Pytanie, czy Republiką złodziei udało mu się zadośćuczynić te pięć lat czekania. Pod względem objętości jest to lektura naprawę syta: 650 stron druczkiem drobnym, zawartym pomiędzy tak wąskimi marginesami, że momentami niewygodnie się czyta, bo treść niknie w złączeniach na grzbiecie. Ale przecież człowiek nie zwraca uwagi na obsługę, kiedy jest prawdziwie wygłodniały. Nie przejmuje się też tym, że wchodząc na Mount Everest, czeka go trochę niewygody: zimno, mokro, brak tlenu i twittera, bo czymże jest garść nowych followerów w porównaniu z widokami z dachu świata? No niczym.

Ta wysokogórska hiperbola w przypadku Lyncha ma swoje usprawiedliwienie, bowiem jest to autor, który potrafi wznieść się na prawdziwe wyżyny. Cykl "Niecni Dżentelmeni", opowiadający historię Locka Lamory, genialnego złodzieja (w stylu "Ocean’s Eleven"), do tej pory zachwycał czytelników przede wszystkim dobrze skrojoną intrygą. W trzeciej części nadal trzyma się wypracowanego już schematu narracji dwuliniowej – główna fabuła uzupełniona jest drugim, osobnym, ale równie ważnym wątkiem z przeszłości bohatera. Autor balansuje pomiędzy tymi dwiema historiami bardzo zręcznie. Nie traci kontroli, potrafi utrzymać napięcie w obu opowieściach, żadnej z nich nie traktując po macoszemu. Historia z przeszłości to wątek równie ważny, wciągający i starannie przygotowany co wątek "współczesny".

Poważnym argumentem dla tych, którzy czytali poprzednie części i nie są przekonani, czy chwycić za następną, powinien być fakt, że w Republice złodziei w końcu poznajemy tajemniczą Sabethę, miłość życia Locka. Jest jedną z kluczowych postaci w obu wątkach, przez co trzecia część cyklu staje się swego rodzaju historią miłosną. Motyw z przeszłości opowiada przesłodką (do czasu) historię o nastoletnim zauroczeniu, które - jako że Lynch raczej nie inspiruje się twórczością Disneya - zostaje zakłócone przez prozę życia, czyli tragiczne wydarzenie krwią zakrapiane. W wątku "współczesnym" bohaterowie spotykają się po latach i nie zamierzają udawać, że uczucie pomiędzy nimi wygasło. Ale nie drżyjcie, zapis procesu wzajemnego uwodzenia się ma być tutaj tylko tłem dla wielkiej, politycznej rozgrywki pomiędzy dwoma partiami w Karthain, które w przeddzień wyborów zatrudniają naszych bohaterów jako cichych szefów kampanii wyborczej. A w to wszystko mieszają się jeszcze więzimagowie, więc nie należy spodziewać się sielanki.

Witajcie w świecie, który skumulował w sobie cały potencjał intelektualny. W uniwersum stworzonym przez Lyncha nie ma ludzi skromnych i zahukanych, a każdy na słowa mógłby się mierzyć z Garfieldem i doktorem House'em. Ironia i inteligentny sarkazm to główne cechy stylu autora, który popisuje się nimi, gdzie tylko się da. Ten przeintelektualizowany humor kupił mnie od razu, jednak o ile w pierwszej części "Niecnych Dżentelmenów" czytało się lynchowskie dialogi z niebywałą przyjemnością, o tyle w drugiej zapalała się czerwona lampka przesytu. Bardzo byłam ciekawa, jak kwestia rozwinie się w kolejnej. Błyskotliwość dialogów nadal trzyma poziom i nie można autorowi zarzucić obniżenia lotów, jednak jestem już pewna, że zarzut braku umiaru nie jest bezpodstawny. Doszło do tego, że w Karthain każdy, niezależnie od statusu społecznego (chłop, karczmarz, urzędnik, szlachcic), ma w zanadrzu jakąś ciętą ripostę niczym wybitny intelektualista.

Lynch zaludnił swój świat społeczeństwem utopijnym. Nie ma tutaj niemych osobowościowo NPC-ów, każdy jest JAKIŚ, nawet byle chłopiec stajenny ma coś do powiedzenia. Książki tego autora to festiwal złożonych postaci, który jest w stanie zrównoważyć ogół współczesnej fantastyki opiewającej w bohaterów sztampowych i dwucechowych ("piękna i zabójcza", "odważny i mądry" itd.). Jeśli chodzi o nakreślenie głównych bohaterów, najwięcej dobrego daje konwencja zrównoważonej narracji dwutorowej – tego, co dziś, i tego, co dawniej. Poznajemy nie tylko bohatera takiego, jakim się stał, ale pogłębiamy jego wizerunek o to, jakim był, jak się zmienił i co było tej zmiany przyczyną. I nie dzieje się to w formie wspominkowej, co jest bardzo ważne.

"Niecni Dżentelmeni" nadal urzekają swoją błyskotliwością – nawet jeśli autor ewidentnie stara się nią popisywać. W porównaniu z poprzednimi częściami Republika złodziei jest o wiele lżejsza, a intryga mająca za zadanie rzucić mroczny cień na przeszłość bohatera, cóż… Pozostaje trzymać kciuki, że autor zrezygnuje z takiego rozwiązania. Mimo wszystko warto było czekać. Jazda na opinii, za to bez trzymanki.

To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj