Wszystko, czyli szalone, niesamowite i powikłane losy Kim Keller, którą poznawaliśmy konsekwentnie przez kolejne tomy serii. I choć Leo tak naprawdę nie serwuje w tej części niczego nowego, to fani powinni być zadowoleni. W końcu wiedzą dobrze, czego się spodziewać. Mam wielką sympatię do Leo ze względu na kreacyjny rozmach przedstawianych światów. Niby to swojska, na wpół znajoma Amazonia, ale przetransferowana na obce planety, a co za tym idzie – z zupełnie odmienioną florą i fauną. I to właśnie pomysł na zasiedlenie światów jest najmocniejszym punktem nie tylko tego tomu, ale i wszystkich poprzednich. Gdy przyjrzymy się zawiłościom fabularnym, okaże się, że mamy powtarzanie tych samych ogranych motywów, oscylujących wokół dość dynamicznego łączenia się w pary kolejnych bohaterów oraz ciągłego znikania i poszukiwania któregoś z nich. Są to dość charakterystyczne elementy, z których artysta stara się coś ułożyć. Ale ile oryginalnych budowli da się wznieść za pomocą tego samego zestawu elementów? Bolączką komiksów autora jest drażniący brak logiki w zachowaniach postaci. Ich decyzje są zaprzeczeniem zdrowego rozsądku i wrodzonego instynktu zachowawczego. Nie wspomnę nawet o standardowych procedurach i protokołach naukowego postępowania w ramach badań. Bohaterowie komiksu zachowują się jak rozkapryszone dzieci (na dodatek błądzące we mgle), które robią to, na co akurat przyjdzie im ochota, bez zastanowienia się nad konsekwencjami, nad słusznością poczynań. To impulsywne, bezmyślne jednostki, które wpadają w kłopoty głównie przez zaniechanie elementarnych wzorców zachowań w zetknięciu z nieznanym. Jednak to jeden ze znaków rozpoznawczych serii, więc trudno spodziewać się, że autor nagle zmieni charakterystykę swoich fabuł, skoro konsekwentnie trzymał się jej przez poprzednie tomy.
Źródło: Egmont
Interesujący motyw (również powtarzalny) w Powrocie z Aldebarana stanowi akcentowanie, jakim zagrożeniem jest ksenofobia i niechęć do obcych, a także to, ile szkody może wyrządzić instytucjonalna religia, starająca się narzucić prawodawstwo i światopogląd ogółowi społecznemu. To wątki, które mocno manifestują się w całej twórczości autora, a w niniejszym albumie zdają się wracać wręcz ze zdwojoną siłą. I to akurat dobrze, bo zachowania patologiczne, wciąż obecne w społecznych relacjach, warto piętnować z całą mocą i przy każdej okazji. Ponownie też mamy do czynienia z całą galerią fantastycznych stworzeń i roślin. Powrót na Aldebarana urzeka rozmachem wyobraźni autora i kojarzy się z ziemską Amazonią. Dzięki temu kreacja świata nie jest aż tak bardzo obca, by nas nie zachwycić, nie zaciekawić. Możemy wciągnąć się w ten – pod wieloma względami urokliwy, choć miejscami również niebezpieczny i dziki – świat.
Owszem, dalece temu komiksowi do ideału. Leo serwuje powtarzalne pomysły, rysuje postaci ludzkie według mocno schematycznego szablonu, nie stroni od ochoczego obnażania kobiet oraz zupełnie nie przejmuje się ludzkim instynktem samozachowawczym czy logiką przy kreśleniu ciągów przyczynowo-skutkowych. Jednak nadal potrafi budować chwytliwą opowieść w ramach przyjętej konwencji, przemycać w jej obrębie słuszne społeczne przekazy i niezmiennie urzekać plastycznością prezentowanej flory i fauny. Ci, którzy odbili się od komiksów Leo, nie przekonają się do nich po lekturze Powrotu na Aldebarana. Jednak ci, którzy je – mimo wad – pokochali,  znajdą tu wszystko, co charakterystyczne dla brazylijskiego artysty. Ni mniej, ni więcej.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj