Wiele lat temu Freya należała do Klanu. Wspomnienia i związana z nimi paranoja zaczynają do niej wracać, gdy wiadomości donoszą o zaginięciu miejscowej dziewczynki. Teraz już dorosła kobieta i matka boi się o bezpieczeństwo swojego synka Billy’ego. Tak prezentuje się Sekta. Od pierwszego odcinka śledzimy historie dziejące się w dwóch liniach czasowych. Pierwsza to Klan w latach „świetności”. Dowiadujemy się, jak żyją dzieci wychowane przez sektę, kto jest najwyżej w hierarchii, które dziecko jest ulubieńcem przywódczyni i jakie podejście do tego ma policja, szczególnie po zaginięciu małej dziewczynki. Druga jest skupiona na dorosłym życiu Freyi z synkiem – powoli odkrywa karty, gdzie kto wylądował po latach. Problem polega na tym, że trudno się tym zainteresować. Wiele się domyślamy, ale wątki są odsłaniane bardzo powoli. Przez większość pierwszego odcinka byłam lekko zdezorientowana. Nie wiedziałam, jak przeszłość łączy się z przyszłością, kto tak naprawdę będzie główną postacią i czy w ogóle będzie to dla mnie ciekawe. Postacie – enigmatyczne, dziwne, lekko niepokojące, ale bez wyrazu. Po trzech odcinkach mamy skrawki informacji i żadnych konkretów. O Freyi wiemy trochę więcej, więc możemy sobie poteoretyzować, co ją motywuje i dlaczego po tylu latach dalej ma kontakt z członkami Klanu. Jednak tak naprawdę niewiele wiemy o jej życiu. Przywódczyni sekty, Adrienne, powoduje u innych niepokój i sprawia, że bohaterowie są wobec niej lojalni – czy to przez strach, czy miłość. Sami członkowie Klanu nie wzbudzają dużego zainteresowania – są i słuchają poleceń. Nawet jeśli ktoś się wyróżni, powie coś ciekawego, wątek nie jest ciągnięty dalej i wracamy do przewidywalności. Jeśli zaś chodzi o policję – bardziej schematycznie się nie dało. Mamy jednego detektywa, który jest niesamowicie zaangażowany w znalezienie zaginionej dziewczynki i podejrzewa o to Adrienne i jej wyznawców, oraz drugiego, który jest po złej stronie mocy. No i oczywiście komendanta, którego wkurza ten zbyt zaangażowany. Nie ma ani jednej postaci, której historia mnie wciągnęła. Nie ma takiej, której nienawidzę, lubię czy kocham. Wszyscy bohaterowie są mi niezwykle obojętni. Jasne, naturalnym odruchem jest to, że szkoda nam dzieci wychowywanych w sekcie. To jednak nie jest zachętą, by oglądać serial. Aktorsko też jest dziwnie. Powiedziałabym nawet, że trochę sztywno. Teresa Palmer (Freya) radzi sobie dobrze, ale nie ma szału. Nie ma co się jednak nad tym rozdrabniać, bo nie było do tej pory zbyt wiele momentów, w których mogła się aktorsko wykazać. Julia Savage, która gra jej młodszą wersję, radzi sobie trochę lepiej z przykuwaniem uwagi widza. Ten wyraz wiecznego strachu czy zdenerwowania sprawia, że postać rzeczywiście nas obchodzi – a jak już wspomniałam, jest to rzadkość w tej produkcji. Jeśli chodzi o przywódczynię Klanu, Adrienne, nie wiem, co myśleć. Miranda Otto zdecydowanie wyróżnia się na ekranie, ale czy to kwestia dobrej gry, czy tego, że jej postać jest po prostu najciekawsza? Trudno powiedzieć. Co do całej reszty – są, ale mogłoby ich nie być. Nie ma raczej żadnego przykładu naprawdę złego aktorstwa, ale o tym dobrym też nie da się wiele powiedzieć. Jest pod tym względem mało interesująco. Na plus zasługują za to piękne ujęcia i kostiumy. Na ekranie widzimy bardzo surowy klimat. Krajobrazy, słońce i zieleń bardzo ładnie kontrastują z szarością i zimnem np. domu, w którym Klan wychowuje dzieciaki. Podobnie kostiumy – kiedy trzeba, zlewają się z otoczeniem i przez większość czasu tak to właśnie widzimy. Jednak gdy wchodzi postać Matki, przywódczyni, wiadomo, na kogo trzeba zwracać uwagę. Ujęcia i kolory są bardzo intencjonalne. Dla mnie zawsze jest to plus, szczególnie kiedy fabuła nie porywa. Przynajmniej możemy zawiesić oko na czymś estetycznym przy ziewaniu. Twórcy tego serialu zainspirowali się historią jednej z niewielu sekt na świecie, której głową była kobieta. Społeczność składała się z ludzi wykształconych, a w niewiadomy i szybki sposób omamionych. Dzieci – które zostały zabrane ze szpitali, by wychować je w „idealnych warunkach” – odurzano LSD i farbowano im włosy, by były przekonane o swoim pokrewieństwie. Naprawdę ciekawa historia, trudna i niepokojąca, a serial Sekta na razie tego nie oddaje na ekranie. Pierwsze trzy odcinki są zwyczajnie nudne. Kiedy wątek nas zainteresuje, okazuje się mało ważny. Losy postaci nie wzbudzają żadnych emocji, a jeśli już pojawiają się w naszej głowie jakieś teorie, to zapał tracimy bardzo szybko. Trudno zapamiętać jedną minutę przebłysku ciekawości, gdy przez kolejne kilkanaście ziewamy. Nie twierdzę, że potencjał po tych trzech odcinkach jest całkowicie spalony, ale jeśli w kolejnych tygodniach na ekranie nie zrobi się ciekawiej i dalej nie będziemy widzieć żadnej akcji, nie wróżę tej produkcji sukcesu.
To jest uproszczona wersja artykułu. KLIKNIJ aby zobaczyć pełną wersję (np. z galeriami zdjęć)
Spodobał Ci się ten news? Zobacz nasze największe HITY ostatnich 24h
Skomentuj