Jack Reacher wraca w 2. sezonie serialu Prime Video. Produkcja oparta jest na książce autorstwa Lee Childa zatytułowanej Elita zabójców. Czy twórcom udało się utrzymać wysoki poziom? Sprawdzamy.
Jack Reacher (Alan Ritchson), tak samo jak w poprzednim sezonie, przemierza Stany Zjednoczone, starając się nie trafić na radar służb mundurowych. Unikanie policji jest niezwykle trudne, bo bohater nie pozostaje bierny, gdy widzi ludzką tragedię. Podczas swojej podróży dostaje wiadomość od podopiecznej z jednostki, którą przed laty uformował i prowadził. Okazuje się, że ktoś eliminuje członków tej drużyny. Reacher z pomocą przyjaciół postanawia znaleźć sprawcę i dotkliwie go ukarać. W końcu członkowie byłej jednostki są dla niego jak rodzina. A rodzina jest święta!
Nie wiem, czy to możliwe, ale Alan Ritchson wydaje się większy i bardziej umięśniony niż w pierwszym sezonie serialu
Reacher. Swoim wyglądem jeszcze bardziej przypomina bohatera, którego Lee Child stworzył na kartkach powieści. Chwilami odniosłem wrażenie, że jest on potężniejszy niż The Rock, a to już spore osiągnięcie. Właśnie takiej postaci brakowało mi we współczesnych serialach czy nawet kinie. Mamy bowiem do czynienia z kimś, kto najpierw działa, a później się zastanawia. Reacher jest przekonany, że istnieje grupa społeczna (i to dość spora), która rozumie tylko język pięści. Nie ma co tracić czasu na zbędne gadanie! Widz przekonuje się (a może raczej przypomina sobie) o tym już w pierwszych minutach odcinka otwierającego 2. sezon – w scenie, w której były wojskowy rozprawia się z człowiekiem, który uprowadził vana z dzieckiem w środku.
Nowa odsłona przygód Reachera to ekranizacja jedenastej powieści autorstwa brytyjskiego pisarza Lee Childa. Widać więc, że twórcy, przygotowując serial dla Prime Video, nie trzymali się książkowej chronologii. Mówiąc szczerze, nie przeszkadza to w odbiorze całości. W nowej odsłonie dowiadujemy się więcej o przeszłości Jacka. W scenach retrospekcyjnych możemy zobaczyć, jakim był dowódcą, i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy Reacher w mundurze to pod względem zachowania inny człowiek niż Reacher w cywilu. Odpowiedź nie jest jednoznaczna. W
Elicie zabójców dochodzi do solidnego rozwoju postaci. W pierwszym sezonie bohater za wszelką cenę chciał pomścić śmierć brata. Tym razem mamy do czynienia z osobą, która pragnie ocalić część swojej wojskowej rodziny. Opieszałość w działaniu może skutkować kolejną śmiercią członka zespołu. Reacher jest więc bardziej zdecydowany, a miejscami nawet bardziej zdesperowany, bo wie, że walczy z czasem, a przed nim stoi więcej pytań niż odpowiedzi.
Alan Ritchson po raz kolejny udowadnia, że jest perfekcyjnym Jackiem Reacherem. Zawładnął tą postacią! Przywdział ją na siebie jak idealnie skrojony garnitur. Nie wyobrażam sobie innego aktora mogącego grać tę rolę (nawet w przyszłości). Równie dobrze przeprowadzony został casting aktorów do nowej jednostki. Postacie mają oczywiście różne umiejętności i zupełnie inne charaktery. Osobą, która alarmuje Jacka o nieciekawej sytuacji, jest jego podopieczna Frances Neagley – kobieta, która siłą fizyczną nie ustępuje swojemu byłemu dowódcy. Może nie jest tak monstrualnie umięśniona, ale wie, jak uderzyć, by zabolało. Grająca ją Maria Sten świetnie prezentuje się w powierzonej roli. Ma odpowiedni luz i potrafi rzucić sarkastycznym dowcipem, gdy jest taka potrzeba. Widz z miejsca kupuje jej więź z Reacherem. W produkcji pojawia się także specjalista od walki na noże – David O’Donnelly grany przez Shauna Spiosa. Jest to typ klasowego klauna, który często rzuca różnymi żarcikami, ale większość z nich jest chybiona. To specjalista w swojej dziedzinie, ale za dużo mówi. Najbardziej rozpoznawalnym nazwiskiem w tej grupie jest
Serinda Swan grająca miłość Reachera, czyli major Karlę Dixon. Aktorka ma spore doświadczenie w kinie akcji, więc dobrze daje sobie radę. Widać, że czekała na rolę, w której będzie mogła pochwalić się nie tylko urodą, ale też umiejętnościami kaskaderskimi.
Pierwsze trzy odcinki, które dostaliśmy na start, pokazują, że twórcy nie spoczęli na laurach ani nie obniżyli poziomu, do którego nas przyzwyczaili w pierwszym sezonie. Wprost przeciwnie – zwiększyli liczbę postaci, podkręcili trochę tempo akcji i pokazali, że mają jeszcze więcej pomysłów. Trzeba przyznać, że na razie akcja jest wartka i nie ma tutaj zbędnych, przegadanych ani rozwleczonych scen. Scenarzyści wyciągają z powieści Childa, ile się da, i pięknie przekładają to na język kinematografii. Dzięki temu dostaliśmy ekranizację niemal perfekcyjną. Mam nadzieję, że taki poziom uda im się utrzymać do samego końca. Na razie jest to jeden z lepszych seriali tego roku – dokładnie to, czego oczekiwałem po
Reacherze.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h