W pilocie wyrokowałem, że fabula serialu będzie skupiać się na rywalizacji Karen i Ivy o rolę Marylin, lecz twórcy kończąc drugi odcinek pozytywnie zaskoczyli. Rolę od razu dostała Ivy (po prywatnej "rozmowie" z reżyserem), co wpływa na realizm produkcji. W końcu byłoby to zbyt bajkowe, gdyby w ważnym musicalu dostała rolę debiutantka, podczas gdy czeka na nią doświadczona aktorka. Trudno przewidzieć, jak to dalej się potoczy - Ivy nie sprosta i wezmą debiutantkę?
[image-browser playlist="604974" suggest=""]fot. Patrick Harbron/NBC
Smash imponuje dobrą mieszanką coverów z oryginalną muzyką. Poziom tego elementu jest wysoki, na co duży wpływ mają także obie wokalistki. Utwory wpadają w ucho - zwłaszcza gdy śpiewa je Katharine McPhee (Karen). Jej wokal posiada coś wyjątkowego, co przykuwa i działa na emocje odbiorcy. Nadal nie przekonuje mnie Megan Hilty, której brakuje ekranowej charyzmy - jej głos także nie ma w sobie nic specjalnego, chociaż w ostatniej piosence, fantastycznie powiązanej z fabułą, delikatnie zaczęła się rozwijać. Tekst i sposób wykonania był ciekawy, ale... brakowało emocji - w końcu śpiewa o spełnianiu marzenia po tym, jak dostała upragnioną rolę. Aktorka próbuje osiągnąć ten stan, ale kompletnie jej to nie wychodzi.
Fabuła drugiego odcinka jest ciekawa i pozbawiona nudy. Po tym epizodzie dostrzegłem wiele subtelnych klimatycznych nawiązań do musicali ze Złotej Ery Hollywood - brakuje nam jedynie postaci w typie Freda Astaire czy Gene'a Kelly'ego, aby to odczucie było kompletne.
[image-browser playlist="604975" suggest=""]fot. Patrick Harbron/NBC
Smash prezentuje się niezwykle urokliwie i intrygująco. Obecnie w telewizji nie ma innego serialu, który byłby utrzymany w takim klimacie (Glee to zupełnie inna bajka). Oby dalsze odcinki były także nasycone dobrą muzyką i oby postać Ivy przeszła jakąś metamorfozę, bo na razie jest nijaka.
Ocena: 7/10