona, głównych bohaterów opowieści. Wskutek pewnych zawirowań, kobieta i mężczyzna zmuszeni są do odejścia. Dołącza do nich kilku przyjaciół, z którymi wspólnie zaczynają poszukiwać nowej bezpiecznej przystani. W końcu trafiają do Woodbury, miejsca, które na pozór zdaje się być spełnieniem marzeń - potężna barykada chroniąca przed szwendaczami, ciepłe mieszkania, jedzenie i tajemniczy Gubernator, czuwający nad bezpieczeństwem mieszkańców. W rzeczywistości miasto gnije jednak od środka...

Zastanawiam się, jak to możliwe, że spośród wszystkich mediów, w których pojawiło się "The Walking Dead", to telewizja wypada najsłabiej. Po zagraniu w produkcję Telltale Games, gdzie niejednokrotnie zbierałem szczękę z podłogi, i przeczytaniu dwóch powieści, które emocjonalnie potrafią człowiekiem sponiewierać, serial jawi mi się ledwie jako marna namiastka komiksowego pierwowzoru.

Różnice widać już chociażby w sposobie kreowania postaci Gubernatora, który w Drodze do Woodbury jest tylko u początków swojego szaleństwa, a wydaje się dużo bardziej przerażający od swojego odpowiednika ze stacji AMC. Istotne jest również to, że autorzy w ciekawy sposób ukazują jego wewnętrzną walkę pomiędzy dwiema osobowościami, bo, jak wiemy, Philip wcale się tak nie nazywa. Pomagają nam też zrozumieć, co kieruje tym antagonistą, dzięki czemu możemy spojrzeć na tę postać pod zupełnie innym kątem. Mimo iż nie zaczniemy mu raczej kibicować, to już z pewnością poczujemy do niego odrobinę empatii.

Kirkman i Bonansinga stawiają przede wszystkim na bohaterów, panujące między nimi relacje i negatywne cechy charakteru, które dają o sobie znać w sytuacjach kryzysowych. Pozostają więc wierni tradycji i traktują zombie jako dodatek, na pierwszy plan wysuwając mroczną stronę ludzkiej natury. Staniemy się świadkami staczania w coraz głębsze odmęty alkoholizmu, sprzedawania własnego ciała w zamian za narkotyki itp. zachowań, które w świecie z bardzo elastyczną moralnością są na porządku dziennym. W książce nie brakuje mocnych motywów, które przerażają tym bardziej, że wydają się wielce prawdopodobne w obliczu tego typu kataklizmu.

Gwoli ścisłości, Żywe Trupy: Droga do Woodbury nie redefiniuje gatunku, nie wyznacza nowych trendów i jak najbardziej korzysta z szablonów występujących w opowieściach o żywych trupach. Nie oszukujmy się, ciężko w tym temacie wymyślić coś nowego i każdy nowy tytuł będzie jedynie powielaniem wcześniejszych pomysłów lub ich wariacją. Liczy się sposób podania, a panowie swoją opowieść serwują z gracją, której nie powstydziliby się najlepsi szefowie kuchni. Nagłe zwroty akcji, skutecznie grające na emocjach, oraz kapitalny styl, który chwaliłem już przy okazji Narodzin Gubernatora sprawiają, że apetyt rośnie w miarę jedzenia i czytelnik łakomie pochłania kolejne strony. Pod tym względem książce nie można absolutnie niczego zarzucić, chociaż i w innych aspektach trudno dopatrzyć się jakichś poważniejszych wpadek (jeśli nie liczyć kilku rozwiązań, które nie każdemu muszą przypaść do gustu).

Druga z powieści osadzonych w świecie "The Walking Dead" to nie lada gratka dla wszystkich fanów tej marki. Wiele wątków, które wcześniej mogły rodzić pytania, tutaj zostaje wyjaśnionych - chociażby początki krwawych walk gladiatorów organizowanych przez Gubernatora. Pojawiają się również znane postacie, że pozwolę sobie wspomnieć Martineza. W historii bez problemu odnajdą się także osoby, które dopiero zaczynają przygodę z "Żywymi Trupami". Jest ona zrozumiała i nie wymaga znajomości poprzedniej powieści ani pozostałych mediów, aczkolwiek czytelnicy obeznani w uniwersum stworzonym przez Kirkmana z pewnością znajdą dodatkowe smaczki.

Co tu dużo pisać, Żywe Trupy: Droga do Woodbury to kawał solidnej lektury, która powinna usatysfakcjonować każdego, kto lubi zombie i klimaty wyniszczonego przez nie świata. Czyta się szybko i z wypiekami na twarzy. W tym temacie bez wątpienia trudno na rynku o cokolwiek lepszego.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj