Po sukcesie filmu Dzieciak rządzi i ogromnej popularności serialu animowanego twórcy wracają z kolejnymi przygodami braci Templeton. Czy jest to jednak powrót z jakimś pomysłem? Czy może próba szybkiej kapitalizacji popularności?
Reżyser Tom McGrath jest specjalistą od kontynuowania historii, które potencjalnie wydają się zakończone. Przedłużył żywotność
Madagaskaru, a teraz stara się zrobić to samo z
Dzieciak rządzi, który był sporym hitem wytwórni Dreamworks. Produkcja miała tak dużą grupę fanów, że doczekała się nawet serialowej kontynuacji na platformie Netflix. Jednak wiadomo, że to kino daje największe możliwości dotarcia do nowej grupy odbiorców. Tak więc wytwórnia zatrudniła ponownie scenarzystę Michaela Mccullersa, by powrócił do świata braci Templeton i wyprawił ich w kolejną szaloną przygodę. I tu zaczęły się pierwsze schody. W nowej historii nasi bohaterowie już są dorośli. Mało tego, Tim jest nawet ojcem dwóch córek, a najmłodsza poszła w ślady wujka i wstąpiła do bobasowej korporacji.
Drogi niegdyś bardzo zżytych ze sobą braci się rozeszły. Jeden stał się domowym tatą, drugi rekinem biznesu. Kontakt mają ze sobą sporadyczny. Ted wpada raz na jakiś czas swoim prywatnym odrzutowcem, by rozpieścić bratanicę drogimi prezentami i w sumie na tym się te spotkania kończą. Każdy prowadzi swoje dorosłe życie.
Rodzinka rządzi ma uzmysłowić młodym widzom (i dorosłym w sumie też), jak ważne są więzi między rodzeństwem. Jak bardzo niepełne staje się nasze życie, gdy nagle brat czy siostra znikają z naszych radarów. Możemy oczywiście tak jak Tim udawać, że nic wielkiego się nie stało, ale skrywana złość będzie nas zżerać od środka. I o tym w sumie opowiada historia napisana przez Mccullersa. Oczywiście jest w niej szalony naukowiec i zagrożenie dla całego świata, ale to wszystko jest tylko pretekstem do ukazania, jak powinna wyglądać zdrowa, kochająca się rodzina. Twórca zaznacza, jak proste i beztroskie było nasze życie, gdy byliśmy mali, i ile pracy trzeba włożyć w to, by te więzi rodzinne się nie rozpadły.
Problem z kontynuacją hitu z 2017 roku jest taki, że jest to bardzo wymuszona historia. Nie ma w niej naturalności. I oczywiście, że fani ucieszą się, gdy Tim i Ted za pomocą specjalnego specyfiku znów staną się dziećmi, ale to już nie to samo. Czuć w tym sztuczność i walkę z deadlinem, który pewnie postawiono Mccullersowi. Pierwsza część była zabawna i pomysłowa, a druga jest okropnie wtórna. Brakuje jej poczucia humoru i wciągającej historii. Może oryginalną wersję ratują głosy
Alecka Baldwina czy
Jeffa Goldbluma, ale że w polskich kinach jest wersja dubbingowa, to ten atut gdzieś ucieka. I nie zrozumcie mnie źle, są tutaj gagi, które wywołują o najmłodszych widzów śmiech, ale takich momentów jest mało. Połowę mniej niż było w poprzedniej odsłonie serii. Coś tu nie zagrało. Moim zdaniem nikt z fanów nie chciał tak szybko zobaczyć na kogo wyrośli bohaterowie pierwszej części.
Pod względem wizualnym jest tak samo jak w 2017 roku. I nie wiem, czy można to zaliczyć na plus. Technologia komputerowa jednak poszła do przodu, ale kompletnie tego nie widać na ekranie. Jakby twórcy bali się cokolwiek zmienić czy unowocześnić.
Rodzinka rządzi w porównaniu z
Psim Patrolem rozczarowuje. Widać, że twórcy mieli coś widzom do przekazania, ale kompletnie nie potrafili tego obudować w ciekawą, angażującą historię. Akcja się toczy, a dzieci powoli zaczynają tracić zainteresowanie i wiercą się na fotelach, co nigdy nie jest dobrą oznaką. Nie wiem, czy ten film lepiej prezentuje się w oryginalnej ścieżce dźwiękowej, ale w rodzimej po prostu miejscami nudzi.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
⇓
⇓
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h